„Towarzyszu mój” to pierwszy tom trylogii z milicjantem Wasilijem Zajcewem w roli głównej. Julija Jakowlewa przenosi w nim czytelników w lata 30. ubiegłego wieku do Związku Radzieckiego. Akcja dzieje się głównie w Leningradzie, jak przemianowano Petersburg – dawną stolicę carskiej Rosji. Mimo wzniosłego patronatu wodza rewolucji bolszewickiej w mieście panoszy się morderca i trup ściele się gęsto.
Morale mieszkańców miasta jest opłakane. Niemal wszyscy chodzą przemęczeni, niedożywieni i licho ubrani. Znój życia w Kraju Rad mają wypisany na wyglądających na niezdrowe, żółtoszarych twarzach. W mieście Włodzimierza Ilicza Lenina panuje powszechny ścisk – ludzie tłoczą się w ciasnych komunałkach ze wspólną kuchnią i łazienką, jak i w pękających w szwach tramwajach czy autobusach. Jest również kiepsko z aprowizacją – bohaterowie Jakowlewej chodzą w cerowanej co rusz i rzadko pranej bieliźnie, słabo się odżywiają kupowanym na kartki „obrzydliwym jedzeniem”. Obraz to nędzy i rozpaczy, tak sugestywnie oddany przez autorkę.
Na domiar złego tajne służby OGPU rozkręcają kolejną falę terroru. Tajniacy szukają urojonych spisków i wrogów ludu robotniczo-chłopskiego. Pod byle pozorem porywają ludzi z ulicy i wożą do okrytego złą sławą aresztu przy ulicy Szpalernej. Tam wielogodzinnymi torturami wymuszają na osadzonych przyznanie się do stawianych im zarzutów.
Taki los spotyka protagonistę – po powrocie z randki w teatrze Zajcewa zabierają gepeusznicy (w charakterystycznych dla tej tajnej formacji niebieskich czapkach). Milicjant stawia opór śledczym, co kosztuje go parę złamanych żeber i palców. Jak nagle został aresztowany, tak szybko opuszcza mury więzienne. Potrzebują go władze miasta, na czele z towarzyszem Kirowem – oto w parku Jełagina zamordowano cztery osoby, których zwłoki ułożono w dziwacznych pozach.
Wasilij musi prędko znaleźć mordercę, bowiem wyspa Jełagina to oczko w głowie partyjnych notabli, którzy planują na niej otworzyć robotniczy park kultury i wypoczynku. Trupy i paradujący na wolności sprawcy zdecydowanie popsuliby im szyki.
To już kolejne morderstwo na terenie miasta – Zajcew musi ustalić, czy czwórkę z parku coś łączy z uduszoną przy prospekcie Newskim księgową. Zaczyna od znalezionej przypadkiem w miejscu zbrodni porcelanowej figurki pastuszka. Dochodzenie zaprowadzi leningradzkiego śledczego aż do Moskwy, gdzie spotka dawnego towarzysza rewolucyjnego, Władimira Kiszkina, który pnie się na szczyt sławetnej Łubianki.
Zajcew szybko budzi sympatię czytelnika – jest prostolinijny i ze spokojem przyjmuje koleje losu. Ujmuje jego hart ducha i dążenie do schwytania sprawców oraz zaprowadzenia porządku. I to w mieście, w którym nic nie wydaje się być na miejscu. Brak perspektyw, strach i przygnębienie pchają też mieszkańców miasta nad Newą w objęcia alkoholizmu, zwanego żargonowo zielonym wężem.
Jakowlewa realistycznie odtwarza klimat społeczno-gospodarczy początku lat 30 w Związku Radzieckim. Pomocą w odnalezieniu się w gąszczu terminów i służbowych akronimów służy zamieszczony na końcu książki słowniczek. Autorka wplata także w intrygę kryminalną sporo detali artystycznych: pojawiają się arcydzieła literatury rosyjskiej, sztuki teatralne czy malarstwo wielkich mistrzów. Czyni to sprawnie i nienachalnie, bowiem sama jest krytyczką teatralną i baletową oraz dramaturżką.
„Towarzyszu mój” to kryminał retro świetny tak pod względem literackim, samej intrygi, jak i ukazania tła historycznego. Przeczytałem go z wielką przyjemnością!
Na uwagę zasługuje również świetna, oddająca klimat książki okładka, którą zaprojektował Rafał Kuczarczuk, odpowiedzialny także za okładki powieści Szczepana Twardocha.
Julija Jakowlewa
„Towarzyszu mój”
przeł. Michał Rogalski
Czarna Owca
Warszawa, 2021
407 s.