„Tych pisarzy – byłych oficerów wywiadu – jest raptem czterech obecnie. To nie USA, gdzie funkcjonują gildie czy grupy treatmentowe scenariuszy filmów, seriali telewizyjnych, książek, gdzie pracuje po kilku czy kilkunastu byłych oficerów służb specjalnych. Jesteśmy niewielkim środowiskiem w Polsce. A tak się świetnie składa, że wszyscy piszemy w tym samym wydawnictwie, w Czarnej Owcy. Śmieję się, że to monopolista wywiadowczy na rynku księgarskim w tym zakresie”.
Kawiarenka Kryminalna: „Obcy horyzont” to już druga napisana przez panów wspólnie książka. Jak się dogadujecie jako pisarze? Jak organizujecie pracę nad tekstem?
Marcin Faliński: Dogadujemy, skoro to już druga wspólna powieść. Oczywiście czasem się spieramy. To naturalne. A organizacja pracy? To w sumie banalne: spotkania, rozmowy, ustalenia, telefony, korespondencja mailowa.
Rafał Barnaś: Pisząc we dwójkę, można się wzajemnie nakręcać i na pewno praca idzie wtedy sprawnie. Ustaliliśmy, że Marcin jako bardziej doświadczony pisarz ma decydujący głos i dzięki temu nie traciliśmy czasu na zbędne spory.
KK: Z tej współpracy wychodzą świetne powieści szpiegowsko-historyczne. Pan Marcin jest byłym oficerem wywiadu i ma zapewne bogate wspomnienia i ciekawe informacje. Części z nich pewnie nie można wyjawiać ze względów formalnoprawnych. Jak panowie uwzględniacie takie ograniczenia w pracy nad książką, w której fikcja miesza się z rzeczywistymi wydarzeniami?
M.F.: Trzeba bardzo uważać, żeby nie napisać za dużo. To oczywistość. Powiem więcej, mam nawet wpływ na formę okładki książki, aby też nie zdradzała pewnych sytuacji. Bo kiedyś zdarzyła się taka historia. A to już moja piąta powieść szpiegowska. Wiele opisywanych sytuacji jest prawdziwych, miały miejsce rzeczywiście. A kiedy, gdzie, kto tak naprawdę w nich uczestniczył i czy w ogóle się zdarzyły, to pozostanie tajemnicą dla czytelników. Bezpośrednio zainteresowani doskonale wiedzą, że to o nich chodzi, doskonale się odnajdują.
R.B.: Pisząc książkę fabularną, można z łatwością przemycić historie, które wydarzyły się naprawdę. Zdecydowanie inaczej jest z książką dokumentalną. W naszym przypadku udało się przemycić prawdziwe zdarzenia i postacie.
KK: A czy były pracodawca interesuje się w jakiś szczególny sposób twórczością funkcjonariuszy, którzy wybrali karierę pisarską? Czy w zakresie ochrony informacji niejawnych istnieje jakiś systemowy mechanizm weryfikacji publikacji przed drukiem?
M.F.: Oczywiście, że się interesuje. Inaczej – interesował się. Czy nadal to robi, trudno mi powiedzieć. Na pewno młodzi ludzie, którzy chcą rozpocząć karierę w wywiadzie, interesują się takimi powieściami. Tych pisarzy – byłych oficerów wywiadu – jest raptem czterech obecnie. To nie USA, gdzie funkcjonują gildie czy grupy treatmentowe scenariuszy filmów, seriali telewizyjnych, książek, gdzie pracuje po kilku czy kilkunastu byłych oficerów służb specjalnych. Jesteśmy niewielkim środowiskiem w Polsce. A tak się świetnie składa, że wszyscy piszemy w tym samym wydawnictwie, w Czarnej Owcy. Śmieję się, że to monopolista wywiadowczy na rynku księgarskim w tym zakresie.
KK: Oczywiście również „Obcy horyzont” ukazał się nakładem Wydawnictwa Czarna Owca. Jego główny wątek przenosi czytelników w 1995 rok. Polska chce wstąpić do NATO i Unii Europejskiej. Polski wywiad ostrzy sobie zęby na cenne informacje o programie jądrowym Korei Północnej, którymi chce zaskarbić sobie względy Zachodu. Ile w tej tezie jest prawdy, a ile licentia poetica?
R.B.: Wątek programu atomowego Korei Północnej jest mocno osadzony w rzeczywistości. Ile jest prawdy, a ile fikcji, pozostawiamy domysłom czytelników.
M.F.: Operacje polskiego wywiadu w zakresie zbliżenia się do Zachodu miały miejsce już od 1988 roku. Potem był Irak i ewakuacja amerykańskich oficerów CIA.
KK: Słynna operacja Samum.
M.F.: Samum to tytuł filmu. W rzeczywistości inne kryptonimy obowiązywały.
KK: Czy oprócz niej, czy również wspomnianej w książce operacji Most, były inne, którymi wywiad „wykupił” akcesję Polski do bloku euroatlantyckiego?
R.B.: Wyżej wymienione operacje zostały ujawnione, są znane opinii publicznej. Te inne, być może nie mniej ważne, pojawiają się jako fabuła książek o tematyce szpiegowskiej.
M.F.: Most to operacja na styku z Izraelem i powiedzmy dla uzyskania przychylności środowisk żydowskich na świecie. My dokładamy jeszcze więcej. A ile jest w tym prawdy? Tego nie mogę ujawnić.
KK: Za to nie będzie żadną tajemnicą, jeśli powiem, że „Obcy horyzont” to też powieść podróżnicza. Akcja płynnie przenosi nas z Europy, poprzez Afrykę i Azję, aż do Australii. Czy odwiedziliście panowie wszystkie opisane w powieści miejsca, hotele, bary, restauracje? W jaki sposób odtwarzaliście detale z nimi związane: topografię, wystrój wnętrz, szczegóły jadłospisów?
M.F.: Tylko na Seszele nie dotarliśmy. Ale za to mój znajomy słynny skiper, żeglarz Przemek Tarnacki tam się wychował i wiele lat mieszkał. Był dla nas kopalnią wiedzy. Tak po prawdzie, to on mnie namówił poprzez swoje historie, żeby i tam umieścić akcję książki. Reszta to nasze doświadczenia. Oczywiście uzupełniane przeczytanymi książkami, wspomnieniami, wiedzą z archiwum, bibliotek, czytelni i Internetu.
R.B.: Opisując świątynię w Bangkoku, Pekin czy Australię polegałem na własnych nagraniach i zdjęciach, a także na wspomnieniach.
KK: Bohaterowie powieści sporo czasu spędzają na pokładach łodzi, jachtów, promów. Czy panowie żeglujecie?
R.B.: W tym względzie nieoceniony był nasz sponsor Ocean Challenge Yacht Club i jego prezes, wspomniany Przemysław Tarnacki, którego wsparcie merytoryczne było bezcenne. Miałem okazję żeglować kilka razy jako amator. Być może kiedyś się to zmieni i złapię tego bakcyla.
M.F.: Ja żegluję jedynie na desce, czasem na morzu motorówkami. Ale tak jak wcześniej mówiłem, posiłkowaliśmy się wielką wiedzą Przemka w tym zakresie. Można powiedzieć, że konsultowaliśmy z nim ten temat. A to najwyższa w Polsce marka żeglarstwa oceanicznego. Uczestniczył z własną załogą w słynnych regatach Sydney-Hobart.
KK: Pojawia się nawet na kartach książki. To właśnie z jego ojcem Bronisławem żegluje protagonista Stefan Kafer vel Chrobak – oficer wywiadu, któremu przychodzi zapłacić wysoką cenę za swoje burzliwe życie. Po latach bohater rozważa, czy jego decyzje zawodowe i związane z nimi życiowe wybory nie były aby pokłosiem przesadnej nieufności czy nadgorliwości. Jak oficer, zwłaszcza pionu operacyjnego, dba o umiejętność racjonalnej oceny faktów i zdarzeń? Jak w zawodzie szpiega nie nabawić się czekistowskiej podejrzliwości?
M.F.: To sprawa indywidualna. Doświadczenia, inteligencji, charakteru, założonych celów życiowych i zawodowych. Choć z oczywistych względów taka podejrzliwość w większym czy mniejszym zakresie będzie towarzyszyć oficerowi do końca życia. Tu trzeba zachować balans, a z tym, jak wiadomo, najtrudniej.
KK: Wytchnienia od szpiegowskiego znoju można szukać, wzorem innego z bohaterów panów książki, na przykład w Cetniewie. Ten nadmorski ośrodek sportowy, jak i miejsce pracy owego bohatera, nasuwają skojarzenia z Władimirem Ałganowem, rzeczywistym funkcjonariuszem radzieckiego i rosyjskiego wywiadu. Czy planujecie panowie powieściowe opracowanie afer, w które był zamieszany, i wpływu tego oficera na polskie życie polityczno-gospodarcze w kolejnych książkach?
M.F.: Dobre skojarzenie! Trudno napisać taką powieść, bo wszystko jest jeszcze świeże. Musiałaby być bardzo ogólna, a wtedy to traci sens i staje się nieczytelne czy po prostu political fiction. Taki charakter miała moja powieść „Operacja Retea” napisana z Markiem Kozubalem. W zasadzie można powiedzieć, że to swoista Księga Rodzaju obecnej czy szerzej współczesnej sytuacji w Polsce.
R.B.: Dodam tylko, że kilka lat temu współpracowałem z wysoko postawionym emerytowanym oficerem wywiadu nad książką dokumentalną o polskich służbach przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. W tym o sprawie Ałganowa. Książka nie została wydana. Na powstanie takiej książki dokumentalnej jest zbyt wcześnie. Książka fabularna jak najbardziej ma rację bytu.
KK: Wracając jeszcze do „Obcego horyzontu”, to po latach okazuje się, że niestety wysiłki emisariuszy reżimu dynastii Kimów przyniosły efekt. Pjongjang ma broń jądrową, buduje rakiety balistyczne, szantażuje atomowym grzybem już nie tylko południowego sąsiada czy Japonię, ale i Stany Zjednoczone. Seul dla równowagi też rozważa rozmieszczenie broni atomowej. Co powiedziałby powieściowy Son Park-Sian, widząc KRLD A.D. 2023? Jaki przewidujecie panowie rozwój wydarzeń na Półwyspie Koreańskim?
R.B.: Son Park-Sian zapewne nie chciałby wrócić do ojczyzny nawet, jeśli posiada głowice nuklearne. Był świadomy tego, w jakim kraju mieszka i co mu może grozić, jeśli wyjdzie z łask dynastii Kimów. Korea Północna to obecnie groteskowe państwo wspierane przez Chiny dla utrzymania równowagi sił na półwyspie koreańskim. Taki straszak dla cywilizacji zachodniej.
M.F.: Son powiedziałby, ze nie działał sam. Że to była sieć takich osób czy firm. Powiedziałby, że dzięki niemu program się opóźnił znacznie, że USA znają kierunki prac, a przez to mogą im zapobiegać na różnych poziomach pracy wywiadowczej.
R.B.: Choć nie można Koreańczykom odmówić rozmachu, bo pamiętam, jak będąc w strefie DMZ (strefie zdemilitaryzowanej – przyp. red.) na granicy obydwu Korei, miałem okazję wejść do trzeciego tunelu infiltracyjnego wydrążonego przez Koreańczyków z Północy w latach siedemdziesiątych. Powstał on w celu ewentualnego szybkiego przerzutu żołnierzy i do dzisiaj robi wrażenie. Przyszłość moim zdaniem to status quo, gdyż otwarta wojna to zagłada dla obydwu stron.
M.F.: Losy KRLD nie rozwiążą się w Pjongjangu. One się rozwiążą na wojnie w Ukrainie i będą powiązane z tym, kiedy i jak ewentualnie upadnie władza Putina. Zdecydują się w Pekinie. Czy Chińczycy skonfrontują się z Zachodem na Tajwanie? Czy wbiją nóż w plecy Rosji, przejmując kontrolę lub rozkładając parasol nad takimi krajami jak Kazachstan czy takimi regionami jak Wschodnia Syberia? Na przykład poprzez wspieranie czy de facto kształtowanie tam ruchów separatystycznych. A o tym mówiło się już przed dwudziestoma laty i mówi znowu teraz.
KK: Na koniec chciałbym panów zapytać o dalsze plany. Znów pisarska praca zespołowa?
R.B.: Tym razem osobno. Ja pracuję obecnie nad książką z Arkadiuszem Detmerem, aktorem znanym między innymi z głównej roli w filmie „Symetria”. Będzie to thriller psychologiczny. Premierę planujemy pod koniec przyszłego roku.
M.F.: Ja już napisałem samodzielnie i złożyłem w wydawnictwie powieść o roboczym tytule „Obcy Horyzont 2”.
R.B.: Ja z braku czasu nie byłem w stanie pisać kolejnej książki z Marcinem.
M.F.: Będzie to, jak nietrudno się domyślić, kontynuacja „Obcego horyzontu”, aczkolwiek jest też swoistym prequelem i sequelem trylogii szpiegowskiej napisanej z Markiem Kozubalem, czyli dzieje się przed i w trakcie „Operacji Rafael”, „Operacji Singe” i po „Operacji Retea”. Był to trudny zabieg, ale myślę, że interesujący dla moich czytelników. Pierwsza próbka tego jest już w „Obcym Horyzoncie”, gdzie jako młody podporucznik powraca Marcin Łodyna.
Rozmawiał: Damian Matyszczak
Fotografie: Wydawnictwo Czarna Owca
RECENZJĘ "Obcego horyzontu" przeczytasz TU.