Arnaldur Indriðason poszedł tropem Håkana Nessera, który na pewien czas usunął w cień komisarza Van Veeterena, głównego przecież bohatera serii, dając głos jego podwładnym. Analogicznie w „Ciemnej rzece” pierwsze skrzypce grała Elinborg, a w „Czarnych powietrzach” śledztwo prowadzi Sigurdur Oli. Sprawa jest mroczna i najcięższego kalibru, mimo że na pierwszy rzut oka na taką nie wygląda.
Przyjaciel z czasów szkolnych prosi Sigurdura Oliego o pomoc. Jego znajomy jest szantażowany. Razem z żoną wziął udział w imprezie swingersów, podczas której zrobiono im zdjęcia. Lina, gospodyni przyjęcia, grozi, że fotografie pojawią się w Internecie. W zamian za dyskrecję żąda pieniędzy. Sigurdur odwiedza kobietę, by przemówić jej do rozsądku, ale zastaje ją nieprzytomną, chwilę po napaści. Sprawca ucieka.
Sigurdur Oli bierze udział w śledztwie, które wkrótce przemienia się w poszukiwanie mordercy, ponieważ Lina umiera w szpitalu. Policjant ukrywa przed kolegami z pracy swoje powiązania z osobami wplątanymi w sprawę. Uważa, że jest w stanie zachować obiektywizm. Trafia na ślad brudnych interesów opartych na jednym z najbardziej obrzydliwych rodzajów przestępstw.
Naprzemiennie z wątkiem dochodzenia poznajemy historię Andresa – obecnie człowieka żyjącego poza nawiasem społecznym. Wnikamy też w przeszłość, by tam znaleźć tragiczną przyczynę jego położenia. Tematycznie ta opowieść koniec końców łączy się z głównymi wydarzeniami.
W tle pobrzmiewa wielki kryzys gospodarczy, w który lada moment Islandia wpadnie. Właściwie jest już na krawędzi. Przeinwestowanie, kredyty bez pokrycia, bezmyślny rozmach (na przykład budowa gigantycznej sali koncertowej dla – jak to komentują bohaterowie – tego tysiąca Islandczyków, którzy w ogóle słuchają muzyki poważnej) – wszystko to doprowadzi wkrótce do krachu. Indriðason doskonale oddaje nastroje panujące wtedy w społeczeństwie i krótkowzroczność swojego narodu.
Choć akcja toczy się – nieśpiesznie – w Reykjaviku, to gdzieś tam podstępnie wdziera się też do fabuły dzika, islandzka przyroda. Autor przedstawia czytelnikowi swój piękny, choć niewielki kraj. Można niemal powiedzieć, że każdy tu zna każdego bądź jest z nim w jakiś sposób spokrewniony.
Sigurdur Oli jest postacią raczej mało sympatyczną. Egoista z niego i snob, ale koniec końców można trzymać jego stronę, ponieważ tak naprawdę dąży do sprawiedliwości i zauważa swoje błędy. Mamy okazję poznać go trochę bliżej. I zatęsknić za Erlendurem.
Mimo mrocznego wydźwięku książka niepozbawiona jest humoru. Dialogi skrzą się często dowcipem i błyskotliwością. A zakończenie zaskakuje.
W opisie fabuły zamieszczonym na okładce wkradł się błąd merytoryczny – to nie Patrekur jest szantażowany, tylko jego kolega.
Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy islandzkiej serii kryminałów. I mam nadzieję, że zgodnie z zapowiedziami Arnaldur Indriðason pojawi się w tym roku na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału we Wrocławiu.
Arnaldur Indriðason
„Czarne powietrza”
przeł. Jacek Godek
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa, 2018
317 s.
Nasz recenzje powieści Arnaldura Indriðasona: