Był rok 1942. Środek zawieruchy wojennej. Walka z nazistami nie przynosiła rezultatów. Komandor Ian Fleming nie kierował swoich myśli ku fabule kolejnej powieści z przygodami Jamesa Bonda. Te powstaną dopiero dekadę później. W jego głowie wykluwał się plan utworzenia ściśle tajnego oddziału komandosów. I tak powstała 30. Jednostka Szturmowa, z której losów potem garściami czerpał Fleming, powołując do życia agenta wstrząśniętego, lecz nie zmieszanego.
Brytyjski pasjonat historii i długoletni producent BBC, Nicholas Rankin, postanowił opisać losy Jednostki, zwanej w skrócie - 30 A.U. Byłem przekonany, że będą Komandosi... czymś na kształt zbeletryzowanego reportażu, tymczasem pozytywnie zaskoczyło mnie, że jest to opracowanie historyczne. Autor w oparciu o zeznania uczestników i świadków tamtych wydarzeń, a także pamiętniki, dokumenty archiwalne i ogólnie dostępną literaturę, odtwarza bardzo skrupulatnie najważniejsze akcje, z których zasłynęła 30 A.U. Ogrom pracy włożonej w powstanie tej publikacji widać zwłaszcza w Uwagach o materiałach źródłowych. Problemem dla autora było nie tylko dotarcie do materiałów i ich analiza, ale i późniejsza konfrontacja czasem diametralnie różniących się zeznań uczestników wydarzeń.
Pomysł na formację Fleming ściągnął od Niemców. W 1941 roku komando niemieckiej Abwehry wykradało strategiczne dla III Rzeszy informacje w Jugosławii i Grecji. Oddział Fleminga był, podobnie jak pierwowzór niemiecki, wszechstronnie przeszkolony. Prucie sejfów z tajnymi dokumentami, skoki na spadochronie, sabotaż, przesłuchiwanie jeńców, podkładanie ładunków wybuchowych dla tych żołnierzy nie były czymś obcym. Główne zadanie, które stawiano jednostce, to przechwytywanie informacji naukowo-technicznych państw Osi.
Książkę otwiera opis potyczki pod francuskim Dieppe. Relacjonując katastrofalnie przygotowaną operację Jubilee, autor w co drugim zdaniu wprowadza kolejnych bohaterów. Ten natłok postaci rozwadnia tok narracji i przytłacza.
Z przygnębiających efektów karkołomnej próby desantu wojsk alianckich w Normandii dowódcy wyciągnęli wnioski, które zaprocentowały dwa lata później. Wtedy operacja Overlord skutecznie otworzyła drugi front działań w Europie. Z usianych trupami francuskich plaż przenosimy się do północnej Afryki, gdzie alianci stawiają czoła wojskom Lisa Pustyni - generała Erwina Rommla. Z Tunezji ruszamy na Sycylię, gdzie komandosi wsławili się w spektakularnej akcji przejęcia stacji radarowej koło Syrakuz.
Niemniej największe sukcesy grupa Fleminga zaczęła odnosić na finiszu działań wojennych w Europie. Podobnie jak ofensywa aliantów, tak i podboje 30-stej A.U. nabrały tempa po przekroczeniu linii Renu. Przejmowano kolejne tajne plany, a po zajęciu stoczni i zamaskowanych ośrodków badawczych, także i prototypowe egzemplarze nowoczesnych rakiet, szybkich łodzi podwodnych, silników odrzutowych. Komando odkryło też dowody świadczące o tym, jak bliski wyprodukowania bomby atomowej był reżim nazistowski.
Poza wystawiającym cierpliwość czytelnika na próbę początkiem, lektura satysfakcjonuje. Największe atuty Komandosów... to solidnie opracowane źródła i bardzo ciekawy temat. Publikacji historycznej przydałaby się jakaś grafika – archiwalne fotografie, mapy, diagramy. No, ale rzecz dotyczy spraw jeszcze do niedawna objętych gryfem tajności. Cennym uzupełnieniem opracowania, poza detalami o Jednostce, są liczne wzmianki o niebanalnym życiorysie samego Fleminga. Dzięki tej lekturze stanie się jasne, dlaczego sagę o agencie 007 Fleming po prostu musiał napisać. Większość późniejszych przygód komandora Bonda najpierw przeżył komandor Fleming podczas trudnych lat II wojny światowej. Dla fanów agenta od vodka martini lektura obowiązkowa.
Nicholas Rankin
Komandosi Iana Fleminga. Koszmar nazistów
przeł. Janusz Ochab
Black Publishing
Wołowiec, 2014
480 s.