Jeden z domów wydawniczych powiedział mi: My już mamy jednego szkockiego autora, więc najwyraźniej mieli limit szkockich autorów, których mogli wydać! Poza tym, w tamtych czasach w Wielkiej Brytanii wydawcy publikowali tylko kryminały, które ściśle wpisywały się w reguły gatunku. Innymi słowy, nie koncentrowano się w nich zbytnio na psychologii czy wewnętrznym konflikcie detektywa.
Kawiarenka Kryminalna: Odkąd przeczytałam Czarny dom, stał się Pan jednym z moich ulubionych autorów. Czy przeszedł Pan trudną drogę do zawodowego pisarstwa?
Peter May: Zanim pojawił się Czarny dom, opublikowałem już szesnaście książek w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i kilku krajach europejskich. Ale sukces właśnie tej powieści sprawił, że zacząłem być rozpoznawalny jako autor. Z tym, że ja żyłem z pisania od zawsze. Na początku kariery byłem dziennikarzem, a moja pierwsza książka została opublikowana, gdy miałem dwadzieścia sześć lat. Kiedy na jej podstawie powstał serial, rzuciłem dziennikarstwo na rzecz pisania dla telewizji.
K.K.: I od razu odniósł Pan sukces.
P.M.: Wszystkie seriale, które napisałem były wyświetlane w godzinach największej oglądalności i zawsze znajdowały się w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych programów. Podczas piętnastu lat pracy, maczałem palce w ponad tysiącu odcinków seriali dramatycznych - jako scenarzysta, redaktor, twórca fabuły czy producent. Więc faktycznie na tym polu osiągnąłem pełny sukces. A porzuciłem telewizję, by móc się skoncentrować na pisaniu książek.
K.K.: Zaangażował się Pan w to całym sercem. Pana książki niezwykle wiarygodnie odzwierciedlają opisywane przez Pana miejsca. Jak wyglądało zbieranie dokumentacji do trylogii Wyspy Lewis?
P.M.: Mieszkałem na Wyspie Lewis przez pięć miesięcy każdego roku, w ciągu pięciu lat, kiedy byłem producentem osadzonego tam serialu pod tytułem Machair. Poznałem to miejsce bardzo dobrze. Podczas zbierania dokumentacji do książki, rozmawiałem z wieloma ludźmi na temat różnych szczegółów - na przykład polowania na gugę. Jeśli chodzi o opis wyspy, zrobiłem wszystko to, co robię przy każdej mojej książce - odwiedziłem każde miejsce, o którym zamierzałem pisać i nakręciłem tam wiele filmików. W ten sposób mogłem puścić sobie film, kiedy pisałem, żeby przypomnieć sobie dokładnie, jak dane miejsce wygląda.
K.K.: Wizyta w opisywanym miejscu jest aż tak ważna?
P.M.: Nigdy nie piszę o miejscach, w których sam nie byłem. Myślę, że trzeba być dokładnym w opisie widoków, dźwięków i zapachów, jeżeli chce się z sukcesem przenieść gdzieś czytelników przy pomocy swojego pióra.
K.K.: Pan przeniósł nas na Hebrydy Zewnętrzne, które jawią się jako niezwykle surowe, trudne do życia miejsce. Czy faktycznie wciąż żyją tam ludzie o tak twardych zasadach moralnych, które każą im wiązać huśtawki w niedziele, by uchronić dzieci przed grzechem?
P.M.: Tamtejsza pogoda rzeczywiście jest groźna. A jeżeli chodzi o religię, tak naprawdę nie różni się ona od innych wyznań - w tym sensie, że ma ona listę zasad, których trzeba przestrzegać. Ale każda religia takowe posiada. One wydają się dziwne tylko wtedy, kiedy to nie jest nasza religia. Jestem pewny, że są reguły w islamie czy judaizmie, które mają sens tylko dla muzułmanów i Żydów, a są irracjonalne dla osób z zewnątrz.
K.K.: Nic się więc tam specjalnie nie zmieniło?
P.M.: Powiedziałbym, że wpływ Kościoła na wyspach nie jest już tak silny, jak był jakieś trzydzieści, czterdzieści lat temu.
K.K.: Czy ten surowy klimat jakoś specjalnie inspiruje do pisania kryminałów?
P.M.: Z pewnością stworzył niepowtarzalną atmosferę trylogii Wyspy Lewis, wpłynął na bohaterów, odcisnął na ich życiu piętno.
K.K.: Miejsce akcji jest ważne?
P.M.: Piszę kryminały od zawsze, więc wiem, że mogą się wydarzyć gdziekolwiek. Stworzyłem powieści osadzone w Chinach, we Francji i w wirtualnym świecie Second Life. Atmosfera jest inna w każdym z tych miejsc. Ale bardzo mocno wierzę, że miejsce akcji jest zawsze istotne, ponieważ wpływa ono na ludzi, którzy tam mieszkają, a których ja opisuję.
K.K.: No właśnie, Fin Macleod, główny bohater Pana książek, to skomplikowana charakterologicznie postać. Dał mu Pan coś od siebie samego?
P.M.: W trylogii jest zawartych wiele moich osobistych doświadczeń. Ale nie powiedziałbym, że Fin jest taki jak ja.
K.K.: Jakie to doświadczenia?
P.M.: Mój ojciec miał Alzheimera i musiałem się nim opiekować, więc wykorzystałem to, kiedy opisywałem ojca Marsaili w Człowieku z Wyspy Lewis.
K.K.: To druga część trylogii. Jak dotąd więcej Pana książek się w Polsce nie ukazało. Czy mógłby Pan opowiedzieć nam coś o swoich pozostałych seriach czytelniczych?
P.M.: Chińskie thrillery są serią sześciu książek, w których występują detektyw z wydziału zabójstw i amerykański patolog sądowy. Akcja toczy się pomiędzy rokiem 1997, a 2003 w Pekinie, Szanghaju, Xian i w Ameryce. Z kolei Enzo Files opowiadają o szkockim kryminologu, który mieszka we Francji i próbuje rozwikłać nierozwiązane dotąd sprawy przy użyciu najnowszych technologii. Moja najnowsza książka, Entry Island, dzieje się częściowo na Wyspie Lewis, a częściowo na Wyspach Magdaleny w Quebecku w Kanadzie.
K.K.: Topografię swoich powieści traktuje Pan z rozmachem. A sam mieszka Pan na stałe we Francji. Tam jest lepszy klimat do pisania niż w wietrznej i deszczowej Szkocji?
P.M.: Oczywiście! Także wino jest lepsze!
K.K.: I właśnie we Francji po raz pierwszy wydano Czarny dom. Dlaczego brytyjskie wydawnictwa nie były zainteresowane publikacją?
P.M.: Kiedy po raz pierwszy zaproponowałem im opublikowanie Czarnego domu, nie widziano miejsca na rynku dla książki, która była po części kryminałem, a po części zwykłą powieścią. Francuzi zawsze mieli tak zwane Roman Noir, więc nie widzieli problemu w tym, że kryminał może być także literaturą. W rezultacie Czarny dom zdobył we Francji literackie nagrody nie tylko w kategorii kryminału, ale także literatury w ogóle.
K.K.: Wielka Brytania nie poznała się na Pana talencie?
P.M.: Jeden z domów wydawniczych powiedział mi: My już mamy jednego szkockiego autora, więc najwyraźniej mieli limit szkockich autorów, których mogli wydać! Poza tym, w tamtych czasach w Wielkiej Brytanii wydawcy publikowali tylko kryminały, które ściśle wpisywały się w reguły gatunku. Innymi słowy, nie koncentrowano się w nich zbytnio na psychologii czy wewnętrznym konflikcie detektywa. Z drugiej strony w następnych latach Brytyjczycy zaczęli wydawać skandynawskie kryminały, które przecież przede wszystkim zgłębiają charakter bohatera. Rynek się zmienił.
K.K.: Wydawano też z pewnością innego szkockiego autora kryminałów, Iana Rankina. On pochodzi z Edynburga, a Pan z Glasgow. Te dwa miasta słyną z odwiecznych animozji. A jakie są stosunki pomiędzy szkockimi pisarzami?
P.M.: Spotkałem Iana Rankina kilka razy na festiwalach kryminału, wymieniliśmy się też paroma wpisami na Tweeterze, ale tak naprawdę się nie znamy. Ponieważ już od czternastu lat mieszkam we Francji, moje drogi nie krzyżują się z drogami brytyjskich autorów. Jednak szkoccy pisarze tworzą niezwykle towarzyską grupę i kiedy spotykamy się na takich imprezach jak Krwawa Szkocja – konwencji szkockich pisarzy kryminałów, która odbywa się co roku w Stirling, to jest zazwyczaj bardzo przyjemnie. Między pisarzami nie ma rywalizacji wschód-zachód.
K.K.: Podobno pracował Pan jako wirtualny prywatny detektyw. Ma Pan jakieś sukcesy w tej profesji?
P.M.: Aby przygotować się do pisania powieści osadzonej w wirtualnym świecie Second Life, założyłem prywatną agencję detektywistyczną w internecie. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, nagle zalała mnie lawina klientów z różnymi problemami, którymi miałem się zająć. Najczęściej były to sprawy związane ze zdradą. Zabrałem się więc za rozwiązywanie tych spraw, prowadziłem dochodzenia, a rezultaty przekazywałem klientom, za co ci mi płacili. Z przyjemnością muszę powiedzieć, że miałem sto procent skuteczności i wielu zadowolonych zleceniodawców. Ale co istotniejsze, to pozwoliło mi przeprowadzić research i dowiedzieć się czegoś o świecie online.
K.K.: I czego się Pan dowiedział?
P.M.: Poznałem typy ludzi, którzy zamieszkują Second Life. Byłem w stanie zgłębić przyczyny, dla których się tam znaleźli i zobaczyć, co oni tam w ogóle robią.
K.K.: A Pan nad czym teraz pracuje?
P.M.: Właśnie skończyłem pisać moją najnowszą powieść, która opowiada o grupie chłopców z Glasgow, którzy w 1965 roku uciekają z domu i jadą do Londynu. Pięćdziesiąt lat później spotykają się już jako starsi mężczyźni, by odbyć tę podróż ponownie, ponieważ to jest jedyny sposób na to, by znaleźć winnych zbrodni i sprawić, by sprawiedliwości stało się zadość. Historie obu wypraw toczą się w książce w równoległych, naprzemiennych wątkach.
K.K.: Pisał Pan dla szkockiej telewizji serial po gaelicku. Takim językiem posługują się też w Pana książkach mieszkańcy Wyspy Lewis. Jak więc powiedzieć po gaelicku „Pozdrowienia z Wyspy Lewis dla czytelników Kawiarenki Kryminalnej”?
P.M.:Failte chridheil a Eilean Leodhais gu leughadairean Cafe Crime!
Wywiad przeprowadziła Marta Matyszczak
Peter May – wielokrotnie nagradzany szkocki pisarz i scenarzysta telewizyjny, na stałe mieszkający we Francji. Autor trylogii Wyspa Lewis, z której w Polsce Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz wydało dotąd powieści Czarny dom i Człowiek z Wyspy Lewis.