„Nie myślę o moim pisarstwie w kategoriach sukcesu. Pisarze wciąż śrubują wyniki sprzedaży książek, nieustannie podnoszą poprzeczkę względem tego, co na daną chwilę można uznać za sukces. To wszystko sprawia, że ten termin staje się nieostry. Coś jak pogoń za króliczkiem. W trakcie pracy próbuję się nie zastanawiać nad przeszłością, ani czym może zaowocować właśnie ta książka. Po prostu staram się w pełni zanurzyć w świecie, który opisuję, bez rozważań, czy przyniesie to sukces, czy porażkę”.
Kawiarenka Kryminalna: Miejsce akcji pani najnowszej powieści pod tytułem „Morderstwo na szlaku” to Kanada i słynny szlak turystyczny West Coast.
Jenny Blackhurst: Początkowo fabułę chciałam umieścić w Australii, ale po rozmowach z moim niemieckim redaktorem zdecydowaliśmy się na coś bardziej oryginalnego, scenerię rzadziej spotykaną w powieściach kryminalnych. Szlak West Coast wydawał się idealny – jest położony malowniczo i niemal na krańcu świata. Nie byłam tam, ale w ramach researchu do książki dogłębnie go poznałam. I choć nie chodzę po górach, to planuję się tam wybrać i przejść West Coast śladami bohaterów mojej książki.
KK: W swoich powieściach wchodzi pani w umysły przestępców: morderców, notorycznych kłamców, szantażystów, porywaczy. Czy to emocjonalnie wyczerpujące zajęcie? W jaki sposób konstruuje pani profile psychologiczne swoich bohaterów?
J.B.: Przychodzi mi to całkiem naturalnie! Fascynuje mnie ludzka psychika, zwłaszcza zachowania ludzi, którzy nie dostosowują się do zasad i norm społecznych. Próbuję dociec, co takiego spotkało ich w życiu, co sprawiło, że zeszli na przestępczą drogę. Jakie cechy charakteru przyczyniły się do wyboru tego rodzaju egzystencji. Uwielbiam psychologię, a szczególnie analizę wzorców zachowań.
KK: Tworząc bohaterów, inspiruje się pani rzeczywistymi historiami kryminalnymi?
J.B.: Muszę przyznać, że pasjonują mnie prawdziwe zbrodnie. Choć w swoich książkach nie opisuję realnie istniejących przestępców, to rzeczywiście stają się oni inspiracją przy kreacji moich literackich postaci. Nie skupiam się na samych sprawcach, a – jak już wspominałam – bardziej na okolicznościach, które doprowadziły do morderstwa. Istnieje wiele nierozwiązanych przestępstw czy zagadkowych historii, które chciałabym rozwikłać i opowiedzieć. Zbrodnie w moich książkach często inspirowane są tymi wziętymi z życia. „Morderstwo na szlaku” jest luźno oparte o przypadek Petera Falconio, brytyjskiego turysty, który zaginął podczas wędrówki po australijskim buszu.
KK: Czy w trakcie pracy nad książką czuje pani emocjonalną więź z bohaterami? Kibicowała pani, dajmy na to, Laurze, głównej bohaterce „Morderstwa...”?
J.B.: Owszem, angażuję się uczuciowo w losy bohaterów moich książek. W tej najnowszej w sposób szczególny utożsamiałam się z Laurą, bo jest matką, tak jak ja i, jak każdy normalnie funkcjonujący rodzic zrobiłaby wszystko, aby chronić swoje dzieci. Ale jest w niej również mroczna strona. Pewien cień, który wynika z jej bolesnej przeszłości. Nie chcę tu za dużo zdradzać, by nie psuć czytelnikom zabawy, więc powiem tylko, że zdecydowanie warto zajrzeć pod maskę, którą Laura nosi na co dzień.
KK: W jednej ze scen Laura w trakcie zakupów traci z oczu swoją córeczkę i wpada w panikę. Znalazła się pani kiedyś w takiej sytuacji?
J.B.: Tak! Co prawda nie w sklepie, ale na naszej ulicy. Mieszkamy we względnie bezpiecznej i cichej okolicy, a moje dzieci często bawią się na dworze. Raz młodszy syn poszedł do sąsiadów pobawić się z kolegami. Po jakimś czasie poszłam go zawołać, ale jego tam nie było! Sąsiad mocno się zdziwił, bo tego dnia jego dzieci w ogóle nie widziały się z moim synem. Poczułam, jak ziemia osuwa mi się spod nóg. I niczym moja bohaterka spanikowałam. Pojawiła się gonitwa myśli: gdzie go szukać, jak długo go nie było, co teraz zrobić? Przez głowę przelatywały mi najczarniejsze scenariusze. To było przerażające. A okazało się, że syn był u sąsiadów, tylko że tych dom dalej...
KK: Inną bohaterkę „Morderstwa...” – Maisie – poznajemy między innymi przez zapisy podcastów.
J.B.: Wprost uwielbiam podcasty true crime! Regularnie słucham „The Prosecutors”, „Crime Weekly”, „Crime Junkie” i „True Crime Garage”, ale są setki dobrych, które skupiają się tylko na konkretnej zbrodni. Na przykład, „The Lady Vanishes” o zniknięciu Marion Barter czy „Your Own Back Yard” o sprawie Kristin Smart. To wspaniałe, że niektóre z tych podcastów, przy okazji dostarczania świetnej rozrywki, pomagają również w wymierzaniu sprawiedliwości.
KK: Maisie rozpaczliwie szuka szczęścia. Chciałaby bardzo żyć pełnią życia, jak jej rówieśnicy. Czym dla pani jest szczęście?
J.B.: Cóż, dla mnie szczęśliwe życie, to to świadome i zaangażowane. Staram się dawać z siebie wszystko we wszystkim, co robię. Zwłaszcza, gdy widzę, jak moje dzieci przeżywają rozmaite, nawet drobne i błahe aktywności. Czuję, że czas spędzany z nimi jest bezcenny. Moje małe chwile szczęścia to leżenie w łóżku z dziećmi i słuchanie audiobooka lub zwijanie się w kłębek i oglądanie filmu. Spełnienie to odkrywanie radości w prostych rzeczach – rozmowie z przyjaciółką, której nie widziałam od dłuższego czasu lub pielenie grządek z mężem w ogrodzie. Moją ulubioną porą roku jest wiosna. Uwielbiam patrzeć, jak wszystko zaczyna się rozwijać i pojawia się coraz więcej słońca.
KK: A czy na polu zawodowym czuje się pani spełniona?
J.B.: Nie, nie sądzę. Chciałabym znaleźć czas na spróbowanie swoich sił w różnych, innych niż kryminał, gatunkach literackich. Mam tak wiele historii i postaci w głowie, a tylko część z nich to materiał na thrillery psychologiczne. W tej chwili jednak jestem bardzo zajęta – dzieci są dość małe, próbuję wytrenować moje niesforne psy i utrzymać porządek w domu. I jednocześnie piszę dwie lub trzy książki rocznie. Może kiedy synowie dorosną, znajdę więcej czasu na twórcze spełnienie, ale póki co radość czerpię z bycia mamą.
KK: Sukces pisarski motywuje panią do dalszej pracy?
J.B.: Nie myślę o moim pisarstwie w kategoriach sukcesu. Pisarze wciąż śrubują wyniki sprzedaży książek, nieustannie podnoszą poprzeczkę względem tego, co na daną chwilę można uznać za sukces. To wszystko sprawia, że ten termin staje się nieostry. Coś jak pogoń za króliczkiem. W trakcie pracy próbuję się nie zastanawiać nad przeszłością, ani czym może zaowocować właśnie ta książka. Po prostu staram się w pełni zanurzyć w świecie, który opisuję, bez rozważań, czy przyniesie to sukces, czy porażkę. Poza tym kredyt hipoteczny na karku to doskonała motywacja do dalszej pracy! (Śmiech)
KK: Laura ma w swojej biblioteczce „Rebekę” Daphne du Maurier. Co znaleźlibyśmy u pani na półce?
J.B.: Kryminały, kryminały i jeszcze raz kryminały! Mam ogromną bibliotekę w domu, ponad tysiąc książek, i większość z nich to tytuły kryminalne. Uwielbiam autorów złotej ery powieści detektywistycznej: Agathę Christie, Johna Dicksona Carra, sir Arthura Conan Doyle'a, jak i japońskie kryminały takich pisarzy jak: Soji Shimada, Seishi Yokomizo czy Yukito Ayatsuji. Z tych bardziej współczesnych podziwiam Erin Kelly, Sharon Bolton, Mo Hayder. Posiadam też dużo książek z czasów mojej młodości: Stephena Kinga czy Deana Koontza.
KK: Co w tej chwili bierze pani na warsztat?
J.B.: Kończę książkę zatytułowaną „The Summer Girl”. To historia sezonowej pracowniczki winnicy, która pewnego dnia przepada bez wieści. Policja bagatelizuje sprawę, więc siostra zaginionej musi przylecieć z Anglii, aby ją odnaleźć. Wychodzi na jaw, że to nie pierwsza dziewczyna, która zniknęła na tej wyspie i że ostatnio ciało jednej z nich wyłowiono w miejscowej marinie.
Pracuję również nad kolejną częścią nowej serii, która wkrótce trafi do księgarń w Polsce – o policjantce i oszustce, które muszą połączyć siły, aby rozwiązać pewną zagadkę zamkniętego pokoju. W ciągu najbliższych kilku miesięcy siądę też do nowego thrillera psychologicznego.
KK: Jest pani zapracowana! A czy znajdzie pani czas, by odwiedzić polskich czytelników?
J.B.: Bardzo bym chciała! Od mojej ostatniej wizyty minęły wieki, a cenię sobie kontakt z polskimi czytelnikami. Jesteście najlepsi! Mile wspominam spotkania z wami i poprzednie wizyty w Polsce. Wrócę, gdy tylko pojawi się okazja. Mam nadzieję, że już niedługo.
Rozmawiał: Damian Matyszczak
Fotografia: Wydawnictwo Albatros