Nie ma ciała, jest za to opuszczony na brzegach Jeziora Chełmżyńskiego namiot z krwawymi śladami. Komisarz Bernard Gross podejrzewa morderstwo. Drugi tom drugiej trylogii autorstwa Roberta Małeckiego to znakomita kryminalna lektura nie tylko dla wielbicieli gatunku.
Rusza żmudne, ale w żadnym razie nie nudne śledztwo. O tyle nietypowe, że policja nie tylko nie może znaleźć sprawcy, ale i nie sposób namierzyć ofiary. Na biurko Grossa trafiają też akta zdarzenia sprzed trzech dekad, kiedy to zaginęli młoda matka i niemowlę. Przez trzydzieści lat nie udało się ustalić, w jaki sposób kobieta mogła zniknąć, zostawiając w domu męża i starszą córeczkę.
Bernard Gross jest uparty i zdeterminowany o wiele bardziej od swoich poprzedników. Gdy złapie trop, nie odpuści. Praca jest dla niego wszystkim. I jest w niej najlepszy. Z życiem osobistym komisarza już nieco gorzej. Żona od dziesięciu lat leży w śpiączce, syn odciął się od ojca, a możliwości nowego związku gliniarz sam sabotuje. Prócz modelarstwa Gross nie ma za wielu rozrywek. Nawet jego dieta jest dość marna (kanapki z pasztetem lub z miodem popijane herbatą). Dla komisarza liczy się jedno – złapanie mordercy.
Dwa dochodzenia: teraźniejsze i to z przeszłości mieszają się ze sobą, wreszcie łącząc w jedną smutną i przerażającą historię. Małecki zbudował skomplikowaną intrygę, której nie udało mi się rozszyfrować przed zakończeniem. Autor nie boi się stosować radykalnych rozwiązań wobec swoich bohaterów. Sprawnie tworzy duszny klimat sensacyjnej opowieści, co wynika nie tylko z upalnego i burzowego lata, jakie nastało właśnie w Chełmży. Małecki jest po prostu mistrzowskim konstruktorem przykuwającej uwagę czytelnika fabuły.
Pisarz przekonująco opisuje meandry policyjnego fachu, nienachalnie wplatając w swoją opowieść wiedzę ekspercką z zakresu kryminalistyki czy kryminologii. Wszystko to podane jest zwięzłym stylem, ale – co akurat dla mnie jako czytelniczki istotne – niepozbawionym nutki poczucia humoru.
Tak jak w „Skazie”, czuć też w „Wadzie” wpływy skandynawskiej literatury gatunkowej, szczególnie tej islandzkiej. Widać również echa wciąż powracającego do powieści Małeckiego tematu zaginięć.
Wielbiciele polskich kryminałów odnajdą w „Wadzie” kolejny smaczek – akcja przenosi się czasem nad jezioro Bachotek oraz do Brodnicy. A stąd już niedaleko do fikcyjnego Lipowa z sagi Katarzyny Puzyńskiej. Widocznie ten zakątek naszego kraju ma w sobie kryminalną duszę.
Na koniec tomu znajdziemy zajawkę kolejnej części przygód Bernarda Grossa. Czekam na nią niecierpliwie i mam nadzieję, że Robert Małecki nie pożegna się w niej na dobre z komisarzem, ponieważ szczerze polubiłam tego mruka.
Robert Małecki
„Wada”
Czwarta Strona Kryminału
Poznań, 2019
532 s.
Recenzje powieści Roberta Małeckiego na Kawiarence Kryminalnej:
- "Skaza"
- "Najgorsze dopiero nadejdzie".