„Ludzie boją się powiedzieć prawdę, ponieważ nie chcą kogoś skrzywdzić. Niektórzy kłamią, ale jednocześnie przekonują samych siebie, że wcale tak nie jest. I właśnie tacy bohaterowie intrygują mnie najbardziej jako pisarkę. Choć to byłby koszmar być z kimś takim w prawdziwym związku”.
Kawiarenka Kryminalna: Pani właśnie wydana w Polsce powieść pod tytułem „Wszystkie nasze kłamstwa” opowiada między innymi o tym, na ile jesteśmy w stanie nagiąć nasze zasady moralne dla ukochanej osoby (tak jak robi to Sarah dla swojego syna Freddiego). Czy podczas pracy nad książką zastanawiała się pani nad tym, do czego pani sama byłaby w stanie się posunąć, by chronić najbliższych?
Jane Corry: Świetne pytanie! Rzeczywiście ciągle myślałam o tym, co mogłabym poświęcić w takiej sytuacji, byleby tylko ochronić rodzinę. To jest takie gdybanie. I właśnie szukanie odpowiedzi na pytanie: „co by było, gdyby?” zainspirowało mnie do napisania tej powieści. Moje najmłodsze dziecko wychowywałam sama, odkąd skończyło trzynaście lat. To było nie lada wyzwanie. Co prawda syn nie miał nigdy konfliktu z prawem, jak postać Freddiego z mojej książki, ale nastolatek daje popalić! Z drugiej strony dzięki temu wytworzyliśmy rodzaj bardzo szczególnej więzi.
KK: „Wszystkie nasze kłamstwa” czyta się z narastającą trwogą o losy bohaterów. W jaki sposób utrzymuje pani ciągłe napięcie, mimo że nie jest to typowa powieść sensacyjna z pędzącą na łeb, na szyję, pełną zwrotów akcją?
J.C.: Cieszę się, że czytał pan moją powieść z coraz większym przerażeniem! Starałam się utrzymać zainteresowanie czytelnika. Wczuwam się w moich bohaterów i wyobrażam sobie, że to ja nimi jestem. Pytam sama siebie, na jakie kłopoty mogłabym natrafić, będąc w ich skórze, i jak bym się wtedy czuła. Często pomysły na fabularne rozwiązania i zwroty akcji przychodzą mi do głowy, gdy spaceruję z psem lub pływam w morzu.
KK: Motorem thrillerów psychologicznych są emocje, często niezwykle dojmujące tak dla bohaterów, jak i dla czytelnika. A jak to, o czym pani pisze, wpływa emocjonalnie na panią?
J.C.: Bardzo! Kiedy jestem mniej więcej w połowie pisania powieści, żyję już w pełni opisywaną historią. Niemal nieustannie o niej myślę. To taki okres, gdy nawet po odejściu od klawiatury dokładnie analizuję losy bohaterów. Staram się oczywiście zachować równowagę między życiem zawodowym, a prywatnym, ale to nie zawsze jest proste. Od pracy odciąga mnie rodzina. Na szczęście! Spaceruję też, gram w tenisa, pływam w morzu i medytuję.
KK: We „Wszystkich naszych kłamstwach” stawia pani czytelnika trochę w charakterze podglądacza prywatnego życia głównych bohaterów: Sary, Toma i Freddiego. Czy pisarka też musi być takim swego rodzaju podglądaczem – obserwować zachowania społeczne – żeby móc napisać dobrą powieść?
J.C.: Tak – znowu mnie pan rozszyfrował (śmiech). Jestem w pewnym sensie podglądaczką. Właśnie teraz, kiedy piszę odpowiedzi na pana pytania, siedzę w wagonie kolejowym i przysłuchuję się prowadzonej tuż obok rozmowie. Pisarz jest trochę jak szpieg. W takich sytuacjach przydaje mi się doświadczenie dziennikarskie: pamięć wzrokowa i opanowanie stenografii, dzięki której potrafię szybko i dokładnie zapisywać poczynione obserwacje.
KK: Związek Sary i Toma potwierdza słuszność powiedzenia, które mówi, że przeciwieństwa się przyciągają, ale i jest dowodem na to, że to wcale nie musi być dobry pomysł. Na jakiej zasadzie, pani zdaniem, dobierają się najszczęśliwsze pary?
J.C.: Prawdopodobnie nie jestem właściwą osobą, by wypowiadać się o sposobie na idealne małżeństwo! W mojej rodzinie zazwyczaj żenimy się czy wychodzimy za mąż dwa razy. Może to dlatego w moich powieściach piszę o tym wielkim wyzwaniu, jakim są związki i relacje międzyludzkie.
KK: Porusza pani też temat kłamstwa, do którego czasem się posuwamy, na przykład ze strachu przed odrzuceniem.
J.C.: Ludzie boją się powiedzieć prawdę, ponieważ nie chcą kogoś skrzywdzić. Niektórzy kłamią, ale jednocześnie przekonują samych siebie, że wcale tak nie jest. I właśnie tacy bohaterowie intrygują mnie najbardziej jako pisarkę. Choć to byłby koszmar być z kimś takim w prawdziwym związku. Ale, jak dobrze wiemy, niestety i tak się dzieje.
KK: Doskonale radzi sobie pani na polu thrillerów psychologicznych. A o napisanie powieści w jakim gatunku literackim nigdy by się pani nie pokusiła?
J.C.: Science-fiction. A to dlatego, że lubię pisać o świecie rzeczywistym. O sprawach, które znam i rozumiem.
KK: Na przykład o rodzinie. Dlaczego pani zdaniem ta instytucja – z jej wszystkimi sekretami i uwikłaniami – jest tak doskonałym tworzywem dla thrillera psychologicznego?
J.C.: Myślę, że wskazał pan odpowiedź w swoim pytaniu. Rodzina to bogate źródło inspiracji pisarskich. Nieustannie poszukujemy rodziny idealnej, wzoru, który moglibyśmy naśladować. Nie jestem jednak pewna, czy ów istnieje, co nie zmienia faktu, że i tak nie możemy przestać go szukać. Dlatego jest to tak ciekawy temat do opisania na przykład właśnie w thrillerze psychologicznym.
KK: Patrząc na rynek książki, można odnieść wrażenie, że ten gatunek to domena kobiet – kobiety je piszą (pani, B.A. Paris, Alex Marwood czy Gillian Flynn), kobiety są ich bohaterkami i kobiety je czytają. Co jest takiego w tym gatunku, co pociąga płeć piękną?
J.C.: To trudne pytanie. Być może dzieje się tak dlatego, że wiele kobiet ma skłonność do nadmiernego rozmyślania o związkach i ich celu. A ten postrzegają w zapewnieniu szczęścia najbliższym. Marzą o tworzeniu ustatkowanych, zdrowych relacji, zakładaniu rodziny. Są ukontentowane, gdy bohaterom thrillerów coś pójdzie nie tak, bo tym samym okazuje się, że nie tylko ich własne życie jest niedoskonałe. A może oceniam wszystkich przez pryzmat swoich wrażeń z lektury tego typu książek? Tak czy inaczej ja z pewnością zbyt drobiazgowo wszystko analizuję! (śmiech)
KK: Muzyka jest istotnym aspektem „Wszystkich naszych kłamstw”. Sarah namiętnie słucha utworów grupy Pearl Jam. A pani?
J.C.: O, to delikatny temat, ponieważ mój obecny mąż słucha muzyki, która sprawia, że muszę szczelnie zamykać drzwi. Nie żartuję! Gdybym miała wybrać moją ulubioną piosenkę, byłby to kawałek „Bridge Over Troubled Water” Simona & Garfunkela. Przywraca moje myśli do okresu, gdy miałam siedemnaście lat.
KK: Jakie funkcje może pełnić miejsce akcji w thrillerach psychologicznych?
J.C.: Wraz z mężem dwanaście lat temu przeprowadziliśmy się nad morze. Od tego czasu to właśnie nadmorska sceneria jest stałym miejscem akcji moich powieści. Morze, tak jak bohaterowie moich książek, może być wrogie lub łagodne, nieodgadnione lub klarowne, gwałtowne lub spokojne.
KK: Odniosła pani ogromny sukces literacki na całym świecie. Pani książki są tłumaczone na dziesiątki języków, czytelnicy kupują je bardzo chętnie. Jakie zatem ma pani jeszcze marzenia literackie?
J.C.: Moim celem zawsze jest napisanie kolejnej książki. Za każdym razem mam nadzieję, że się spodoba czytelnikom. Liczę na to! Ta najnowsza, wydana w czerwcu 2022 roku, nazywa się „We All Have Our Secrets” i opowiada o trzech osobach zamieszkujących w pewnym domu gdzieś nad morzem. Ta trójka skrywa tajemnice, które – gdy wyjdą już na jaw – mogą zupełnie poprzetrącać ich losy.
KK: Czekamy zatem na polskie wydanie. Tymczasem nad czym teraz pani pracuje?
J.C.: Piszę powieść kryminalną osadzoną w domu w nadmorskim miasteczku (znowu!) w czasie zarówno drugiej wojny światowej, jak i współcześnie. Jestem tym bardzo podekscytowana! Tytuł to „Coming To Find You”. Mam nadzieję, że i ona wkrótce trafi do rąk czytelników w Polsce.
Rozmowę przeprowadził: Damian Matyszczak.
Fotografia: Wydawnictwo Albatros.