Od dłuższego czasu marzył mi się wielowątkowy kryminał. Z charakterystycznymi i zapadającymi w pamięć bohaterami. Napisany barwnym i sugestywnym językiem. Mroczny i wyrazisty, a zarazem logiczny.
Kawiarenka Kryminalna: Jest pan pisarzem i dziennikarzem. Jak wyglądały pańskie początki?
Krzysztof Domaradzki: Mając mniej więcej piętnaście lat, uświadomiłem sobie, że chciałbym być dziennikarzem sportowym. Zamierzałem komentować mecze piłkarskie. Szybko jednak odkryłem, że mimo wielkich chęci zupełnie się nie nadaję na komentatora. Pozostało mi zatem pisanie o sporcie. Spróbowałem stworzyć pierwszy tekst, relację z meczu piłkarskiego. Nie mam pojęcia, czy była dobra, ale samo zajęcie bardzo mi się spodobało. Z czasem pisanie zamieniło się w nałóg.
KK: Skąd ta potrzeba?
K.D.: W moim przypadku to kwestia genów i wzorców wyniesionych z domu. Po mamie odziedziczyłem pracowitość. Pasją do literatury i zdobywania wiedzy zaraził mnie ojciec. Babcia miała prawdziwie pisarską wyobraźnię. Z kolei dziadek był wzorem przyzwoitości. Uważam, że każdy, kto zachęca innych do obcowania z własną twórczością, powinien być przyzwoitym człowiekiem.
KK: W opozycji do tej sielanki stworzył pan protagonistę, któremu nie po drodze z przyzwoitością. Czy stworzenie tak antypatycznego eskapisty było świadomym zabiegiem?
K.D.: Charakterystyka głównego bohatera nigdy nie rodzi się przez przypadek. Chciałem, żeby na pierwszy rzut oka Kawęcki przypominał typowego kryminalnego bohatera – ponadprzeciętnie inteligentnego policjanta z problemami. Tyle że większość tego typu jednostek to postaci niezaprzeczalnie pozytywne. Dobre. Łatwo się z nimi sympatyzuje i trzyma za nich kciuki. Z Kawęckim jest inaczej. To irytujący mizogin, którego trudno polubić. Co najwyżej można mu współczuć. Dzięki temu, w moim odczuciu, jest bardziej wielowymiarowy niż większość kryminalnych bohaterów.
KK: Ma jakieś pierwowzory?
K.D.: Starałem się, żeby to był bohater wyłącznie z mojej bajki, ale oczywiście ma wiele cech innych postaci. Czytelnicy najczęściej porównują Kawęckiego do Rusta Cohle’a z serialu „Detektyw”. Albo do Harry’ego Hole z cyklu kryminalnego Jo Nesbø. Ja bym jeszcze dorzucił Marva z „Sin City”. Kawęcki przejął od nich najgorsze cechy, a kilka nowych dorzuciłem mu sam.
KK: Jak zrodził się pomysł na serię o Kawęckim?
K.D.: Nie należy nazywać moich książek serią – to rozłożona na trzy tomy jedna historia. Myślę, że wszyscy autorzy piszą po to, żeby wyrzucić z głowy opowieści, które podrzuca im wyobraźnia. Każde inne wytłumaczenie jest tylko dorabianiem ideologii.
Od dłuższego czasu marzył mi się wielowątkowy kryminał. Z charakterystycznymi i zapadającymi w pamięć bohaterami. Napisany barwnym i sugestywnym językiem. Mroczny i wyrazisty, a zarazem logiczny jak na standardy literatury rozrywkowej. Wymyśliłem zarys fabuły i głównych bohaterów, wybrałem miejsce akcji, stworzyłem ogólny plan powieści i zacząłem pisać.
KK: No właśnie, „Detoks” i „Trans” obfitują w historie mroczne, ociekające przemocą, wynaturzonym seksem. Fascynuje pana zagadnienie zła?
K.D.: Zło jest dla mnie niezrozumiałe i nielogiczne, a przez to znacznie ciekawsze od dobra. Patrząc na popularność kryminałów czy dokumentów o seryjnych mordercach, myślę, że nie jestem wyjątkiem, tylko reprezentantem sporej części społeczeństwa. Być może różnię się od innych autorów tym, że nie lukruję swoich opowieści, aby były bardziej przystępne dla wrażliwych czytelników, tylko stawiam na realizm. Fabuła „Detoksu”, „Transu” i „Resetu” jest całkowicie zmyślona, ale wiele przestępstw, które opisuję w książkach, wydarzyło się naprawdę. To nie efekt zwyrodnionej wyobraźni autora, tylko zwyrodnionej rzeczywistości.
KK: Jak przebiegał research?
K.D.: Bardzo przyjemnie. Sprowadzał się przede wszystkim do odwiedzania Łodzi. Mieszkałem w niej przez dwadzieścia cztery lata, ale to żywe i szybko zmieniające się miasto, więc musiałem aktualizować wiedzę i wyobrażenie na jego temat. Trylogia rozgrywa się na terenie całej Łodzi, więc można powiedzieć, że w ramach przygotowań poznawałem ją na nowo.
KK: Łódź w pana ujęciu nie wygląda jak z podrasowanego prospektu reklamowego. Na jaki odbiór natrafiły książki w pana rodzimym mieście?
K.D.: Na szczęście łodzianie są świadomi, że jest to powieść kryminalna, a więc fikcja, a nie reportaż. Siłą rzeczy pokazuję w niej tylko wycinek miejskiej rzeczywistości, który najbardziej pasuje do opowiadanej historii. Miasto jest tylko drugoplanowym bohaterem.
Tym niemniej docierają do mnie sygnały, że większość czytelników nie kwestionuje miejskiej charakterystyki, jaką zamieściłem w książce. Zresztą podejrzewam, że przed ewentualną naganą chroni mnie łódzkie pochodzenie i fakt, że spędziłem w tym mieście większość życia. Dzięki temu, jak sądzę, jestem bardziej uprawniony do wyrażania krytyki niż ktoś, kto zna to miasto wyłącznie z internetu. Nie zmienia to faktu, że nagrody od miasta się nie spodziewam. Chyba że ratusz wykaże się daleko idącym zrozumieniem. Albo poczuciem humoru.
KK: Których pisarzy ceni pan najbardziej?
K.D.: José Saramago, Johna Steinbecka i Mario Puzo.
KK: A ulubione kryminały?
K.D.: Mistrz jest tylko jeden i nazywa się Jo Nesbø. Nikt tak dobrze nie buduje fabuły i nie opowiada historii kryminalnych. Chociaż często mam wrażenie, że sensacyjne zakończenie jego książek pisze ktoś inny.
KK: Proces twórczy u Domaradzkiego to przyjemność czy orka na ugorze?
K.D.: Niczym nieskrępowana, najczystsza przyjemność. Gdyby było inaczej, nie wstawałbym o piątej rano, żeby pisać.
KK: Data premiery ostatniego tomu cyklu jest już wstępnie wyznaczona. Co dalej?
K.D.: Daję odpocząć Łodzi, teraz czas na Warszawę. Tworzę książkę, która łączy w sobie cechy kryminału, powieści psychologicznej i thrillera korporacyjnego. Będą w niej duże pieniądze, ostre imprezy i nie do końca normalni ludzie, czyli szara warszawska codzienność w mojej nietypowej interpretacji.
Wywiad przeprowadził Damian Matyszczak.
Autorami zdjęć są Anna Włodarska i Adam Tuchliński.
Krzysztof Domaradzki – dziennikarz, pisarz, autor powieści kryminalnych. Jest absolwentem dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Łódzkim. Od 2013 roku pracuje w magazynie „Forbes”, w którym rozmawia z najbogatszymi Polakami, przedstawia historie czołowych przedsiębiorców oraz opisuje trudne związki sportu i biznesu. Uwielbia uprawiać sport, czytać kryminały i analizować najbardziej pokręcone umysły. W 2018 roku zadebiutował powieścią kryminalną „Detoks”. Rok później wydał „Trans”. Wkrótce na rynku ukaże się „Reset”, zwieńczenie jego łódzkiej trylogii kryminalnej (mat. wyd.).
Recenzja "Transu" Krzysztofa Domaradzkiego.