Macie dosyć mody na skandynawskie kryminały? Twórczość Petera Maya, czołowego przedstawiciela gatunku literackiego zwanego tartan noir, dowodzi, że czas sięgnąć po szkocką literaturę kryminalną. Wyspa powrotów jest już czwartą – po trylogii z Wyspy Lewis – powieścią Maya wydaną w Polsce. I tak jak jej poprzedniczki (choć nie jest ich kontynuacją i stanowi zupełnie odrębna opowieść) warta jest grzechu!
Sime Mackenzie to kanadyjski policjant, który zostaje przydzielony do sprawy morderstwa na Wyspie Entry w Zatoce Świętego Wawrzyńca. Zginął James Cowell, miejscowy bogacz, a podejrzana o zabójstwo jest jego żona, Kirsty. Policja w zasadzie jest przekonana o winie kobiety i nawet nie za bardzo się stara sprawdzać poszlaki mogące świadczyć o tym, że w tragiczne wydarzenia były zamieszane osoby trzecie. Stróże prawa wierzą świadkom na słowo, nie weryfikują ich zeznań, byleby tylko jak najszybciej zakończyć dochodzenie. Jedynie Sime nie jest przekonany co do takiego rozwiązania. Jego trzeźwą ocenę sytuacji utrudnia fakt, iż Kirsty od pierwszej chwili kogoś mu przypomina. Detektywowi wydaje się, że zna panią Cowell od lat, choć nigdy wcześniej jej nie widział.
Mackenzie nie jest w najlepszej formie. Niedawno rozwiódł się z żoną, która zresztą także jest policjantką i – co nie ułatwia sprawy - pracuje z Simem przy śledztwie na Entry. Sime cierpi na bezsenność – w zasadzie od kilku tygodni prawie w ogóle nie zmrużył oka. Nocą jawią mu się mary z przeszłości, wyobraża sobie sceny z życia swojego praprapradziadka, o którym w dzieciństwie czytała mu babcia z pamiętników należących do protoplasty.
I tu pojawia się drugi wątek powieści – wraz ze snami Mackenziego poznajemy historię sięgającą XIX wieku, kiedy to Szkoci zamieszkujący Hebrydy Zewnętrzne byli rugowani ze swoich ziem przez dziedzica, siłą wsadzani na statki i wysyłani do Ameryki, gdzie – jeżeli przeżyli podróż w makabrycznych warunkach – musieli zaczynać wszystko od nowa. Opowieść o Simie Mackenziem – imienniku naszego policjanta-protagonisty – jest nieco melodramatyczna, a wątek romantyczny dość bajkowy. Sposób, w jaki dawna historia została powiązana z tą współczesną zakrawa o duży zbieg okoliczności.
Wyspa powrotów, tak jak i Człowiek z Wyspy Lewis, Czarny dom i Jezioro tajemnic , nie jest zwykłym kryminałem. To kawał znakomitej literatury. Autor epatuje mrocznym klimatem podkręcanym przez przedstawienie paskudnej pogody, jaka panuje na wyspie. Dzięki tym wszechobecnym wichrom, burzom, sztormom i ulewom Peter May sprawia, że opisy przyrody stają się niezwykle ciekawą i wyczekiwaną częścią lektury. Smaczku historiom prezentowanym przez Maya dodaje fakt, iż ich akcja osadzona jest pośród zamkniętych społeczności, na skrawkach lądu oddzielonych od cywilizacji wodami mórz i oceanów, w zupełnej izolacji.
O sile powieści stanowi też jej wyrazisty główny bohater. Sime Mackenzie to postać tragiczna. Współczujemy mu i kibicujemy, chcemy za nim podążać. Przy okazji możemy też poznać nieco historii, jaka stała się udziałem wielu Szkotów czy Irlandczyków. Jest to temat poruszany już w literaturze kryminalnej. O exodusie tych drugich w nieco lżejszej formie pisała chociażby Rhys Bowen w powieści Prawo panny Murphy .
Tartan noir, czyli szkocka literatura kryminalna, ma kilku mistrzów. W rejonach miejskich (ze szczególnym uwzględnieniem Edynburga) króluje niepodzielnie Ian Rankin i jego John Rebus. Za to na odludnych, wyspiarskich terenach nie ma sobie równych Peter May.
Peter May
Wyspa powrotów
przeł. Jan Kabat
Albatros A. Kuryłowicz
Warszawa, 2016
475 s.