Oto Mróz jakiego nie znacie. Behawiorysta to powieść najbardziej chyba krwawa w słusznym dorobku autora. Twórca postaci Chyłki i Forsta odchodzi w swoim najnowszym thrillerze od wypróbowanych przez siebie rozwiązań i serwuje nam zupełnie inne od dotychczasowych literackie danie. Nie zmienia to faktu, że zastosowane tu schematy widzieliśmy już nie raz, szczególnie w hollywoodzkich produkcjach (książka to gotowy do ekranizacji produkt). Wbrew fali entuzjastycznych opinii o Behawioryście, ja wolę inne tytuły, które wyszły spod pióra młodego pisarza.
Gerard Edling to były prokurator, który z powodu tajemniczej „sprawy z dziewczyną” wyleciał z pracy. Jest specjalistą od odczytywania mowy ciała. Kiedy zamachowiec zamyka się z dziećmi w przedszkolu i grozi morderstwem, była podopieczna Edlinga, Beata Drejer, zwraca się do Gerarda nieoficjalnie o pomoc. Zabójca nie poprzestaje na tym jednym zdarzeniu. Sieje spustoszenie w Opolu, które nota bene stanowi dzięki Remigiuszowi Mrozowi nowy krajobraz na kryminalno-literackiej mapie. Edling zaś wkręca się w śledztwo.
Policja i prokuratura zachowują się jak pijane dziecko we mgle. Edling wygląda przy nich jako ten mędrzec, bez którego służby nie są w stanie ruszyć z dochodzeniem ani o krok. A wszystko to za sprawą jego znakomitej znajomości kinezyki, która to niestety często sprowadza się do łopatologicznego i przydługiego objaśniania, o co chodzi z tym krzyżowaniem rąk na piersiach. Z drugiej strony, bohater interpretuje każdy najdrobniejszy gest przeciwnika i tłumaczy, co się za nim kryje. To z kolei czytelnika powoli zaczyna nudzić.
W ogóle Gerard Edling jest nudziarzem. Pedantycznym, czepialskim, purystą językowym, gotowym zwrócić uwagę z powodu niewłaściwego użycia przecinka każdemu i o każdej porze. Był już taki jeden w polskiej literaturze kryminalnej i nazywał się Jarosław Pater (Róże cmentarne i Aleja samobójców Marka Krajewskiego i Mariusza Czubaja). Jednak w odróżnieniu od trójmiejskiego komisarza w Edlingu nie ma krzty zadziora.
Największe moje rozczarowanie tą książką sprowadza się do całkowitego braku humoru w tejże. To składnik tak charakterystyczny dla prozy Mroza, że kiedy tym razem dowcipu zabrakło, poczułam się oszukana. Przypomnijcie sobie te wszystkie potyczki słowne między Chyłką a Zordonem albo pomiędzy Forstem a Osicą. Lub choćby samo autoironiczne poczucie humoru pisarza, któremu nie raz dawał wyraz w swoich książkach. Tutaj nie ma co liczyć na chociażby lekkie uniesienie kącików ust.
Być może chodziło o to, by stworzyć bohatera odmiennego od Chyłki i Forsta, którzy wszak są niezwykle do siebie podobni, jedno jest wersją drugiego. I to się autorowi udało.
Powieść Mroza to też studium znanych przypadków seryjnych morderców oraz całej masy zwyrodnialców, którzy jakoś zapisali się w kryminalistycznej historii świata, a do których to casusów co rusz odwołują się bohaterowie Behawiorysty.
W Behawioryście jest krwawo. Morderca poczyna sobie śmiało, a Mróz opisuje to, nie pomijając najokrutniejszych szczegółów. Zbrodnie popełniane na dzieciach budzą w odbiorcy szczególnie silne emocje. Czarny charakter porywa zakładników, a potem za pomocą internetu każe społeczeństwu głosować i wybierać, kto ma zginąć, kto ma zostać okaleczony itp. Dylematy to, których nikt z nas z pozoru nie chciałby rozwiązywać, ale, jak się okazuje, podświadomie każdemu w jakiś sposób wydaje się, że ma prawo do podjęcia takiej decyzji. A niepodjęcie tejże też niesie za sobą jakieś skutki. Mróz odwołuje się do najczarniejszych zakątków ludzkiej duszy.
Niestety pojawia się tu całe multum nierealnych rozwiązań fabularnych: ucieczka Kompozytora (jak nazywany jest porywacz), porwanie Edlinga, czy choćby sama, powtarzana po stokroć, „sprawa z dziewczyną”, przez którą załamała się kariera Gerarda. Nie mówiąc już, że trudno zrozumieć motywację głównego bohatera. Jego poczynania z punktu widzenia logiki są niezrozumiałe.
Bardzo podoba mi się okładka książki – stonowana i elegancka. Wydawnictwo Filia zorganizowało też świetną kampanię promocyjną tytułu, poczynając od strony „Koncertu krwi”, na której czytelnicy mogli podjąć się rozwiązywania dylematów moralnych.
Mimo rozczarowania w tym przypadku, czekam z niecierpliwością na kolejne książki Remigiusza Mroza. Jest w czym na szczęście wybierać. I nie ulega wątpliwości, że z Mroza jest zdolniacha, który wie, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, jak zrobić czytelnikowi dobrze.
Remigiusz Mróz
Behawiorysta
Wydawnictwo Filia Mroczna Strona
Poznań, 2016
485 s.