Robert Małecki „zadarł” w zeszłym roku z autorami kryminałów i zgarnął większość gatunkowych nagród literackich, w tym tę najważniejszą, Nagrodę Wielkiego Kalibru. Wszystko za sprawą znakomitej „Skazy”, której kontynuację (po „Wadzie") - „Zadrę” - właśnie mam w rękach. Trzecim tomem chełmżyńskiego cyklu przygód komisarza Bernarda Grossa Małecki udowadnia, że nie tylko słusznie przyznano mu honory, ale i że z każdą powieścią jest po prostu coraz lepszym pisarzem.
Historia, jak na dobry kryminał przystało, zaczyna się od trupa. Znalezionego w lesie nieopodal Chełmży. Opis zwłok został przeprowadzony nie tylko przy użyciu fachowego słownictwa, ale też w niezwykle naturalistyczny sposób. Tak czytelnik, jak i Bernard Gross nie mogą liczyć na taryfę ulgową. Mrok (iście skandynawski, co zaznacza sam autor) wyziera już z pierwszych stron tej powieści. A potem jest jeszcze posępniej.
Do stworzenia tak groźnej atmosfery Małecki wykorzystuje wszelkie środki dostępne pisarzowi. Zaczyna od pogody (główna akcja trwa przez dziesięć dni, w ciągu których cały czas leje, wieje i generalnie można się przeziębić pod wpływem samej lektury).
Potem przedstawia nam bohatera z krwi i kości, którego życie osobiste, lekko mówiąc, nie należy do udanych. Bernard Gross bowiem odlicza dni do emerytury, choć sam nie wie, jak wtedy wypełni pustkę codzienności (klejenie modeli i picie herbaty nie wystarczą na długo). Póki komisarz ma pracę, ma powód, by żyć. Bliscy dawno już go opuścili: żona leży w śpiączce od dekady, a syn nie chce mieć nic wspólnego z ojcem, który się nim od lat nie interesuje. (Co przydarzyło się Agnieszce Gross to zresztą jedna z tajemnic, którymi autor umiejętnie żongluje, a ich rozwiązanie dawkuje z aptekarską precyzją). Gross nie jest też pewny, czy zasługuje na nowy start, na nową miłość.
No i jest jeszcze sama zagadka kryminalna. Czy mężczyzna znaleziony w lesie rzeczywiście popełnił samobójstwo? Czy to tragiczne zdarzenie miało związek z zaginięciem pary studentów sprzed lat? I w jaki sposób wiążą się z tym wszystkim akta sprawy prowadzonej potajemnie przez jednego z policjantów? Sekretów tu co niemiara i po prostu trzeba „Zadrę” przeczytać do końca, najlepiej jednym tchem, by poznać zakończenie. A to jest zaskakujące i w kilku aspektach nieoczywiste.
Autor „Wady" świetnie oddaje atmosferę niewielkiego miasta, w którym mieszkańcy znają się chociażby z widzenia, wiedzą o sobie wiele, ale nie są skłonni do dzielenia się tą wiedzą, zwłaszcza z organami ścigania.
„Zadra” to kryminał, który składa się z wszystkich niezbędnych elementów doskonałej powieści gatunkowej. Dla mnie najbardziej interesującym puzzlem tej układanki pozostaje postać komisarza Grossa. To bohater ze skazą, którego właśnie za ten brak perfekcjonizmu można lubić i trzymać za niego kciuki. Nie liczę tu oczywiście dążenia komisarza do poznania prawdy, w swoim zawodzie Gross jest bowiem profesjonalistą. W tym tomie Bernard pokazuje też swoje zdolności aktorskie, jakże przydatne podczas przesłuchań opornych świadków.
Zdradzę, że w finale dostajemy zapowiedź kolejnego tomu. Na szczęście więc Robert Małecki na dłużej przeprowadził się literacko do Chełmży.
Robert Małecki
„Zadra”
Czwarta Strona Kryminału
Poznań, 2020
519 s.
Recenzje toruńskiej trylogii kryminalnej Roberta Małeckiego:
1. "Najgorsze dopiero nadejdzie"