Magia pisarstwa polega na tym, że mogę odkryć postać, której sobie nie wyobraziłem wcześniej. Rozwinąć wątki, które wydały mi się interesujące, choć zawczasu tego nie przewidziałem. Niektórzy pisarze mówią, że postać im się wymknęła spod kontroli. Mnie się to nie zdarza. To ja jestem szefem. Moi bohaterowie robią i mówią to, co im każę. Bo inaczej za drzwi!
Kawiarenka Kryminalna: Początkujący pisarze lubią słuchać takich historii. Maszynopis pana pierwszej książki został podobno odrzucony przez wszystkie wydawnictwa.
Pierre Lemaitre: Rzeczywiście dwie rzeczy powinny uspokoić młodych autorów. Po pierwsze, moja debiutancka powieść nie spotkała się z uznaniem dwudziestu dwóch wydawców. A po drugie, opublikowałem ją w wieku pięćdziesięciu sześciu lat. Można więc zacząć karierę dosyć późno. Nawet, kiedy wydawcy wcale nie są zainteresowani. To wymaga uporu, ale wreszcie się udaje. Każdy może mieć swoją szansę.
Pana kariera jest dość nietypowa. Pisał pan kryminały, potem dostał pan Nagrodę Goncourtów za książkę zupełnie niekryminalną pt. Do zobaczenia w zaświatach, po czym spokojnie wrócił pan do pisania powieści gatunkowych.
Do zobaczenia w zaświatach to w zasadzie powieść historyczna. Jest jednak skonstruowana dokładnie tak jak kryminał. Narzędzia narracyjne, które posłużyły mi do napisania tej książki, są tymi samymi, które wykorzystuję, gdy tworzę powieści kryminalne. Można tam więc znaleźć suspens, nagłe zwroty akcji, fałszywe tropy, zagadkę czy climax. Potem wróciłem do gatunku powieści noir książką, która nie jest kryminałem. (Trois jours et une vie – przyp. red.) W tym sensie, że nie ma tam dochodzenia ani śledczego. Jest tylko historia kryminalna. Zresztą mam wrażenie, że teraz prawie w każdej powieści jest jakaś zbrodnia. Na dobrą sprawę to tylko o tym się pisze przecież.
Osobiście przeczytał pan Do zobaczenia w zaświatach na audiobooku. Czy w ten sposób sięgnął pan do swojego dawnego marzenia, by zostać aktorem?
Nikomu się jeszcze do tego nie przyznawałem. Zdradzę więc tę tajemnicę tylko państwu. Otóż tkwił we mnie pewnego rodzaju żal za tym, że nie zostałem aktorem teatralnym. To było moje pierwsze powołanie. Poprosiłem więc o to, żebym mógł sam przeczytać Do zobaczenia w zaświatach. Z nostalgicznych powodów.
Jest jeszcze inna przyczyna?
Ta książka dała mi wszystko. To książka mojego życia. Dzięki niej jestem znany na całym świecie. Jestem tłumaczony na trzydzieści języków i czytany w pięćdziesięciu krajach. Zarobiłem też dużo pieniędzy. Otrzymałem prestiżową nagrodę literacką. Zdobyłem renomę. Z drugiej strony, muszę powiedzieć, że ta powieść zaczynała mi już dosyć mocno ciążyć.
W jaki sposób?
Zajmowała zbyt wiele miejsca w moim życiu. To podobnie jak z ludźmi, którym wszystko zawdzięczasz, aż w końcu zaczynasz ich nienawidzić. Nie chciałem więc doprowadzić do tego, że będę nienawidził książki, która była dla mnie prezentem ze strony opatrzności. Poprzez przeczytanie jej na głos, strona po stronie, mogłem przyjąć w stosunku do niej pewnego rodzaju dystans.
Można powiedzieć, że Do zobaczenia w zaświatach to opowieść o ludziach, którzy wygrali wojnę, ale przegrali życie. Jakie były reakcje Francuzów na tę książkę, w której pokazał pan, że państwo nie zdało egzaminu? Wykorzystało żołnierzy w czasie wojny, a po niej nikt już się weteranami nie przejmował.
Myślę, że powieść się spodobała. Sprzedało się ponad sześćset tysięcy jej egzemplarzy. Wydaje mi się, że Francuzi poczuli, że ta historia niesie ze sobą uniwersalne przesłanie. To co powiedziałem na temat pierwszej wojny światowej, można równie dobrze powiedzieć o każdej innej wojnie. Na przykład po zakończeniu walk w Wietnamie amerykańscy żołnierze mieli bardzo duże problemy, żeby odnaleźć się na powrót w swojej ojczyźnie. To jest taka niesprawiedliwość, której ofiarą padają młodzi ludzie w każdym kraju. Oddają swoją młodość ojczyźnie, a potem nie mogą znaleźć dla siebie miejsca po powrocie.
Co to znaczy, że najpierw kręci pan sceny powieści w swojej głowie, a dopiero potem je opisuje?
W ten sposób ograniczona jest moja inteligencja. Nie potrafię pracować abstrakcyjnie. Dlatego, żeby móc coś opisać, najpierw muszę sobie to wyobrazić i zobaczyć jak na ekranie w kinie. Słowa „rozdział” i „scena” są dla mnie tożsame. Jedno jest zapożyczone z literatury, drugie z kinematografii, ale dla mnie oba oznaczają działanie postaci, które muszę sobie wyobrazić w sposób bardzo precyzyjny. Jest to dojmujące, trudne i męczące. Cały czas bardzo mocno angażuję się w to, co się dzieje w mojej książce. Intelektualnie i uczuciowo. W najbardziej być może okrutnej z moich powieści pt. Alex młoda kobieta jest porwana, a potem rozebrana i zamknięta w klatce ze szczurami. Kiedy pisałem tę scenę, byłem naprawdę na miejscu tej postaci. To było bardzo przejmujące przeżycie.
W jaki sposób więc pan odpoczywa, by znaleźć ujście dla tych emocji?
Właściwie to nie odpoczywam. Pracuję bez przerwy w mojej głowie. Żyję z moimi postaciami. Dzisiaj rano w pokoju hotelowym pisałem scenę z przyszłej powieści i nie mogłem się od niej oderwać. Potem przez dwie godziny chodziłem po Wrocławiu i w zasadzie nie widziałem tego miasta, bo byłem cały czas z moimi bohaterami. Próbowałem rozwiązać ich problemy. Trzeba samemu przeżyć historię, którą się opowiada. Pisarz jest więc zawodem, w którym nie ma czasu na wytchnienie.
Ma pan doświadczenie także w pracy scenarzysty. Filmowcy chyba nie przepadają za literatami?
Ludzie zajmujący się kinem wystrzegają się pisarzy. Szczególnie tych, którzy chcieliby sami zaadaptować swoją powieść na potrzeby filmu. I mają rację, że są ostrożni, dlatego że większość autorów chce zapanować nad wszystkim. Nie można im zmienić nawet jednego przecinka.
A panu można zmienić przecinek?
Wydaje mi się, że dosyć dobrze rozumiem się z kinem. Jestem otwarty na wszelkiego rodzaju zmiany. Na przykład nie mam nic przeciwko wyeliminowaniu jakiejś postaci, zastąpieniu jej inną czy wyrzuceniu danej sceny. Takie opowiedzenie dwa razy tej samej historii na dwa różne sposoby – literacki i filmowy – jest pasjonującym doświadczeniem dla powieściopisarza. Uwielbiam to!
Czy może pan powiedzieć coś na temat planowanej adaptacji filmowej Do zobaczenia w zaświatach?
Zdjęcia do Do zobaczenia w zaświatach skończą się za jakieś trzy tygodnie. Zaliczyliśmy pięćdziesiąt siedem dni zdjęciowych. Realizacja tego filmu jest skomplikowana ze względu na cyfrową obróbkę, której jest bardzo dużo. Film ma budżet trzy razy większy od przeciętnej francuskiej produkcji. To jest olbrzymia machina. Patrzyłem na nią z pewnej odległości, z podziwem. Robienie filmów to zupełnie inna profesja niż pisanie książek. Do zobaczenia w zaświatach reżyseruje znakomity w swoim fachu Albert Dupontel. Jestem przekonany, że będzie to bardzo dobry film.
Miała być też ekranizacja powieści Alex.
To jest dużo bardziej skomplikowana sprawa. Napisałem dwie wersje scenariusza. Pierwsza z nich przeznaczona była dla Hollywood. Jednak tamtejsi filmowcy ostatecznie wycofali się. Adwokaci prowadzą teraz długie dyskusje z amerykańskimi prawnikami w celu odzyskania praw do realizacji filmu. W rezultacie mam nadzieję, że powstanie zarówno film produkcji francuskiej, jak i serial telewizyjny.
Jak pan sądzi, dlaczego mimo tego, że na co dzień spotyka nas tyle zła, widzimy je w telewizji, czytamy o nim w gazetach, w dobie ciągłych zamachów terrorystycznych, ludzie wciąż chcą czytać kryminały, które wszak to zło opisują? Dlaczego nie mają dosyć?
Właściwie to ja mógłbym zadać pani to pytanie. Dlaczego czyta pani kryminały? We Francji jedna powieść na cztery to kryminał. Inna zadziwiająca rzecz jest taka, że ich czytelniczkami najczęściej są kobiety. Wydaje mi się, że taka sytuacja ma kilka przyczyn. Po pierwsze, literatura kryminalna dotyka fundamentalnych pasji i emocji: pragnienia zabicia drugiej osoby, chęci zemsty, żądzy, by kogoś posiąść. To samo dotyczyło greckich tragedii. Przecież Król Edyp Sofoklesa był we Francji wydawany w serii noir!
A inne przyczyny?
We wszystkich społeczeństwach uprzemysłowionych zbrodnia zanika. Od mniej więcej stu lat zmniejsza się poziom przestępczości. Mimo to wciąż słyszymy w mediach o narastającym bezprawiu. A przecież większość z nas nie doświadczyła w swoim życiu przemocy fizycznej. Czy trzymała pani już kiedyś pistolet w ręku?
Tak.
Często?
Nie.
Ile razy widziała pani ciało kogoś zamordowanego?
W ogóle.
Ale prowadzi pani stronę na temat kryminałów. I ludzie są właśnie tacy jak pani. Bezpośrednio nie doświadczają zbrodni, ale jednocześnie odczuwają, że społeczeństwo jest przesiąknięte przemocą w sposób symboliczny.
Co to znaczy?
Przykładem takiego aktu przemocy są bezrobocie, bieda czy degradacja społeczna. Także bycie wciąż pogardzanym imigrantem. Wydaje mi się, że powieść kryminalna służy temu, ażeby nadać treść naszym lękom i obawom przed takimi zjawiskami. Poza tym kryminał jest bardzo praktycznym rozwiązaniem w wymiarze psychologicznym. Czytamy w nim o ludziach ukaranych za zbrodnie, które w sumie my moglibyśmy popełnić. Ale tu widzimy, że to się nam jednak nie opłaca.
Swoich bohaterów buduje pan trochę na zasadzie Smerfów. Każda postać ma jakąś charakterystyczną cechę przewodnią – Camille jest niski, Louis bogaty, Armand skąpy, Maleval to podrywacz, a Le Guen kolekcjonuje żony i dzieci. Czy obdarza pan postacie literackie cechami swoich znajomych albo członków rodziny?
Wzorcem Camille'a Verhoevena był mój ojciec. Ale poza tym bardzo rzadko inspiruję się rzeczywistością. Sklejam moich bohaterów z cech zapożyczonych od wielu postaci - od tych fikcyjnych z literatury czy filmu, ale też od kogoś, kogo zobaczyłem przykładowo na ulicy. Wykorzystywałem w tych celach także mojego sąsiada, który był strasznym chamem. Był, bo już koło mnie nie mieszka.
Coś mu się stało?
(Śmiech) Pociąłem go na kawałki. W książce oczywiście. Kiedy potrzebowałem kogoś zabić w pisanej właśnie powieści, sąsiad był jak znalazł. Mogłem dać upust negatywnym emocjom. To taka dodatkowa korzyść wynikająca z bycia pisarzem.
W pana kryminałach czytelnik zawsze może liczyć na zaskakujące zakończenie. Planuje pan szczegółowo intrygę, zanim zasiądzie pan do pisania?
Nie mogę zacząć pisać książki, jeżeli nie obmyślę jej zakończenia. Powieść kryminalna jest jedynym gatunkiem literackim, w którym czytelnik ocenia książkę po jej zakończeniu. Jeżeli przeczytamy kiepską powieść gatunkową, ale z niesamowitym finałem, możemy uznać, że była fantastyczna. Jednak po lekturze znakomitego kryminału o kiepskim epilogu będziemy rozczarowani. Nie tworzę jednak szczegółowego planu powieści. Mam tylko w głowie początek, podstawowe zwroty akcji i zakończenie. Wtedy mogę wziąć się do roboty. A już sposób przechodzenia od jednego aktu do drugiego pozostawiam magii pisarstwa.
Na czym polega ta magia?
Na przykład odkrywam postać, której sobie nie wyobraziłem wcześniej. Rozwijam wątki, które wydały mi się interesujące, choć zawczasu tego nie przewidziałem. Niektórzy pisarze mówią, że postać im się wymknęła spod kontroli. Mnie się to nie zdarza. To ja jestem szefem. Moi bohaterowie robią i mówią to, co im każę. Bo inaczej za drzwi!
Zdobył pan wiele nagród za swoje powieści. Która jest dla pana najcenniejsza?
Nagroda Goncourtów. To coś więcej niż laur literacki. To jest symbol francuskiej kultury. Znalazłem się na tej samej liście co Marcel Proust. Właściwie Marcel Proust to niemalże mój kolega z biura. (Śmiech). Chyba nie ma na świecie odpowiednika dla tej nagrody. Nawet wielkie trofea amerykańskie jak National Book Award czy Nagroda Bookera nie mają takiego przelicznika jak Nagroda Goncourtów. Dzięki niej zwiększa się sprzedaż książki i liczba jej tłumaczeń. Jest to po prostu nagroda nagród. Choć oczywiście bardzo cieszę się z tego, że tutaj we Wrocławiu dostanę Honorową Nagrodę Wielkiego Kalibru.
Jak podoba się panu Wrocław?
To bardzo ładne, słoneczne miasto. Choć widziałem tylko centrum. Trochę mam wrażenie, że to jest miasto sfabrykowane specjalnie pod turystów. Chciałbym też przejść się po innych dzielnicach i zobaczyć, jak wygląda prawdziwy Wrocław. Jestem szczęśliwy, że przyjechałem do Europejskiej Stolicy Kultury.
Wywiad przeprowadziła Marta Matyszczak
Autorką zdjęć jest Julia Łapińska
Pierre Lemaitre – francuski pisarz i scenarzysta. Autor serii kryminałów o komisarzu Camille'u Verhoevenie, na którą składają się powieści: Koronkowa robota, Alex i Ofiara. W Polsce możemy także przeczytać jego książki: Suknia ślubna i Zakładnik. A za Do zobaczenia w zaświatach Lemaitre otrzymał Nagrodę Goncourtów. Pisarz jest laureatem Honorowej Nagrody Wielkiego Kalibru 2016.
Recenzję Do zobaczenia w zaświatach Pierre'a Lemaitre'a znajdziecie TUTAJ.
Recenzję Koronkowej roboty Pierre'a Lemaitre'a przeczytacie TUTAJ.