Wiadomość o nominacji do Nagrody Bookera zastała mnie przy malowaniu damskiej toalety w mojej rodzinnej miejscowości Kilmarnock w Szkocji. Pół godziny później udzielałem wywiadu działowi literackiemu „Guardiana”.
Kawiarenka Kryminalna: Jak wyglądały początki pana przygody z pisaniem?
Greame Macrae Burnet: Jako piętnastolatek sięgnąłem po “Buszującego w zbożu”. Powieść wciągnęła mnie już od pierwszych zdań. Potem zaczytywałem się w Camusie i Orwellu. Te lektury wpłynęły na moją decyzję o studiowaniu literatury na Uniwersytecie w Glasgow. Wreszcie zacząłem pisać opowiadania i nieśmiało myśleć o opublikowaniu powieści.
KK: I tak przenosimy się do roku 2014, kiedy to pana debiutancka powieść pod tytułem “Zniknięcie Adèle Bedeau” trafiła na półki księgarń.
G.M.B.: Trochę na nią czekałem. Miałem 46 lat, książkę odrzuciło piętnastu wydawców, a ja kompletnie straciłem nadzieję. My, Szkoci, mamy tendencję do czarnowidztwa. To pewnie sprawka naszych piłkarzy (śmiech). Zatem kiedy wreszcie zobaczyłem pierwsze egzemplarze mojej powieści, dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę. Poczułem się wspaniale!
KK: To był pierwszy tom serii z Georgesem Gorskim w roli głównej. Potem powstały „Jego krwawe zamiary”, powieść spoza cyklu. Co było trudniejsze do napisania?
G.M.B.: Generalnie pisanie to dla mnie droga przez mękę. To trochę tak jak z zakochaniem się. Na początku związku jesteś przekonany, że wszystko będzie idealne. A potem wkracza codzienność. Samodzielna powieść zawsze niesie ze sobą nutkę ekscytacji, ponieważ to dla autora coś nowego. Jeśli chodzi o cykle, to zamierzam wydać jeszcze jedną część z Gorskim, by domknąć trylogię (drugi tom to „Wypadek na A35” - przyp. red.).
KK: Jak wygląda dzień takiej “drogi przez mękę”?
G.M.B.: Strasznie ciężko jest mi się zabrać do pracy. Dlatego, by uniknąć rozpraszania się, wychodzę do miejscowej biblioteki. Tam od około godziny 11 do 17-18 piszę. Staram się wyrobić normę tysiąca słów dziennie. Blokuję sobie dostęp do Internetu. Korzystam też ze słuchawek wygłuszających.
KK: Najtrudniejsze w pisaniu jest rozpoczęcie pisania?
G.M.B.: Ciągle analizuję różne pomysły, które chcę przelać na papier. Takie roztrząsanie przeszkadza, więc staram się dusić te obawy w zarodku i po prostu pisać. Próbuję z miejsca nie cyzelować tego, co stworzyłem. Na początku najważniejsze jest wprowadzenie tekstu do komputera. Nie ma znaczenia, czy jest on od razu idealny. Nakreślam po prostu zarys historii.
KK: I kto pierwszy czyta taki szkic?
G.M.B.: Mam to szczęście, że moja najlepsza przyjaciółka, Victoria Evans, jest redaktorką i producentką telewizyjną. To jej powierzam to zadanie. Ma doświadczenie w pracy z pisarzami i wie, jak przekazywać stosowne uwagi.
Na wczesnym etapie tworzenia powieści szukam potwierdzenia, że to, co napisałem, do czegoś się nada. Oczywiście później dochodzą uwagi wydawcy i redaktora. Z każdą kolejną książką łatwiej przychodzi mi przyjmowanie zastrzeżeń i sugestii czytelników. Nabieram dystansu do swojej twórczości.
KK: Sporządza pan skrupulatny plan czy idzie na żywioł?
G.M.B.: Nigdy nie planuję. Nawet jeśli jakimś cudem zmusiłbym się do tego, mój umysł nie pozwala mi pracować wedle sztywnych ram. Zatem nową książkę zaczynam od nakreślenia postaci, miejsca akcji i motywu przewodniego. Gdy już to mam, po prostu zaczynam pisać. Chcę, by narrację w naturalny sposób napędzały czyny bohaterów. Najważniejsze są dla mnie postacie i to one ciągną fabułę.
KK: Z kim po dniu ślęczenia nad tekstem poszedłby pan na piwo?
G.M.B.: (śmiech) Dobre pytanie! Z Raskolnikowem. Tylko że sam musiałbym zapłacić za te wszystkie drinki, a wieczór i tak skończylibyśmy awanturą.
KK: Których pisarzy pan ceni?
G.M.B.: Fiodora Dostojewskiego, Ednę O`Brien, Madeleine Bourdouxhe, George`a Orwella, Franza Kafkę i francuskich egzystencjalistów. Uwielbiam twórczość Ryszarda Kapuścińskiego. Jego pióro jest, moim zdaniem, równie przenikliwe i klarowne jak to Orwella. Jednak największy wpływ na moje pisarstwo wywarł Georges Simenon. Jego oszczędne gospodarowanie frazą i konstruowanie narracji z pozornie banalnych drobiazgów.
KK: Roderick Macrae, protagonista “Jego krwawych zamiarów", to mocna postać. Skąd pomysł na niego i oryginalną formę powieści?
G.M.B.: Zainspirowały mnie prawdziwe wydarzenia, które miały miejsce w 1835 roku. Francuski chłop, Pierre Rivière, zamordował swoją matkę, siostrę i brata. Potem w więzieniu napisał pamiętnik, w którym wyjawił, co go skłoniło do tych czynów. W książce Michela Foucaulta opowiadającej o tym zajściu (pod tytułem “Ja, Piotr Riviere, skorom już zaszlachtował moją matkę, moją siostrę i brata mojego...” - przyp. red.) znalazłem między innymi zeznania świadków. Pomyślałem, że ciekawie byłoby przenieść tę historię na szkockie Wyżyny i zaprezentować ją w formie paradokumentu.
KK: Jak przygotowywał się pan do pracy nad tym tytułem?
G.M.B.: Zanim zacząłem pisać, spędziłem jakieś cztery miesiące na poznawaniu realiów życia mieszkańców mojej ojczyzny w XIX wieku. Byłem na wskroś zszokowany warunkami, w których egzystowali. Większość spraw opisanych w “Jego krwawych zamiarach” znajduje swoje odniesienie w świadectwach z opracowań historycznych, do których dotarłem. Zgłębiłem również zagadnienia psychologii kryminalnej, którą się zresztą zafascynowałem! Zaznajomiłem się także z mechanizmami działania wymiaru sprawiedliwości.
Przed debiutem literackim pracowałem jako researcher przy produkcji programów dokumentalnych dla stacji telewizyjnych, i w przeciwieństwie do wielu kolegów po piórze naprawdę lubię etap przygotowań do pisania kolejnej książki.
KK: Ile z osobistych doświadczeń znajdziemy w pana powieściach?
G.M.B.: Jeśli stosuję takie odniesienia, to nieświadomie. Im dłużej piszę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to, co powstaje, jest na swój sposób niepowtarzalne i oderwane ode mnie. Choć z drugiej strony, każdy utwór jest jednak efektem przeżyć autora, przeczytanych przez niego książek czy odwiedzonych miejsc. To taki swoisty odcisk jego DNA. Nawet jeśli pisarz abstrahuje od wyrażania siebie, to i tak wszystkie jego obsesje i namiętności wkradną się w treść tego co tworzy.
KK: Pierwsza myśl, gdy dowiedział się pan o nominacji do Nagrody Bookera?
G.M.B.: Wiadomo, że bardzo trudno utrzymać się z pisania, dlatego wcześniej dorabiałem jako malarz pokojowy. Wiadomość o nominacji zastała mnie przy malowaniu damskiej toalety w mojej rodzinnej miejscowości Kilmarnock w Szkocji. Pół godziny później udzielałem wywiadu działowi literackiemu „Guardiana”.
Rzecz jasna miałem świadomość, że nominacja to coś wyjątkowego, ale nie spodziewałem się, że aż tak odmieni moje życie. Powieść stała się bestsellerem i przetłumaczono ją na dwadzieścia języków. To przerosło moje oczekiwania!
KK: Dużo pan podróżuje po świecie. Znalazł pan idealne miejsce do życia?
G.M.B.: Dzięki sukcesowi “Jego krwawych zamiarów” przemierzyłem w ostatnich latach niemal cały glob. Bardzo mi się spodobała Estonia, którą odwiedziłem w 2017 roku. Uwielbiam też Francję.
Jestem szczęściarzem, bo moja rodzina ma dom na szkockich Wyżynach, i właśnie tam najlepiej mi się pracuje. To bardzo spokojne rejony. No i nie ma tam wi-fi ani telewizora.
Niestety nie było mi jeszcze dane odwiedzić Polski. Czekam na zaproszenie (śmiech).
KK: Nad czym pan teraz pracuje?
G.M.B.: Piszę nową powieść osadzoną w latach 60. XX wieku w Londynie. Jestem na półmetku. Nie mogę za dużo zdradzić, ale powiem tyle, że będzie w niej mowa o samobójstwie, pojawi się bohater po przejściach (jakżeby inaczej), a także... martwa mysz w torebce.
KK: Pije pan podczas pisania kawę?
G.M.B.: Zdecydowanie za dużo! Nie jestem jednak jej szczególnym koneserem. Dzień zaczynam od zaparzenia dzbanka espresso, które wypijam z odrobiną mleka i cukru. Później, już w bibliotece, doładowuję energię z pomocą flat white.
Rozmowę przeprowadził Damian Matyszczak.
Autorzy zdjęć (kolejno): Willie Urquhart, John Devlin, Culduie Setting for HBP (krajobraz), Jen Cunnion, Sveta Mishina (miniatura).
Graeme Macrae Burnet – szkocki pisarz urodzony w 1967 roku. Ma na swoim koncie trzy powieści. Pierwsza, “Zniknięcie Adèle Bedeau”, otwierająca cykl z Georgesem Gorskim, zdobyła w 2013 roku Nagrodę Szkockiego Trustu Książkowego w kategorii Nowy Autor. “Jego krwawe zamiary” była nominowana w 2016 roku do Nagrody Bookera. Trzecia powieść, “Wypadek na A35”, to kontynuacja przygód Gorskiego. Ten cykl ukaże się wkrótce w Polsce nakładem wydawnictwa Stara Szkoła (źródło: Wikipedia i materiały wydawcy).
Recenzję "Jego krwawych zamiarów" znajdzieie TU.