Ann Cleeves, znakomita autorka kryminałów, której twórczość polscy czytelnicy pokochali dzięki lekturze szetlandzkiej serii i cyklu o Verze Stanhope, powraca z nową powieścią rozpoczynającą opowieść o detektywie Matthew Vennie. „Długi zew” to książka, w której znajdziecie wszystko to, co urzekło was w prozie Cleeves. A nawet więcej...
Na plaży w małym miastecku w Północnym Devonie zostaje znalezione ciało mężczyzny. Ktoś dźgnął Simona Waldena nożem. Świadków brak, mieszkańcy znajdujących się w pobliżu, usytuowanych na bagniskach domów, też nie widzieli niczego podejrzanego. Jedna z tych posiadłości należy do detektywa Matthew Venna. I to właśnie on staje na czele śledztwa.
Matthew niby jest u siebie – to w tych stronach się wychował – jednak w policji jest tym nowym. Przeniósł się z większego miasta, gdy nadarzyła się okazja kupna domu. A że mąż Matthew, Jonathan, dostał w pobliżu pracę, sprawa była ustalona.
Matthew nie jest pewny siebie. To raczej wycofany, skromny policjant doskonały w swoim fachu, którego ukształtowała niełatwa przeszłość. I w tych aspektach jako żywo przypomina Jimmy'ego Pereza, głównego bohatera osadzonych na Szetlandach powieści Ann Cleeves. Matthew jednak jest jeszcze bardziej złożoną i skomplikowaną postacią niż jego poprzednik.
Zacznijmy od wychowania. Venn dorastał w Bractwie, sekcie religijnej skupionej wokół surowego przywódcy, Dennisa Saltera. Dopiero wyjechawszy na studia, Matthew zrozumiał, jak jest nieprzystosowany do życia wśród ludzi, że nie pojmuje kontekstów kulturowych, ile mu zabrano, każąc postępować zgodnie z rozporządzeniami Bractwa. Venn buntuje się i od tego momentu staje się wyrzutkiem. Rodzina nie chce go znać.
Gdy go poznajemy, właśnie uczestniczy w pogrzebie ojca. A raczej obserwuje ceremonię z oddali, bo nie byłby mile widziany w kościele. Dodatkowym czynnikiem, dla którego jego matka nie chce mieć z nim nic wspólnego, jest fakt, że Matthew jest gejem i wyszedł za mąż. Matthew stara się więc na swój sposób odzyskać względy matki, ale jednocześnie żyć swoim życiem. Przez tę swoją niepewność, ale i dogłębną uczciwość oraz chęć odkrycia prawdy za wszelką cenę Matthew jest postacią, której czytelnik z zapałem kibicuje.
A trzeba za niego mocno trzymać kciuki. Bo morderstwa dokonano w małej miejscowości, podejrzani rekrutują się z lokalnej społeczności, prędzej czy później policja powinna więc wpaść na jakiś trop. Okazuje się jednak, że członkowie niewielkiej wspólnoty jak nikt potrafią chronić swoich tajemnic. I mają ich wiele.
Wkrótce potem znika kobieta z zespołem Downa. Dochodzeniowcy kierują więc uwagę na miejscowy ośrodek dziennej pomocy dla osób z mniejszymi zdolnościami poznawczymi, do którego uczęszczała zaginiona. A jego dyrektorem jest Jonathan, mąż Matthew... Niewątpliwie pojawia się tu więc konflikt interesów, jednak Venn będzie musiał doprowadzić sprawę do końca.
Do pomocy ma swój policyjny zespół. Jen to matka nastolatków, która wreszcie może nadrobić straty w życiu towarzyskim, jakie poniosła, wcześnie wychodząc za mąż (za damskiego boksera) i rodząc dzieci. Teraz więc stara się łączyć pracę, którą kocha, z imprezami i rodzicielstwem (do którego nie specjalnie ma serce). Jen to niezwykle interesująca i złożona postać. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach serii będzie towarzyszyć Vennowi, bo jestem ciekawa, jak potoczą się jej losy. Jest jeszcze Ross, młody posterunkowy, który najpierw działa, potem myśli, i najchętniej wszystko by chciał mieć załatwione na przedwczoraj.
Tak jak w szetlandzkiej serii, tak i tu, ważną rolę w kreowaniu klimatu opowieści odgrywa przyroda i warunki pogodowe. „Długi zew” to pierwsza część cyklu „Dwie Rzeki” – Taw i Torridge wpływają do morza w Północnym Devonie właśnie. Nie możemy jednak liczyć na typowy urok nadmorskiego miasteczka. Po pierwsze, jest po sezonie. Po drugie zaś, atmosfera jest o wiele mroczniejsza – wyobraźcie sobie tylko: mgły, bagniska, krzyk mew, od którego cierpnie skóra, zwany długim zwem.
Podejrzanych przybywa. I w gruncie rzeczy każda z tych postaci jest w jakiś sposób antypatyczna: mamy więc świętszą od papieża córeczkę tatusia i jej chłopaka - niedojdę, owego tatusia – miejscowego bossa, któremu się wydaje, że może wszystko, odpychającą parę zamieszkałą w domku na plaży, zadufaną w sobie artystkę czy wspomnianego guru Bractwa. Może jednak śmierć Simona ma związek z jego przeszłością i telefonem, który ktoś wykonał na krótko przed morderstwem? Nagrał się na sekretarkę, pozostawiając dość złowróżbną wiadomość...
Ann Cleeves podchodzi do swoich bohaterów z czułością: nie ocenia, ale stara się zrozumieć motywy ich działań. Zwraca też uwagę na ważny problem społeczny – jak zagospodarować czas osobom niepełnosprawnym intelektualnie, jak się nimi zająć, gdy stracą oparcie w rodzinie.
„Długi zew” to kryminalna uczta dla wielbicieli solidnych, klimatycznych powieści gatunkowych z nieśpiesznym policyjnym śledztwem, nietuzinkowo skrojonymi bohaterami i zaskakującą intrygą. Drugi tom cyklu pod tytułem „The Heron's Cry” ukazał się w Wielkiej Brytanii w tym roku. Mamy więc na co czekać.
Ann Cleeves
„Długi zew”
przeł. Sławomir Kędzierski
Czwarta Strona Kryminału
Poznań, 2021
460 s.
Nasze recenzje powieści Ann Cleeves: