W tym dziale zapraszamy do lektury wywiadów z twórcami literatury sensacyjnej.
„Budując powieść, staram się zostawiać na każdej stronie jakąś wskazówkę z nadzieją, że Czytelnik ją przeoczy, a potem cofnie się o parę stron i zakrzyknie: „Faktycznie, to tam było!” i z tego spróbuje wytypować sprawcę. Może to zabrzmi niesympatycznie, ale jako autorka największą radość mam wtedy, kiedy komuś się to nie uda”.
„Wolę studiowanie ludzkiej natury. To ja jestem tą osobą, która siedzi w zatłoczonej restauracji, podsłuchuje rozmowy toczące się wokół i zastanawia się nad historią kryjącą się za każdą z nich. I nawet się nie obejrzę, a mam materiał na kolejną powieść!”
„Przyszło nam żyć w czasach, kiedy uwagę tak zwanej opinii publicznej dużo bardziej przyciągają czyjeś dramaty niż sukcesy. „Normalną” wyprawą wysokogórską nie zainteresuje się pies z kulawą nogą, za to, gdy dojdzie do jakiegoś spektakularnego wypadku, najlepiej jeszcze śmiertelnego, wtedy zaczyna się show na żywo.”
„Bez podróżowania byłabym uboższym człowiekiem. Nawet te niedalekie wyprawy są ważne. Ważne jest natomiast, by doświadczyć czegoś nowego i spotkać kogoś, kto nosi w sobie jakąś niezwykłą historię. Jeśli tylko chce się nią ze mną podzielić, ja zawsze chętnie nadstawiam uszu.”
„Seattle doskonale nadaje się do osadzenia w nim kryminału, ponieważ przestępcy mają tu wiele sposobów na pozbycie się ciał. Do ich dyspozycji pozostają: ocean, jeziora, rzeki, stawy, bagna, gęsto zalesione tereny i góry”.
„Kiedyś wraz z żoną i córką odwiedziliśmy rodzinę mojej żony w RPA. Ktoś włamał się do domu, kiedy wszyscy spaliśmy. Scena niczym z horroru! Ten mężczyzna przebywał w środku ponad godzinę, a ja i szwagier kilkukrotnie wstawaliśmy, bo słyszeliśmy jakieś hałasy. Facet chował się przed nami – pod łóżkami, w szafach, po kątach. Okropnie się poczuliśmy, już po wszystkim, gdy sobie uświadomiliśmy, że włamywacz obserwował nas w ciemności. Później policja powiedziała nam, że to niespotykane, żeby tacy ludzie włamywali się bez broni, więc byliśmy po prostu wdzięczni, że napastnik nie miał przy sobie noża ani, co gorsza, pistoletu”.
„Amerykańscy uczeni (bo któż by jeszcze?) odkryli, że kieliszeczek destylatu wieczorkiem daje komórkom szturchańca. Babcia Roma udaje, że wierzy, iż to prawda, ale owa prawda jest taka, że jej to pasuje. Wnuk, zresztą zapobiegawczo, również uprawia szturchańce. My na co dzień dajemy wycisk szarym komórkom, rozgryzając przepisy podatkowe i uwierzcie nam, żadne sudoku się nie równa!”
„Z lekcji historii wyniosłem naukę, że zapalczywość i pieniactwo w sprawach politycznych to nasza narodowa cecha. To, co obserwujemy dzisiaj, to na szczęście tylko trash talk, jak przed pojedynkiem bokserów. Wrzeszczymy na siebie, ale obie strony wiedzą, że nic im tak naprawdę nie grozi. Były czasy, że groziło. Mieszkam dwieście metrów od miejsca, gdzie zamordowano Grzegorza Przemyka. Znam ludzi, którzy przeszli w stanie wojennym straszne rzeczy i dlatego kontrapunktem do tej współczesnej opowieści jest stan wojenny. ”
„Myślę, że rodzina jest bardzo dumna z moich osiągnięć. Jednak jeśli tylko zaczynam mówić o czymś, co ma związek z pisaniem, po pięciu minutach moje córki stwierdzają: „Dobrze, mamo, wystarczy już o tobie”. To taki ich żarcik, ale dzięki niemu sprowadzają mnie na ziemię”!
„Nie wierzę w śmierć Himmlera, a raczej w jej oficjalną wersję. To był zbyt potężny człowiek dysponujący niewyobrażalną ilością bezcennych informacji i olbrzymim majątkiem, aby odejść tak jak opisuje to historiografia. Przecież to się odbyło niczym w jasełkach. Człowiek, który połknął cyjanek, natarczywie podkreślał, że nazywa się Heinrich Himmler, jakby sam w to wątpił.”