Powieść Graeme'a Burneta udowadnia, że szkockie Wyżyny to kraina nie tylko bursztynowym trunkiem płynąca, – także krew leje się tam obficie. Przynajmniej w literaturze... W biały dzień w spokojnej osadzie zostaje zaszlachtowany szpadlem do torfu konstabl wsi oraz dwójka jego dzieci. Wytwór wyobraźni pisarza został zaserwowany tak realistycznie, że “Jego krwawe zamiary” równie dobrze mogłyby stać na półce opatrzonej podpisem: true crime.
Sporo wysiłku włożył Burnet, by wymyślonej przez siebie historii nadać walor autentyczności. Świadczą o tym już sam podtytuł książki (“Dokumenty dotyczące sprawy Rodericka Macrae”), jak i jej konstrukcja. Powieść, zamiast typowej zwartej fabuły, jest zestawem złożonym z zeznań świadków, pamiętnika oskarżonego czy raportów medycznych. Oryginalna forma sprawia, że całość do złudzenia przypomina relację sądową albo opracowanie o charakterze monograficznym.
Akcja dzieje się w dziewiętnastowiecznej Szkocji w regionie Highlands. Do zbrodni dochodzi na wybrzeżu w wiosce Culduie, a następnie przenosimy się do zamku w Inverness, gdzie osadzono i osądzono głównego bohatera. Jest nim siedemnastoletni Roderick Macrae, syn chłopa feudalnego, któremu nie uśmiecha się los pastuszka owiec. Bystry i dobroduszny chłopak, dodatkowo motywowany przez swojego szkolnego nauczyciela, pełen nadziei snuje plany na wyrwanie się z podupadłej osady.
Mieszkańców Culduie elektryzuje wiadomość o brutalnej zbrodni popełnionej na rodzinie Mackenzich. Ktoś przy użyciu szpadla na co dzień służącego do wycinania torfu zabił głowę rodziny Lachlana zwanego Beczką, jego nastoletnią córkę Florę i trzyletniego syna Donalda. O bestialski czyn posądzony zostaje Roderick, dla którego to definitywny koniec marzeń o lepszym jutrze. Jeśli zarzuty się potwierdzą, czeka go pewny stryczek.
Rdzeniem powieści jest wspomniany pamiętnik protagonisty. Poproszony przez swojego adwokata, Roderick skreśla go podczas pobytu w areszcie. Bardzo skrupulatnie opisuje w nim historię swojej rodziny, a także kulisy długoletniego zatargu sąsiadujących ze sobą rodów Macrae i Mackenzich. Wylewa się z tej relacji morze złej woli, zawiści i nader pesymistycznych wniosków co do ludzkiej natury. Bowiem u Burneta w z pozoru sielskiej wiosze położonej na kompletnym odludziu człowiek, zamiast być drugiemu człowiekowi oparciem, staje się wilkiem.
Cień nadziei na zażegnanie konfliktu pojawia się, gdy Roderick zadurza się w córce Lachlana, Florze. Wybrzmiewają tu echa szekspirowskiego dramatu ze zwaśnionymi rodami Montecchich i Capulettich. Szybko jednak klimat wydarzeń zaczyna przypominać „Dom zły” Wojciecha Smarzowskiego.
Sytuacja komplikuje się w trakcie trwania rozprawy sądowej Rodericka. Z każdym kolejnym przesłuchaniem w ustaleniach poczynionych przez śledczych pojawia się coraz więcej rys. Ława przysięgłych, jak i licznie zgromadzona na sali sądowej publiczność, nabierają wątpliwości co do winy oskarżonego. Autor zręcznie żongluje emocjami czytelnika. Wedle jednej wersji wydarzeń Roderick nie zasługuje na nic więcej niż zsyłkę do najniższego kręgu piekieł. Jednak już po chwili odbiorca współczuje protagoniście i oburza się na występki Lachlana Beczki, a także katorżnicze warunki serwowane mieszkańcom Wyżyn przez ówczesny ustrój społeczno-ekonomiczny.
Powieść Burneta to prawdziwie trzymający w napięciu emocjonalny rollercoaster. To również solidny dreszczowiec sądowy, z raczkującą dopiero co kryminologią, starającą się udzielić odpowiedzi na pytanie o kondycję psychiczną, poczytalność sprawcy i granice prawnej odpowiedzialności za popełnione czyny.
I nie ma znaczenia, że przedstawiona historia nie wydarzyła się naprawdę.
Graeme Macrae Burnet
“Jego krwawe zamiary”
przeł. Mirosław Śmigielski, Monika Rodziewicz
Stara Szkoła
Wołów, 2018
359 s.