To z pewnością najbardziej mroczny, przepełniony smutkiem, a zarazem szalony tom przygód Flawii de Luce – jedenastoletniej dziewczynki, bawiącej się w detektywa gdzieś na angielskiej prowincji lat pięćdziesiątych zeszłego wieku. Jeśli jeszcze nie słyszeliście o tej rezolutnej osóbce, czas najwyższy poznać pannę de Luce.
Tom piąty, Gdzie się cis nad grobem schyla , skończył się dramatycznym odkryciem – odnaleziono Harriet, mamę Flawii, która zaginęła dziesięć lat wcześniej. I w sumie, nie za wiele więcej mogę Wam zdradzić, by nie pozbawić Was tych wszystkich pełnych zdziwienia ochów i achów, które wyrywały mi się podczas lektury Obelisku, który kładzie się cieniem.
Flawia, wraz z ojcem i dwoma starszymi siostrami (oraz większością ciekawskich mieszkańców wioski Bishop Lacey), czeka na dworcu na pojawienie się pociągu, którym ma przyjechać Harriet. Z tłumu, w kierunku Flawii przeciska się nieznajomy mężczyzna i szepcze jej na ucho ostrzeżenie o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Kilka chwil później ktoś wpycha go pod pociąg. Flawia nie byłaby sobą, gdyby nie postanowiła rozwiązać zagadki tego morderstwa.
W tej części przygód Flawii uwaga najmłodszej z panien de Luce jest jednak odciągana od śledztwa przez dramatyczne sprawy rodzinne. Flawia, smarkata acz zdolna chemiczka, jak zwykle przesiaduje w swoim odziedziczonym po wujku laboratorium, i obmyśla eksperymenty, które mogłyby pomóc w jej knowaniach. Niestety tym razem, co do niej niepodobne, Flawia odrzuca logikę i zasady prawdopodobieństwa. Jej zachowanie może dziwić i denerwować, do czasu, gdy uświadomimy sobie, że dziewczynką kieruje głębokie poczucie samotności i rozpaczliwa chęć bycia zauważoną przez lekceważących ją członków rodziny. W takiej sytuacji zdrowy rozsądek może zejść na drugi plan.
Poczynania Flawii – naprawdę nie mogę wejść w szczegóły, żeby nie zepsuć nikomu zabawy – wydają mi się dość makabryczne, szczególnie przy założeniu, że książka jest przeznaczona dla młodego czytelnika. Ale są też wspaniałe chwile - nasza bohaterka po raz pierwszy w życiu leci samolotem – i to nie byle jakim, bo dwupłatowcem, dość rozklekotanym nawet jak na 1951 rok, w którym toczy się akcja powieści. A na dodatek występuje tu we własnej osobie pewien były premier Wielkiej Brytanii...
Zakończenie książki jest dość niespodziewane – i nie mówię tu o odkrytej tożsamości mordercy. Powiedzmy tyle, że Alan Bradley zostawia nas z mnóstwem pytań bez odpowiedzi. Otwiera też przed Flawią nowe możliwości. Te zaś z pewnością de Luce wykorzysta w kolejnych czterech tomach swoich przygód, bo mimo zapowiedzi, iż Obelisk... jest przedostatnią częścią cyklu (zapoczątkowaną Zatrutym ciasteczkiem ), autor przedłużył serię do dziesięciu woluminów, z czego w języku angielskim jest już dostępna część siódma.
Uwielbiam książki kanadyjskiego autora głównie ze względu na Flawię – bohaterkę podobną do Emmy Graham, którą powołała do życia Martha Grimes. Flawia jest małym chemicznym geniuszem, którego najbardziej fascynują trucizny. Jej najbliższymi (i jedynymi) przyjaciółmi są: ogrodnik, jej własna kura oraz Gladys, czyli...rower. Jednym słowem, Flawia jest samotna. Fela i Dafi – jej starsze siostry – lekceważą ją, ojciec nie zauważa. Flawia, nieniepokojona przez żadnego członka rodziny, biega po swojej wiosce i bawi się w Pannę Marple, nie raz ubiegając policję w rozwiązywaniu kryminalnych śledztw. A do tego ma niewyparzony język. I jak tu jej nie lubić?
Bradley umiejętnie tworzy klimat powieści niczym z kart kryminałów samej Agathy Christie – znajdziemy u niego małą społeczność, gdzie każdy zna każdego, wielką, sypiącą się ze starości i zaniedbania posiadłość de Luce'ów – Buckshow - i małą panią detektyw, której szare komórki funkcjonują na najwyższych obrotach.
Choć przygody Flawii de Luce kierowane są do czytelnika, który jeszcze dowodem osobistym pochwalić się nie może, zapewniam, że znakomitą zabawę przy lekturze powieści Alana Bradleya będzie mieć każdy. Bez względu na metrykę.
Alan Bradley
Obelisk kładzie się cieniem
przeł. Magdalena Moltzan-Małkowska
Vesper
Czerwonak, 2015
275 s.