Niezrównany prawniczy duet w składzie Chyłka i Zordon powraca w piątym tomie serii Remigiusza Mroza. Autor, który chętnie bierze na warsztat aktualne bolączki społeczne, tym razem jako temat przewodni powieści wybrał terroryzm i kontrolę władzy nad obywatelami. Jak zwykle są emocje, jest humor i pełne ikry potyczki słowne. Mam jednak wrażenie, że książka jest trochę nierówna.
Joanna Chyłka podejmuje się obrony oskarżonego o przygotowywanie zamachu terrorystycznego w Warszawie Fahada Al-Jassama. To Polak z pochodzenia, który wiele lat spędził na Bliskim Wschodzie. Małżeństwo Lipczyńskich jest przekonane, że to ich przed laty zaginiony podczas wakacji w Egipcie syn. Mężczyzna jednak stanowczo temu zaprzecza.
Chyłka i Zordon starają się udowodnić, że państwo wyszło poza swoje kompetencje, inwigilując Fahada tylko ze względu na wyznawaną przez niego religię. Lecz w przepełnionym strachem po ciągłych atakach ekstremistów w Europie społeczeństwie takie argumenty nie wydają się przekonywające.
Do tego mecenas i jej aplikant mają też mnóstwo swoich prywatnych problemów. Chyłka jest w ciąży i nie wie, kto jest ojcem dziecka. Zachowuje się w nowej dla siebie sytuacji dość dziwacznie. Z jednej strony, nazywa kiełkujące w niej dziecko pasożytem vel intruzem, którego wkrótce z siebie „wydali”. Z drugiej zaś, nawet nie chce słyszeć o aborcji, przestaje chlać tequilę i palić, a w zamian pije soczki owocowe. Joanna stała się też nagle religijna. Z kolei Zordon niedługo ma zdawać egzamin aplikacyjny, a poziom jego wiedzy nie wydaje się zadowalający. Relacja między Joanną i Konradem jest wciąż równie skomplikowana.
Chyłka i Zordon to gwarant dobrej czytelniczej zabawy. Między postaciami iskrzy, ich dialogi są żywe, ironiczne i dowcipne. Żart jest zresztą mocną stroną twórczości Remigiusza Mroza (mówcie, co chcecie, ale mnie wciąż bawi, gdy ktoś przekręca Oryńskiego na Oryjskiego). Trudno nie pałać sympatią do tych lojalnych wobec siebie i troszczący się (być może w nieco oryginalny sposób) o siebie nawzajem bohaterów.
Wydaje mi się, że fabularne proporcje w powieści zostały nieco zaburzone. Przez większość z niemal sześciuset stron ciągnie się proces Fahada, a poza tym nie za wiele się dzieje. Głównym tematem rozmów bohaterów jest ciąża Chyłki. Gdy kwestia ta pojawia się niemal na co drugiej stronie, zaczyna to być męczące i nudne.
Tak w zasadzie prawnicy wkraczają do akcji dopiero pod koniec powieści. I aż chciałoby się, żeby nieco wcześniej postarali się wyjaśnić, co spotkało Lipczyńskich, kto targnął się na Chyłkę – pytań jest wiele i nie na wszystkie znajdujemy odpowiedź w tym tomie.
Sprawy zgodności opisanych wydarzeń z prawidłami prawniczymi nie ruszam, bo się na tym nie znam i szczerze mówiąc, nawet jeśli autor ponaginał rzeczywistość (jak zdarzało mu się to we wcześniejszych częściach cyklu), to w ogóle mi to nie przeszkadza. Jesteśmy w końcu w fikcyjnym świecie, którego konwencję kupuję. Zastanowiło mnie tylko, czy faktycznie oficer wywiadu tak ochoczo zwierzałby się postronnej osobie, nawet mając na nią haki i będąc pewnym, że ta nikomu nic nie wygada (a wygaduje)?
Nie zaszkodziłaby też powtórna redakcja książki. Znalazło się w tekście sporo powtórzeń, które spokojnie można by zamienić innymi zwrotami.
Podobno mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Skoro tak, to Remigiusz Mróz wie, jak wywołać u czytelnika emocje. Zakończenie Inwigilacji jest jak bokserski nokaut. A Chyłka i Zordon chyba nigdy nie zaznają spokoju. Choć to akurat jest dobra wiadomość dla czytelnika.
Remigiusz Mróz
Inwigilacja
Czwarta Strona
Poznań, 2017
588 s.
Recenzje innych powieści Remigiusza Mroza na Kawiarence Kryminalnej: