Twórczość B.A. Paris to niewątpliwy fenomen na rynku wydawniczym. Tylko polscy czytelnicy kupili już milion jej książek i wcale nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Można się zastanawiać, w czym tkwi ten sukces. Ja jednak zalecałabym przestać rozmyślać i po prostu sięgnąć po „Terapeutkę”. Do rzeczywistości – i to z niechęcią – wrócicie dopiero po zakończeniu lektury, w międzyczasie przeganiając namolnych członków rodziny, którzy poważyli się wam przeszkodzić w lekturze. Tak było w moim przypadku...
Alice i Leo to dobiegający czterdziestki ludzie po przejściach, którzy dotąd utrzymywali swój krótki jeszcze związek, spotykając się weekendami. Teraz postanawiają wreszcie zamieszkać razem. Leo kupuje więc dom – dość tanio – na zamkniętym osiedlu Circle w sercu Londynu, a Alice wynajmuje swoją wiejską posiadłość w Harlestone i wprowadza się do niego. Z jakiejś przyczyny kobieta czuje się jednak w tych czterech ścianach nieswojo. Stara się zaprzyjaźnić z nowymi sąsiadami, co też nie jest proste.
Circle to ekskluzywna enklawa, do której dostęp mają tylko mieszkańcy. Domy stoją w okręgu, w zasadzie każdy tu ma każdego na oku. Alice czuje, że choć większość jest dla niej miła, to jednak trzymają ją na dystans. Coś przed nią ukrywają. Wkrótce dowiaduje się, co wydarzyło się w jej nowym domu, gdy jeszcze jego lokatorką była Nina Maxwell – terapeutka żyjąca u boku kochającego męża.
Alice przeżywa szok. Wpada w obsesję na punkcie Niny i koniecznie chce poznać szczegóły tragedii. Rozpoczyna prywatne śledztwo, które tylko zraża do niej mieszkańców Circle. Jedna z postaci mówi Alice, że nie jest miłą osobą, ponieważ z jednej strony chce się wkraść w łaski nowych znajomych, a z drugiej każdego z nich po kolei podejrzewa o najgorsze. I wiele w tej ocenie racji. Alice – nadwrażliwa, a jednocześnie dziwnie uparta – nie jest postacią, do której można pałać wielką sympatią. To nie zmienia faktu, że kibicuje się jej w odkryciu prawdy.
B.A. Paris dba o przedstawienie odpowiednio mocnych motywacji swoich bohaterów. Dowodzi też, że nawet w tłumnym, pełnym chaosu Londynie można stworzyć klimat rodem z angielskiej prowincji i powieści Agathy Christie. Mamy tu nie tylko zamknięte osiedle, ale i zamknięty krąg podejrzanych, spośród których wytypujemy winnego nieco wcześniej niż protagonistka, ale wszystkich meandrów rozwiązania zagadki nie będziemy się w stanie domyślić do samego końca.
Co jakiś czas opowieść przerywana jest retrospekcją – scenami z gabinetu terapeutycznego. Nie wiemy jednak ani kto jest lekarzem, ani pacjentem. To wyjaśni się na końcu. Możemy liczyć na solidne zaskoczenie, które zostało dość sprytnie skonstruowane (i tłumaczenie na język polski jeszcze bardziej je podkręca).
„Terapeutka” to thriller psychologiczny, w którym z pozoru nic się wielkiego nie dzieje, a jednak coraz szybciej przewracamy kartki, zagryzając zęby z napięcia. Atmosfera grozy narasta, także poprzez drobne wtręty, niewielkie znaki, dzięki którym czytelnik odnosi wrażenie, że coś tu jest nie tak. Zauważenie tego zajmie Alice nieco więcej czasu.
B.A. Paris jest doskonałą obserwatorką życia codziennego, relacji w związku dwojga ludzi i pojawiających się między nimi konfliktów (na przykład faktu, że niby nic nieznaczące zachowania jak picie soku wprost z kartonu i odstawianie go do lodówki mogą być przyczyną poważnych problemów w małżeństwie – i niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kogo nigdy nie doprowadziły do szału takie błahostki).
„Terapeutka” to solidna robota, wciągająca lektura i porządny kawałek emocjonującej rozrywki.
B.A. Paris
„Terapeutka”
przeł. Maria Gębicka-Frąc
Wydawnictwo Albatros
Warszawa, 2021
379 s.