Ustalmy to raz na zawsze - Ian Rankin nie ma konkurencji w kryminalnym, literackim fachu. A John Rebus, główny bohater jego powieści, dawno nie był w tak znakomitej formie. Choć autor odesłał go już parę dobrych lat temu na emeryturę w Pożegnalnym bluesie, na całe szczęście zmienił zdanie i pozwolił wrócić inspektorowi do działania.
John otrzymał już przydziałowy zegarek i odszedł w stan spoczynku, choć wcale mu nie było do tego śpieszno. A tu się okazuje, że choć formalnie nie jest już policjantem, jako cywil zatrudniony został w Wydziale Spraw Otwartych i Niewyjaśnionych, gdzie, jak to zwykle ma w zwyczaju, doprowadza swojego przełożonego do szału.
Pewnego dnia do wydziału przychodzi kobieta, której córka zaginęła wiele lat temu, a okoliczności zdarzenia nigdy nie zostały wyjaśnione. Rebus z typową dla siebie empatią, przygląda się bliżej sprawie, która przez innych policjantów traktowana jest jak kukułcze jajo. I odkrywa wiele podobnych wypadków na przestrzeni lat, które łączy miejsce zaginięcia – droga A9.
Rebus zostaje włączony do policyjnego śledztwa. Teraz role się odwracają i jego szefową zostaje jego dawna podwładna, Siobhan Clarke. John nie zamierza się jednak stosować do nowych zasad panujących wśród jego kolegów po fachu i uskuteczniając własne, kontrowersyjne metody, w pojedynkę próbuje rozwikłać zagadkę. Widzi w tym swoją szansę na wykazanie się i...powrót do służby. Już nawet złożył papiery, bo zmieniły się zasady dotyczące wieku, w którym odchodzi się na emeryturę i John zamierza z tego skorzystać.
Na przeszkodzie staje mu Malcolm Fox, pracownik wydziału wewnętrznego, który miał być w zasadzie następcą Rebusa. Gdy Rankin pożegnał się z Rebusem, planował stworzyć nową serię powieści kryminalnych z nowym protagonistą, Malcolmem Foksem właśnie. Póki co pojawiły się dwie części (Sprawy wewnętrzne i Na krawędzi ciemności – w Polsce jesienią) i Rankin doszedł do słusznego zresztą wniosku, że Rebus jako główny bohater nie ma sobie równych, a Fox może występować tu jako drugoplanowa, mało zresztą sympatyczna postać. Panowie będą mieli ze sobą także styczność w wydanej już w Wielkiej Brytanii powieści Saints of the Shadow Bible.
A w Stojąc w cudzym grobie Rebus, jak to Rebus, nie spocznie, dopóki nie pozna prawdy. Czytelnik nie spocznie za to, dopóki nie dotrze do ostatniej strony tej znakomitej książki.
Za co tak w zasadzie uwielbiam twórczość Rankina? Przede wszystkim za Rebusa – bohatera niepokornego, upartego, chadzającego własnymi ścieżkami, potrafiącego pochylić się nad słabszym, ale mającego też własne słabości. Johna wciąż można znaleźć w Oxford Barze, gdzie popija whisky w ilościach nieumiarkowanych, poza tym odżywia się skandalicznie, jeździ saabem i słucha swoich starych płyt. Spotyka się też przy piwku ze swym odwiecznym wrogiem, Morrisem Geraldem Caffertym, mafiozą, który twierdzi, że wypadł już z przestępczego obiegu. Mam też wrażenie, że z wiekiem czarny humor Rebusa jeszcze się wyostrzył. Trudno nie lubić Johna!
Wielbię Rankina także za Edynburg, jaki wyłania się z kart jego powieści – mroczny, pełen tajemniczych zakamarków, wąskich uliczek, nad którymi odwiecznie góruje zamek. Kiedyś czytałam nawet serię o Rebusie z mapą miasta w ręku, śledząc każdy krok bohaterów. Co istotne, w mieście tym mieszkają prawdziwi ludzie, bohaterowie z krwi i kości, połączeni rzeczywistymi relacjami społecznymi – bo Rankin z maestrią tworzy swoje postacie. Edynburg z pewnością sam w sobie jest miastem klimatycznym, jednak to widziany oczami Rankina, zyskuje tę niepowtarzalną atmosferę, do której chce się powracać.
Poza tym powieści Iana Rankina są znakomicie skonstruowanymi kryminałami, ze sprytnie rozsianymi w fabule tropami, tymi mylnymi i tymi prowadzącymi do rozwiązania zagadki. W tej lekturze się tonie. I wcale nie chce się wypływać na powierzchnię rzeczywistości.
Rebus powrócił i niech już nie odchodzi. Nie dla niego emerytura. Czekam na dalsze jego przygody z niecierpliwością.
Ian Rankin
Stojąc w cudzym grobie
przeł. Jan Kraśko
Albatros
Warszawa, 2014
447 s.