Lubię boks, ale traktuję go chyba bardziej jako pojedynek dwóch dżentelmenów na pięści niż bezpardonową nawalankę. W moim domu wisi worek bokserski i staram się, żeby się nie kurzył.
Kawiarenka Kryminalna: Jest pan człowiekiem wielu talentów: dziennikarzem, pisarzem, scenarzystą gier komputerowych. Jak godzi pan te profesje?
Tomasz Duszyński: Każda z tych dyscyplin związana jest z pisaniem. Gdyby jedna z nich wymagała ode mnie czegoś innego: umiejętności spawania, obróbki metali czy znajomości prawa, pewnie trudno byłoby mi je połączyć.
Staram się pisać codziennie, zachować ciągłość w tworzeniu danej historii. Zbyt długie przerwy nie służą ani autorowi, ani tekstowi. Muszę zachować pewną dyscyplinę. Pisanie na żywioł w moim przypadku nie zdałoby egzaminu. Zwłaszcza, jeśli chcę potraktować poważnie tekst i czytelników, którym ten tekst później oddaję.
KK: Działa pan również przy organizacji festiwalu literackiego w swoim rodzinnym mieście. Co to za wydarzenie?
T.D.: To Strzeliński Festiwal Literatury i niedawno dobiegła końca jego druga edycja. Staramy się, by w jego ramach uczestnicy mogli spotkać swoich ulubionych autorów, posłuchać prelekcji, wziąć udział w warsztatach. SFL skierowany jest do czytelników młodszych i starszych, taką też przygotowujemy dla nich ofertę. W czasie spotkań emitujemy także filmy i prezentujemy seriale animowane, które powstały na podstawie powieści zaproszonych autorów. W dniu imprezy wydawnictwa i księgarnie prezentują swoją bogatą ofertę. Gośćmi tegorocznej edycji byli między innymi Graham Masterton i Łukasz Orbitowski.
KK: Z tej perspektywy, co jest większym wyzwaniem: kreacja czy animacja kultury?
T.D.: Każde z tych wyzwań jest inne. Przez wiele lat pracowałem w stacjach radiowych. Zajmowałem się między innymi produkcją eventów czy programów antenowych. Wiem, jak to robić. Te doświadczenia przenoszę na własne inicjatywy, takie choćby jak wspomniany festiwal literatury. Sprawia mi to mnóstwo satysfakcji. Gdyby było inaczej, zapewne bym tego nie robił.
KK: W swoim literackim portfolio ma pan liczne opowiadania i powieści fantastyczne. Skąd taki wybór?
T.D.: Fantastyka była mi z początku najbliższa, bo sam zaczytywałem się Stanisławem Lemem, Philipem Dickiem czy Robertem Sheckleyem. Zawsze starałem się pisać to, co sam chciałbym przeczytać, to czego brakowało mi w polskiej literaturze fantastycznej. Początkowo były to krótsze formy, później powieści: space opera dla młodzieży „Tam i z powrotem” czy wydana przez wydawnictwo SQN powieść „Impuls”.
W fantastyce jest najmniej ograniczeń. Jeśli już jakieś są, to związane z limitami naszej wyobraźni. Oczywiście musimy pamiętać o pewnych konwencjach gatunku, jednak tworzenie światów wydaje się czymś niezwykle pociągającym i dającym największe pole do popisu. W kryminale historycznym czy współczesnym nie można sobie pozwolić na taką swobodę.
KK: Mimo to zmierzył się pan z tym gatunkiem i w tym roku do rąk czytelników trafiły dwa kryminały: „Glatz” i „Toksyczni”. Na czym polega, pana zdaniem, fenomen tak dużej popularności literatury sensacyjnej?
T.D.: Trudno mi to zdiagnozować, bowiem nie określiłbym siebie jako jego zagorzałego fana. Nawet po napisaniu dwóch kryminałów. Może lubimy intrygi, w których pojawia się kilka trupów i hektolitry krwi, a potem z pozycji czytelnika próbujemy rozwiązać zagadkę przygotowaną przez autora?
Zaskakująco pozytywny odbiór moich kryminałów świadczy na szczęście o tym, że nawet nie będąc fanem gatunku, jestem w stanie stworzyć wciągającą i dobrze napisaną historię. Kreuję opowieści, bohaterów, scenografię, które w danym momencie do mnie przemawiają. Czasem jest to kryminał historyczny, taki jak „Glatz”, którego akcja rozgrywa się w 1920 roku w Kłodzku, czasem kryminał czy sensacja współczesna. W „Toksycznych” opisuję relację dwóch różnych bohaterów: emerytowanego gliny Nowickiego i drobnego gangstera z Wrocławia, Seby.
W tym gatunku na pewno odnajduję inne możliwości niż w fantastyce. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że pisanie kryminałów sprawia mi wiele przyjemności. Mam nadzieję, że równie dużą przyjemność mają czytelnicy, zanurzający się w świat moich powieści.
KK: Czytelników fantasy nurtuje pewnie pytanie, czy to trwała zmiana preferencji?
T.D.: Nie planuję w najbliższym czasie powrotu do tego gatunku. Nigdy nie mówię jednak nigdy.
KK: W „Toksycznych” bierze pan na warsztat środowisko pseudokibiców piłkarskich. Opisuje pan ich zwyczaje, nomenklaturę, frakcje, animozje. Jak wyglądał research?
T.D.: Inspiracje do „Toksycznych” czerpałem z wielu lat doświadczeń pracy w stacji radiowej. Ponadto przez długi czas organizowałem imprezy we wrocławskich klubach muzycznych, gdzie spotykałem się z różnymi ludźmi, obserwowałem różne środowiska. Poznałem wiele ciekawych historii, które czekały na swój czas. Nadszedł on po wielu latach, przybrał formę powieści. Wydarzenia i postaci, które opisałem w tej książce są oczywiście wymysłem autora, jednak pewien klimat, którego w tamtym czasie „dotknąłem”, został przeniesiony żywcem na karty tego kryminału.
KK: Lubi pan etap przygotowań do pisania?
T.D.: Research daje mi sporo frajdy, nawet jeśli wymaga, jak w przypadku „Glatz”, miesięcy przesiadywania nad aktami policji i magistratu dawnego Kłodzka.
KK: W posłowiu do „Toksycznych” pisze pan, że protagonista, wspomniany już Seba Hert vel Ultras, to konglomerat kilku rzeczywistych postaci.
T.D.: Tworzyłem postaci wielowymiarowe, niejednoznaczne. Każdą z bagażem doświadczeń, które miały wpływ na ich zachowania, działania. Tak często bywało z osobami, które poznałem na swojej drodze. Wiele z nich miało połamane życiorysy. Poznając ich historie, często zaczynałem rozumieć motywacje ich działań i wyborów. Nie równało się to jednak z pełną akceptacją ich poczynań.
KK: Przekonywająco przedstawił pan ich bijatyki, zwłaszcza te prowadzone w ramach międzynarodowej ligi chuliganów. Czy to efekt dobrego researchu? Czy komentuje lub trenuje pan sporty walki?
T.D.: Sport jest mi bliski. Przez wiele lat trenowałem boks w jednym z wrocławskich klubów, pod okiem wielokrotnego mistrza Polski Krzysztofa Kucharzewskiego. Kontynuowałem tę przygodę także w swoim rodzinnym mieście. W moim domu wisi worek bokserski i staram się, żeby się nie kurzył.
Nigdy nie komentowałem sportów walki, nie wszystkie z nich lubię. Jako dzieciak próbowałem zapasów, stąd mój sentyment do tej dyscypliny. Lubię boks, ale traktuję go chyba bardziej jako pojedynek dwóch dżentelmenów na pięści niż bezpardonową nawalankę.
Cieszę się, że wiele osób odbiera opisy walk zawarte w „Toksycznych” jako obrazowe, wręcz filmowe. Cieszę się jeszcze bardziej, że ci, którzy mieli do czynienia ze sportem zawodowo, oceniają je jako jak najbardziej realne.
KK: Znajduje pan też czas na bieganie na długich dystansach. Czy wzorem jednego z bohaterów „Toksycznych” korzysta pan ze specjalnych urządzeń lub oprogramowania podczas maratonów?
T.D.: Biegam od wielu lat. Brałem udział w wielu zawodach, pokonałem sporo maratonów. Przez pewien czas zachłysnąłem się kolejnymi rekordami i przesuwaniem granicy wytrzymałości. Wtedy też nabyłem swój pierwszy pulsometr z GPS-em. W ten sposób mogłem lepiej wypełniać plan treningowy i monitorować postępy. Przeszło mi na szczęście.
Teraz biegam częściej bez zegarka, w butach już mocno podniszczonych. Staram się znaleźć przyjemność w obcowaniu z naturą, odkryciu nowej trasy na Wzgórzach Strzelińskich czy w innych okolicach mojego miasta. Bieganie służy mi raczej jako pretekst do przewietrzenia umysłu i utrzymania formy.
KK: Kto jest beta testerem pana twórczości?
T.D.: Pierwszym czytelnikiem jest moja żona. Chyba dlatego, że jest bezkompromisowa i krytyczna w ocenie. Jej uwagi są merytoryczne, tym samym pomocne.
Jest jeszcze kilku bliskich znajomych, którzy pierwsi mierzą się z moim powieściami. Czasem są to także specjaliści od danych zagadnień: policjanci, historycy. Nie mogę także zapomnieć o redaktorach. Staram się zawsze podziękować im wszystkim za pomoc w posłowiu do danej powieści.
KK: Nad czym pan aktualnie pracuje?
T.D.: Skończyłem kontynuację kryminału retro „Glatz” pod tytułem „Kraj Pana Boga”. Czytelnicy znów będą mogli przenieść się do Kłodzka lat dwudziestych, by śledzić losy bohaterów, których tak polubili. Wydawnictwo SQN zapowiada premierę tej powieści na wiosnę przyszłego roku. W tej chwili pracuję nad trzecim tomem cyklu.
Rozmowę przeprowadził Damian Matyszczak.
Autorką zdjęcia jest Monika Łukasik-Duszyńska.
Tomasz Duszyński - dziennikarz (pracował w RMF FM i Radiu Aplauz), pisarz, scenarzysta gier komputerowych, a w wolnych chwilach maratończyk. Współtwórca wrocławskiego Tramwaju Gwiazd – wyjątkowego projektu, w ramach którego do ruchomej alei gwiazd zapraszane były gwiazdy filmowe, muzyczne i sportowe.
Debiutował zbiorem opowiadań Produkt uboczny. Od tamtej pory opublikował kilka powieści i kilkanaście opowiadań fantastycznych. Jest także autorem książek dla dzieci i młodzieży oraz legend związanych z regionem, w którym mieszka. (mat. wyd.)