Nakładem Lucky Duck Games Polska została właśnie wydana kooperacyjna gra fabularna „Kroniki zbrodni: 1900”. To połączenie planszówki z możliwościami nowych technologii – niezbędnym elementem gry jest aplikacja, którą łatwo można ściągnąć na telefon. Fanów literatury kryminalnej z pewnością zainteresuje fakt, że autorem scenariusza gry, obok Wojciecha Grajkowskiego, jest Tomasz Konatkowski, twórca serii kryminałów z Adamem Nowakiem w roli głównej.
Jeśli też macie serdecznie dosyć dantejskich scen, do których dochodzi w Waszym domu w trakcie gry w Chińczyka (nie na darmo noszącego podtytuł: „Człowieku, nie irytuj się”), podkradania z banku pieniędzy w „Eurobiznesie” czy niby to przypadkowego przewracania planszy wraz z literkami w „Scrabble'ach”, z pewnością przypadną Wam do gustu „Kroniki zbrodni: 1900”. To gra, podczas której jej uczestnicy ze sobą współpracują, a nie starają się przeciwnikowi jak najdotkliwiej dokopać.
To także znakomita zabawa dla fanów kryminałów. „Kroniki...” idą jeszcze dalej niż powieść gatunkowa, w której czytelnik śledzi poczynania głównego bohatera (zwykle policjanta czy detektywa), starając się szybciej niż on wpaść na właściwe rozwiązanie zagadki kryminalnej. W książce jesteśmy skazani na tok rozumowania protagonisty, musimy kroczyć tuż za nim i podążać ścieżkami, które on – niejako za nas – wybiera. Tymczasem w „Kronikach zbrodni” to my decydujemy. Wchodzimy w skórę detektywa (a w zasadzie młodego reportera dziennika „Les Nouvelles de Paris”, niejakiego Victora Lavela). I to my szukamy właściwych tropów, przesłuchujemy wybranych świadków, odwiedzamy stosowne miejsca, by na własną rękę z pomocą zebranych śladów znaleźć winnego.
Przenosimy się też w czasie, w początek zeszłego wieku do Paryża, w tak zwaną „La Belle Époque”. Ten klimat tętniącego życiem miasta, z jednej strony niezwykle eleganckiego, z drugiej zaś pełnego szemranych zakamarków, miasta, w którym można spotkać osobistości ze świata nauki, przemysłu czy rozrywki, ale i zwykłych oprychów, został znakomicie w grze oddany. Zarówno poprzez same fabuły w sumie czterech gier (plus jedna wstępna), jak i warstwę graficzną (piękne rysunki na papierowych elementach gry, a do tego grafika komputerowa w wirtualnej jej części). A do tego w tle cały czas słyszymy muzyczkę dostosowaną do pojawiających się na ekranie obrazów (np. w pociągu docierają do nas odgłosy typowe dla dworca kolejowego, a w redakcji towarzyszy nam stukot palców uderzających w maszyny do pisania).
Jak więc się zabrać za „Kroniki zbrodni: 1900”? Należy rozpakować wszystkie karty oraz planszę dostępne w pudełku, a następnie zainstalować na swój telefon wskazaną aplikację (można przez nią grać także w pozostałe edycje gry wyprodukowane przez Lucky Duck Games). Wchodzimy w aplikację i wybieramy wersję „Kronik zbrodni 1900”. Grać można w pojedynkę, wedle wskazań w opisie najwyżej w cztery osoby (choć ja nie widziałabym przeszkód, gdyby ktoś jeszcze chciał dołączyć. Jeśli jesteście w stanie się dogadać i wspólnie kombinować nad rozwiązaniem zagadki, to – co dwie głowy, to nie jedna, a co pięć, to nie dwie).
W pudełku znajdziecie papierową instrukcję, która akurat nam przydała się do prawidłowego rozłożenia elementów: planszy na dowody rzeczowe, planszy lokacji (są drukowane dwustronnie i tak jak wszystkie pozostałe karty wykorzystywane są w każdym scenariuszu gry, który wybierzecie – początkowo interesuje nas karta, na której znajduje się redakcja, w której pracuje Victor), kart postaci (na wstępie sięgamy po tę oznaczoną numerem jeden – to Charlotte, pracownica gazety, która będzie nam służyła pomocą), kart obiektów specjalnych, kart kategorii dowodów rzeczowych i kart zagadek (tych ostatnich nie należy podglądać i od razu ułożyć je wierzchem do góry). Potem już wystarczy włączyć wybrany scenariusz w aplikacji i zacząć grać. Telefon poprowadzi Was jak po sznurku, nie staniecie w miejscu, nie wiedząc, co dalej robić.
Jako przystawkę zalecam zagrać w „Przewodnik detektywa”, który jest prosty i przystępnie pokaże, o co w tym wszystkim chodzi. Kolejne scenariusze są ułożone wedle poziomu trudności:
„Zatrzymane w kadrze” to najprostsza gra, w której szukamy porwanej córki polityka. O szczebel wyżej w skali skomplikowania stoją dwie wersje gry „Bulwary śmierci”: „Ekspres z przeszłości” i „Brzuch wielkiego miasta” (choć w tej drugiej są nawiązania do pierwszej, to można w nie grać osobno, nie znając wcześniejszej fabuły). Mamy tu historię morderstwa pewnej zamożnej kobiety, której ciało zostaje znalezione w przedziale pociągu. I na koniec najtrudniejszy – „Pierwiastek postępu” – w którym badamy sprawę włamania do laboratorium... Marii Skłodowskiej-Curie, z którego został wykradziony promieniotwórczy chlorek radu.
Aplikacja jest nieodzownym elementem gry, ponieważ podczas zabawy co rusz musimy skanować kody QR umieszczone na poszczególnych kartach – dzięki temu na ekranie telefonu pojawiają się stosowne podpowiedzi. Chwilę zajęło nam zrozumienie, na czym to polega. Na wstępie oglądamy na ekranie miejsce zbrodni (obraz jest w 3D, jeśli ktoś ma odpowiednie okulary, może liczyć na dodatkowe doznania, ale bez nich też wszystko widać, można przesuwać obraz o 360 stopni). Mamy na to 45 sekund (choć nie ma limitu załączania podglądu na nowo), podczas których musimy dostrzec jak najwięcej szczegółów – tropów, które potem odnajdujemy w kartach kategorii dowodów rzeczowych i zeskanujemy ich kody, by dowiedzieć się więcej. Jeśli jakiegoś dowodu nie było na miejscu, a my i tak go wskazujemy, aplikacja uświadomi nam naszą pomyłkę).
Docierając do konkretnej postaci (a te mają swoje charaktery widoczne w stylu ich wypowiedzi pojawiających się na ekranie, niektórzy są naprawdę pyskaci...), skanujemy kod umieszczony na jej karcie, a na ekranie pojawia się opis bohatera. Następnie możemy delikwenta przesłuchać, skanując kod przy danym dowodzie rzeczowym czy karcie innego bohatera, o których chcemy się czegoś dowiedzieć od naszego świadka. Zebrane informacje musimy już sami przeanalizować, zdecydować, jak i dokąd dalej poprowadzić nasze śledztwo.
Każdy ze scenariuszy został skonstruowany niezwykle precyzyjnie. Opowieści są wielowątkowe i porządnie skomplikowane. Czapki z głów, panowie scenarzyści! Początkowo uciekający czas, w ciągu którego mamy rozwiązać zagadkę (otrzymujemy ponaglające powiadomienia od naszego szefa, redaktora naczelnego gazety, wszak wieczorne wydanie musi być złożone w drukarni o odpowiedniej godzinie), działał na nas deprymująco. Na szczęście, jeśli nie uda się w porę uporać z zadaniem, można do niego podejść ponownie, nie zapoznając się po prostu z rozwiązaniem (nasza wirtualna koleżanka w redakcji może nam sprawę wyjaśnić, gdybyśmy byli już zupełnie bezsilni). Na koniec przyznawane są nam punkty za różne elementy gry.
Gra została solidnie wykonana, także jeśli chodzi o jej fizyczne składowe – są z grubszej tekturki, więc nie powinny się szybko wyświechtać. Została też dodana errata – karty z prawidłowymi kodami QR, które po prostu trzeba podmienić.
„Kroniki zbrodni: 1900” to świetna rozrywka dla wielbicieli łamigłówek. Trzeba mocno pokombinować, żeby wpaść na prawidłowe rozwiązania zagadek! Liczy się spostrzegawczość, dedukcja, ale i gra zespołowa. Jeśli więc nie mieliście pomysłu na to, jak spędzić kilka wieczorów z rodziną czy przyjaciółmi (i się nie pokłócić), by był to niekonwencjonalnie, interesująco i kreatywnie spędzony czas, to „Kroniki zbrodni: 1900” są dla Was zacną propozycją.
"Kroniki zbrodni: 1900"
Seria Milenium
Lucky Duck Games, 2021
scenariusz: Tomasz Konatkowski, Wojciech Grajkowski
Projekt gry: David Cicurel, Wojciech Grajkowski.
Ilustracje: Karolina Jędrzejak, Aleksandra Wojtas, Matijos Gebreselassie, Mateusz Komada, Katarzyna Kosobucka.
wiek: 12+
liczba graczy: 1–4
czas gry: 60-90 minut