Śląski kryminał rośnie w siłę. Po przygodach komisarza Hanusika autorstwa Marcina Melona seria ze zicherkōm (czyli agrafką) wydawnictwa Silesia Progress wzbogaciła się o kolejny tom. Tym razem jest to kryminał w konwencji noir, czyli czarnej niczym bryła śląskiego węgla. Napisał go Marcin Szewczyk, laureat konkursu na jednoaktówkę po śląsku organizowanego przez Gazetę Wyborczą.
Autor jest historykiem, wielkim miłośnikiem regionalnych zabytków, orędownikiem mowy śląskiej, toteż swoją książkę w całości napisał w śląskiej godce. Akcja powieści dzieje się na Górnym Śląsku, w większości w rejonie Rybnika i Raciborza. Główny wątek rozgrywa się w 1927 roku, ale kolejne rozdziały przeplatają się z retrospekcjami, w których protagonista opowiada o wydarzeniach z 1913 roku.
A jest owym protagonistą Herman Fox, były policjant, obecnie prywatny detektyw. Z rutyny wykonywania błahych zleceń wytrąca Foxa sprawa morderstw, których sprawca pozbawia swoje ofiary głów. Okoliczności zbrodni do złudzenia przypominają sprawę z przeszłości, którą główny bohater rozwiązywał jeszcze jako policjant. Opinię publiczną elektryzuje wieść o tym, że morderca sprzed lat, niejaki Masorz, wrócił i znów atakuje. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie fakt, że Fox własnoręcznie zastrzelił Masorza czternaście lat wcześniej.
Fox to typowy bohater czarnego kryminału. Nie wylewa za kołnierz, stoi na życiowym rozdrożu, ma nieułożone życie rodzinne i mieszkanie przypominające chlew. A do tego, jak to policjant z dowcipów, ciągle je pączki. Sympatię czytelnika Herman zaskarbia sobie swoją prostolinijnością i poczciwością. No i faktem, że mimo hulaszczego trybu życia ma on swój styl i klasę. Nie pije byle czego, tylko prawdziwą szkocką, a wozi się szykownym Fordem T. Ale czy to wszystko wystarczy by zaimponował tajemniczej femme fatale, Stefanii, zwanej przez Hermana Sztefką?
W Silesii Noir dominują krajobrazy mrocznego, zamglonego i zasnutego smogiem miasta. Pierwszoosobowy narrator ma, delikatnie mówiąc, nie najlepsze zdanie o ówczesnej ludności Rybnika. Jak pisze, było to: „pierōńskie miasto złodzieji, szmuglerōw, ôszustōw, i cygōnōw. Czorne gruby, zmazane familoki, i jejich psico werci miyszkańcy” (s. 8). Fox nienawidzi tego notorycznie wpędzającego go w depresyjny nastrój miasta. Najchętniej wystrzelałby wszystkich pośledniej konduity mieszkańców.
Trzeci tom serii ze zicherkōm wprowadza odmianę. Poprzednie dwa kryminały opisujące perypetie komisarza Hanusika stawiały na sporą dawkę humoru, a intryga kryminalna była w nich potraktowana w lekki, komediowy sposób. W Silesii... jest poważniej, wszak w okolicy grasuje zwyrodnialec dekapitujący swoje ofiary, nieoszczędzający kobiet i dzieci. Autor wplata w fabułę ważkie tematy. Porusza kwestię antysemityzmu, który był obecny wśród niektórych mieszkańców Górnego Śląska, zachwyconych bezgranicznie ideami endeckimi Romana Dmowskiego. Szewczyk opisuje zmiany polityczne i społeczne, które stały się udziałem Śląska w pierwszej połowie ubiegłego stulecia. Pyta o tożsamość, identyfikację narodową i państwową ludzi zamieszkujących ten region.
Silesię... czyta się przyjemnie, choć nadmienić należy, że czytelnicy nieznający godki mogą mieć problemy ze zrozumieniem niektórych wyrazów. W sukurs przyjść może Mały słownik gwary Górnego Śląska, który w trakcie czytania okazał się przydatny. Redakcja nie ustrzegła się literówek, które w kilku miejscach utrudniły lekturę, wymuszając domyślanie się, o który śląski wyraz autorowi chodziło.
Intryga powieści została zawiązana sprawnie. Bohaterowie są wyraziści i niejednoznaczni. Rozwiązanie starannie budowanej w kolejnych rozdziałach i retrospekcjach zagadki nie rozczarowuje.
Herman Fox, choć dopiero debiutuje, czyni to nader udanie. Wypada mieć nadzieję, że Szewczyk steranemu detektywowi nie pozwoli za długo odpocząć i niebawem poznamy kolejne jego zmagania z kradziokami i mordyrzami zmaraszonego Ślunska. Polecam!
Marcin Szewczyk
Silesia Noir. Czorny kryminał ô czornym Ślōnsku
Silesia Progress
Kotōrz Mały, 2015
237 s.