Najsłynniejszy śląski policjant już po raz czwarty pojawia się na kartach książki Marcina Melona. Kryminały o kõmisorzu Achimie Hanusiku są o tyle wyjątkowe, iż pisane są w całości w języku śląskim. Na najnowszy tom złożyły się cztery części przygód katowickiego detektywa, podczas lektury których można nie tylko popłakać się ze śmiechu, ale i ze wzruszenia.
Kõmisorz Hanusik ma pełne ręce roboty. Na sam początek (część zatytułowana Znojś siebie) musi sobie poradzić z pewnym podstępnym terapeutą, który zwabia do swojego gabinetu ludzi, którzy przez całe życie wykonywali nie ten zawód, który sobie niegdyś wymarzyli. Gdy sobie to uświadomią, konsekwencje mogą być krwawe.
Potem robi się bardziej nostalgicznie (Umrzik we szranku). Melon porzuca nieco swój żartobliwy ton, by opowiedzieć o skomplikowanych czasach tuż po drugiej wojnie światowej, kiedy to dochodziło do przymusowych przesiedleń. Na Śląsk przybywała ludność ze Wschodu, Ślązacy byli, często wbrew swej woli, wywożeni do Niemiec. Scena, w której niejaki Schmidt żegna się z drzewami w swoim ogrodzie jest wręcz liryczna. To jednak tylko prolog kryminalnej historii osadzonej współcześnie, w której w tytułowym szranku (szafie) zostaje znaleziony umrzik (trup). I już Hanusika w tym głowa, żeby dowiedzieć się, kto jest winny tej sytuacji.
W kolejnej części (Widerholung) autor, budując fabułę, odwołuje się do jednej ze śląskich legend opowiadającej o Elijoszu i Pistulce, czyli takim Robin Hoodzie, który „biere bogatym, a dawa borokom”. Z charakterystycznym dla swojej prozy (ale i tekstów dramatycznych, ponieważ Marcin Melon jest dwukrotnym zwycięzcom konkursu na jednoaktówkę po śląsku) poczuciem humoru pisarz obala mit pracowitego Śląska na rzecz krainy pełnej elwrów (bezrobotnych), którzy całymi dniami siedzą w swoich familokach i oglądają Elwer TV. Wszystkie te elementy Melon łączy w kryminalną intrygę, w której nie tak łatwo jest odgadnąć kto i dlaczego zabił (przy użyciu na przykład nudelkuli, czyli wałka do ciasta).
Śmierć w bramie przy ulicy Teatralnej w Katowicach (Made in Hameryka) prowadzi nas do opowieści, która swoje początki ma w Stanach Zjednoczonych, gdzie niegdyś osiadła grupa Ślązaków. Tutaj też autor śmiało sobie poczyna, wpuszczając na karty swojej książki motyki z Bankowej (prostytutki, które od lat rezydują na ulicy przy Uniwersytecie Śląskim) czy transwestytę z Kotõrza w USA.
Marcin Melon potrafi bawić się słowem. Komizm spod jego pióra wychodzi lekką rączką i bez zadęcia. Do tego, jak na nauczyciela języka angielskiego przystało, co jakiś czas wrzuca zdania po angielsku tłumaczone na śląski. Zaopatrzcie więc lepiej rodzinę i sąsiadów w zatyczki do uszu, bo gwarantuję Wam, że będziecie przy tych i przy szeregu innych fragmentów tekstu w głos zarykiwać się ze śmiechu.
Melon nie tylko jednak bawi, wykorzystując ku temu tak popularny gatunek literacki, jakim stał się kryminał, ale i przemyca w swoich opowieściach historię Śląska (często przez samych Ślązaków nie do końca znaną, a co dopiero przez resztę Polski) oraz język śląski.
Czytelnicy, którzy choć trochę znają śląski, choćby ze słyszenia, z ulicy, z codziennych spacerów po mieście, nie muszą się obawiać, że nie zrozumieją książek Marcina Melona. Mnie wiele z zawartych w Umrziku... zwrotów było obcych, ale to w niczym nie przeszkadza. Spokojnie można zrozumieć sens opowieści, a do tego podszkolić się w regionalnej mowie.
W województwie śląskim mieszka około cztery i pół miliona ludzi. W spisie powszechnym pół miliona zadeklarowało narodowość śląską. Przy takich statystykach Marcin Melon powinien wkrótce stać się bardziej popularnym pisarzem niż ci ogólnopolscy, którzy teraz w szczycie rozpoznawalności niemal wyskakują z lodówki. I tego mu życzę, ponieważ zasłużył na to jak mało kto.
Marcin Melon
Umrzik we szranku
Silesia Progress
Kotõrz Mały, 2017
208 s.
Poprzednie tomy przygód kōmisorza Hanusika to:
2. Kōmisorz Hanusik. We tajnyj sużbie ślōnskij nacyje