W tym dziale zapraszamy do lektury wywiadów z twórcami literatury sensacyjnej.
„Około siedmiu procent populacji Wielkiej Brytanii chodzi do szkół publicznych (czyli bardzo prywatnych!) (w Wielkiej Brytanii 'public school' – szkoła publiczna – to nazwa szkoły prywatnej; szkoła publiczna/powszechna w polskim rozumieniu to 'state school' – przyp. red.). Ich absolwenci stanowią dość nieproporcjonalną reprezentację w polityce, sądownictwie itp. Na przykład trzech z naszych ostatnich czterech premierów chodziło do szkół publicznych (dwóch z nich do Eton) i do Oksfordu. W moich książkach znajduję zawsze ujście niezadowoleniu z powodu takiego stanu rzeczy”.
„Chciałem pokazać głównego bohatera „Układu” jako człowieka, który uparcie dąży do celu. Kogoś, kto nie ma nic do stracenia i będzie chciał do końca wyjaśnić, dlaczego zaginął młody dziennikarz śledczy. Grot jako osoba po przejściach mógł iść do przodu, nie patrząc na konsekwencje. W prawdziwym życiu każdy dochodzi do pewnego momentu, kiedy odpuszcza z obawy o swoje lub najbliższych bezpieczeństwo. Ja także, działając jako detektyw, kalkulowałem ryzyko i nie brałem zleceń, po przyjęciu których musiałbym się oglądać za siebie”.
„Przez pewien czas pracowałam z Hindusem, który miał na imię Kanta. Bardzo nienaturalne wydawało mi się to, że męskie imię kończy się na literkę „a”, bo przecież w Polsce to zwykle żeńskie imiona są na nią zakończone. Więc mówiłam Kant. Nawet w czasie rozmowy z naszym przełożonym. A kant, choć inaczej pisane, to w języku angielskim dość niecenzuralne słowo. Było mi bardzo głupio, kiedy się zorientowałam, ale cóż, nie dało się już tego odkręcić”.
„O tym, że ludzie potrzebują śmiechu, a także zagadek świadczy chociażby fakt, że pojawia się coraz więcej komedii kryminalnych na rynku wydawniczym i coraz więcej ludzi po nie sięga. Jedną z krytyk, jakie dostałam, to właśnie fakt, że ktoś poczuł się rozczarowany tym, że w książce nie było hektolitrów krwi oraz brutalnego zabójcy i że komedia kryminalna to nie kryminał. Otóż właśnie nie! Moim zdaniem można z sukcesem łączyć oba gatunki, ponieważ nie wszyscy koniecznie chcą się bać i czytać o brutalnych zbrodniach przed snem, co udowodniła nam Joanna Chmielewska”.
„Nie myślę o moim pisarstwie w kategoriach sukcesu. Pisarze wciąż śrubują wyniki sprzedaży książek, nieustannie podnoszą poprzeczkę względem tego, co na daną chwilę można uznać za sukces. To wszystko sprawia, że ten termin staje się nieostry. Coś jak pogoń za króliczkiem. W trakcie pracy próbuję się nie zastanawiać nad przeszłością, ani czym może zaowocować właśnie ta książka. Po prostu staram się w pełni zanurzyć w świecie, który opisuję, bez rozważań, czy przyniesie to sukces, czy porażkę”.
Nie prowokuję do refleksji nad kondycją tego świata. Zależy mi na tym, żeby wzbudzić ciekawość, na przykład amorami Sobieskiego albo przepięknym malowniczym miasteczkiem, jakim jest Gniew, i górującym nad nim zamkiem krzyżackim, w którym można pójść na basen.
„Tych pisarzy – byłych oficerów wywiadu – jest raptem czterech obecnie. To nie USA, gdzie funkcjonują gildie czy grupy treatmentowe scenariuszy filmów, seriali telewizyjnych, książek, gdzie pracuje po kilku czy kilkunastu byłych oficerów służb specjalnych. Jesteśmy niewielkim środowiskiem w Polsce. A tak się świetnie składa, że wszyscy piszemy w tym samym wydawnictwie, w Czarnej Owcy. Śmieję się, że to monopolista wywiadowczy na rynku księgarskim w tym zakresie”.
„Każde miasto ma ciemne zaułki i Londyn nie jest tu wyjątkiem. Kiedy byłem niezależnym dziennikarzem, brałem udział w operacjach przeprowadzanych przez londyńską policję metropolitarną i ich obyczajówkę. To pokazało mi zupełnie inną stronę Londynu, tak różną od tej powszechnej pocztówkowej wersji. Chciałem coś z tego przemycić do Zagubionego.”
„Nigdy nie zapomnę wulkanu emocji, gdy moja dwuletnia córka na kilkanaście minut zniknęła mi z oczu w parku rozrywki. Aż się we mnie gotowało. Ci, którzy czytają moje powieści wiedzą, że wyobraźnię mam bujną i wtedy się właśnie aktywowała. Przez głowę przelatywały mi najczarniejsze scenariusze. To było koszmarne przeżycie.”
„Nie piszemy powieści społecznych, zaangażowanych, socjalnych, ale przecież żyjemy gdzieś-kiedyś-jakoś. Musimy mieć poglądy na to i owo. Świerzbią nas palce na widok tego czy innego dupka, który tłumaczy nam, dlaczego ważniejsze jest noszenie orzełka od pracy dla UE. Z tym się nie zgadzamy, z każdą niegodziwością, z każdą podłością, z każdą żądzą kasy dla siebie i swoich. Zdradzamy się z tym przed czytelnikami, mają wybór: podoba im się to czy nie”.