26. października premierę miała powieść Jeffreya Archera "Ukryte na widoku". Książka ukazała się sumptem Domu Wydawniczego REBIS. Zapraszamy do lektury fragmentu powieści.
ROZDZIAŁ 1
14 kwietnia 1986
Siedzieli we czwórkę przy stole wpatrzeni w kosz upominkowy.
– Dla kogo to jest? – zapytał komendant.
William przeczytał odręczną dedykację na bileciku: „Dla pana komendanta Hawksby’ego z powinszowaniami z okazji urodzin”.
– Lepiej go rozpakuj, detektywie konstablu Warwick – zachęcił go Jastrząb, prostując się na krześle.
William wstał, rozpiął dwa skórzane paski i uniósł wieko pokaźnego wiklinowego kosza wypełnionego artykułami, które jego ojciec nazwałby frykasami.
– Najwyraźniej ktoś docenia naszą pracę – zauważył detektyw główny inspektor Lamont, wyjmując z kosza butelkę szkockiej whisky, zachwycony, że to black label. – Zna też nasze upodobania – zauważył komendant, sięgając do wnętrza kosza po pudełko cygar Montecristo, które położył na stole przed sobą. – Teraz ty, detektyw konstabl Roycroft – dodał, obracając w palcach kubańskie cygaro.
Jackie powoli odsunęła dekoracyjne wiórki, spod których wyłonił się słoiczek z foie gras – rarytasem zdecydowanie nie na jej kieszeń.
– Twoja kolej, detektywie konstablu Warwick – dyrygował komendant.
William poszperał w koszu i natrafił na butelkę oliwy z Umbrii. Wiedział, że Beth się na niej pozna. Już miał wrócić na swoje miejsce, gdy zauważył niewielką kopertę zaadresowaną do komendanta Hawksby’ego, kawalera Queen’s Police Medal, z dopiskiem „Do rąk własnych”. Sięgnął po nią i oddał ją szefowi.
Hawksby otworzył kopertę i wyjął kartonik. Z jego kamiennej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać, ale anonimowe życzenia mówiły same za siebie: „Więcej szczęścia następnym razem, panie komendancie”.
Kartonik krążył z rąk do rąk. Uśmiech na twarzach obecnych ustępował miejsca ponurym minom, a przed chwilą wybrane prezenty w okamgnieniu znalazły się z powrotem w koszu.
– Wiecie, co jest w tym najgorsze? – odezwał się komendant. – Że dziś naprawdę mam urodziny.
– Na tym nie koniec – włączył się William, który opowiedział o swojej rozmowie z Milesem Faulknerem w Fitzmolean Museum wkrótce po odsłonięciu obrazu Rubensa Zdjęcie Chrystusa z krzyża.
– Gdyby ten Rubens okazał się fałszywy – powiedział Lamont – to moglibyśmy aresztować Faulknera i ponownie skierować jego sprawę do Old Bailey, a wtedy sędzia Nourse uchyliłby zastrzeżenie „w zawieszeniu” z wyroku, który wydał, i najbliższe cztery lata Faulkner spędziłby w więzieniu.
– Najchętniej tak bym zrobił – przyznał Hawksby. – Ale gdyby się okazało, że to oryginał, to Faulkner po raz drugi zrobiłby z nas głupców i wystawił na publiczne pośmiewisko.
Kolejne pytanie komendanta zaskoczyło Williama.
– Przestrzegłeś swoją narzeczoną, że Rubens może być falsyfikatem?
– Nie, sir. Postanowiłem nie mówić o tym Beth do czasu, aż pan zdecyduje o naszych dalszych działaniach.
– To dobrze. I niech tak zostanie. W ten sposób zyskamy trochę czasu na przemyślenie kolejnego ruchu, ponieważ jeśli mamy przyskrzynić tego przeklętego szubrawca, musimy zacząć rozumować jak on. A teraz niech mi to zniknie z oczu – zażądał, wskazując na kosz. – I dopilnujcie, żeby wpisali go do rejestru łapówek, ale dopiero po zbadaniu odcisków palców. Nie spodziewam się jednak, żeby specjalista od daktyloskopii oprócz naszych znalazł jeszcze inne, chyba że Bogu ducha winnego ekspedienta z Harrodsa.
William zaniósł wiklinowy kosz do sąsiedniego pokoju i poprosił Angelę, sekretarkę komendanta, o przekazanie go do działu D705 w celu pobrania odcisków palców. Nie uszło jego uwagi, że była nieco rozczarowana.
– Liczyłam na sos żurawinowy – przyznała.
Po kilku minutach William wrócił do gabinetu szefa i zdziwił się na widok pozostałych członków zespołu bębniących dłońmi w stół.
– Usiądź, detektywie sierżancie Warwick – zwrócił się do niego komendant.
– Teraz dla odmiany Chórzyście odebrało mowę – skomentował Lamont.
– Nie na długo – zapewniła Jackie i wszyscy się roześmiali.
– Chcecie usłyszeć najpierw dobrą czy złą nowinę? – zapytał komendant, gdy się uspokoili.
– Najpierw dobrą – poprosił Lamont. – Bo mój najświeższy raport o przemytnikach diamentów się wam nie spodoba.
– Niech zgadnę... – Hawksby zawiesił głos. – Zorientowali się, że nadchodzisz, i wszyscy uciekli?
– Niestety gorzej. Nawet się nie pojawili, podobnie jak przesyłka z diamentami, a ja spędziłem cały wieczór z dwudziestoma uzbrojonymi po zęby funkcjonariuszami, wpatrując się w morze. Więc przydadzą mi się dobre wieści, sir.
– Z pewnością wiecie, że detektyw konstabl Warwick zdał egzamin na sierżanta, mimo że poczęstował kopniakiem jednego z uczestników protestu przeciwko broni jądrowej w...
– Nic takiego nie zrobiłem – obruszył się William. – Ja go tylko uprzejmie poprosiłem, żeby się uspokoił.
– Czego egzaminator nie wziął pod uwagę ze względu na dobrą opinię, jaką się cieszy Chórzysta.
– A złe wieści? – zapytał William.
– Jako świeżo upieczony detektyw sierżant zostajesz przeniesiony do wydziału antynarkotykowego.
– Lepiej, że ty, a nie ja – wtrącił Lamont z westchnieniem.
– Jednakże komisarz roztropnie uznał, że zwycięskiej drużyny nie powinno się rozbijać – kontynuował komendant – a wobec tego od początku najbliższego miesiąca obaj dołączycie do tego wydziału jako członkowie elitarnej komórki antynarkotykowej.
– Ja rezygnuję! – oznajmił Lamont, zrywając się na równe nogi na znak nieszczerego protestu.
– Niesłusznie, Bruce. Zostało ci tylko osiemnaście miesięcy do emerytury, a jako szef nowej sekcji otrzymasz awans na detektywa nadinspektora.
Ta wiadomość wywołała drugą falę entuzjastycznego bęb- nienia w stół.
– Sekcja ma funkcjonować niezależnie od istniejących zespołów antynarkotykowych. Jako samodzielna komórka będzie miała tylko jeden cel, do którego przejdę za chwilę. Najpierw chcę ogłosić, że do naszej ekipy dołączy nowy detektyw konstabl, który może nawet przyćmić naszego Chórzystę.
– Chciałabym to zobaczyć! – ożywiła się Jackie.
– Nie będziesz musiała długo czekać. Za kilka minut się tutaj zjawi. Ma godny podziwu życiorys: studiował prawo w Cambridge, gdzie jako członek osady wioślarskiej zdobył nagrodę w zawodach niebieskich ósemek.
– Zwycięskiej? – zapytał William.
– Dwa lata z rzędu – odpowiedział Jastrząb.
– W takim razie może powinien zaciągnąć się do policji rzecznej – podsunął William. – O ile dobrze pamiętam, zawody niebieskich rozgrywane są między Putney a Mortlake, więc wróciłby do służby patrolowej w terenie. Jego słowa wywołały kolejną serię bębnienia w blat stołu.
– Z pewnością się przekonasz, że równie dobrze radzi sobie na lądzie – oświadczył komendant, gdy ucichła owacja. – Ma na swoim koncie trzy lata służby w Regionalnym Wydziale Kryminalnym w Crawley. Ale jest jeszcze coś, o czym powinienem był wspomnieć wcześniej...
Jastrzębiowi przerwało energiczne pukanie do drzwi.
– Proszę – powiedział.
Drzwi się otworzyły i do gabinetu wszedł wysoki, przystojny, młody mężczyzna. Wyglądał, jakby przybył prosto z planu popularnego serialu policyjnego, a nie z Regionalnego Wydziału Kryminalnego.
– Dzień dobry, sir – przywitał się. – Melduje się detektyw konstabl Paul Adaja. Powiedziano mi, żebym się tu zgłosił. – Proszę usiąść, detektywie konstablu Adaja – zaprosił go Jastrząb. – Przedstawię cię członkom zespołu.
William uważnie obserwował twarz Lamonta, na której nie było śladu uśmiechu, gdy wymieniał uścisk dłoni z Adają. W ramach swojej strategii Metropolitalna Służba Policyjna, Met, podejmowała próby zwerbowania większej liczby funkcjonariuszy pochodzących z mniejszości etnicznych, ale do tej pory równie nieskuteczne jak próby aresztowania przemytników diamentów. William się zastanawiał, dlaczego ktoś taki jak Paul zdecydował się wstąpić do sił policyjnych i z jakiego powodu tak bardzo mu zależy, żeby jak najprędzej znaleźć się w zespole.
– Spotkania wyższych rangą śledczych naszego wydziału odbywają się w każdy poniedziałek rano – wyjaśnił mu komendant. – Służą wymianie informacji o postępach w dochodzeniach w poważniejszych sprawach, które prowadzimy.
– Albo o ich braku – mruknął Lamont.
– Przejdźmy dalej – kontynuował Jastrząb, pozostawiając tę uwagę bez komentarza. – Mamy nowe wiadomości na temat Faulknera?
– Ponownie skontaktowała się ze mną jego żona Christina – powiedział William. – Poprosiła o spotkanie.
– Ach tak. Czyżby miała jakieś informacje?
– Nie, sir. Nie mam pojęcia, czego chce, ale nie ukrywa, że tak jak my pragnie zobaczyć swego męża za kratkami. Nie sądzę jednak, żeby zapraszała mnie na herbatę do Ritza tylko po to, żeby skosztować ich bułeczek z maślaną śmietaną.
– Pani Faulkner będzie doskonale poinformowana o wszel- kich innych działaniach przestępczych swego męża, o których warto by wiedzieć zawczasu – powiedział Lamont. – Niemniej nie ufałbym tej kobiecie ani trochę.
– Ja też nie – przyznał Hawksby. – Ale gdybym miał wybierać między Faulknerem a jego żoną, ją uznałbym za mniejsze zło. Choć tylko o krztynę.
– Zawsze mogę nie przyjąć zaproszenia.
– O tym nie ma mowy – zaprotestował Lamont. – Być może nigdy nie nadarzy się nam lepsza okazja do zamknięcia Faulknera. Nie zapominajmy też, że z uwagi na wyrok w zawieszeniu trafi do więzienia na co najmniej cztery lata za każde, nawet najmniejsze wykroczenie.
– To prawda – potwierdził Jastrząb. – Ale detektywie sierżancie Warwick, możesz być pewien, że Faulkner będzie nas obserwował z taką samą uwagą jak my jego. Co więcej, z całą pewnością zatrudni prywatnego detektywa, który będzie pilnował jego żony przez okrągłą dobę, aż do ostatecznego zakończenia procedury rozwodowej. A zatem herbata u Ritza jest do zaakceptowania, natomiast obiad wykluczony. Czy wyraziłem się jasno?
– Jak najbardziej, sir. Jestem pewien, że Beth byłaby takiego samego zdania.
– I nigdy nie zapominaj, że przejęzyczenia pani Faulkner są zawsze dobrze wyćwiczone. W dodatku ona doskonale wie, że wszystko, co ci powie, słowo w słowo powtórzysz po powrocie do Yardu.
– Prawdopodobnie jeszcze zanim kierowca dowiezie ją do apartamentu przy Eaton Square – dodał Lamont.
– Dobrze. Wróćmy do bieżącego tematu. Jest kilka spraw, które będziesz musiał przekazać następcy w wydziale do spraw dzieł sztuki i antyków, zanim zajmiesz się nowymi zadaniami.
– Przed przyjściem detektywa konstabla Adai miał nam pan wyjaśnić, sir, czym się będzie różnić nowa sekcja od już funkcjonujących zespołów do spraw przestępczości narkotykowej.
– W tej chwili nie mogę powiedzieć zbyt wiele, ale z całą pewnością zostanie wam wyznaczony tylko jeden cel i nie będzie nim łapanie na ulicy podrzędnych dilerów handlujących marihuaną.
Nagle wszystkich olśniło.
– Komisarz chce – kontynuował Jastrząb – żebyśmy zidentyfikowali przestępcę, którego nazwiska nie znamy, zresztą miejsca pobytu również nie, choć przypuszczamy, że mieszka i pracuje na południe od rzeki, w rejonie Wielkiego Londynu. Wiemy natomiast, czym się zajmuje na co dzień.
Jastrząb otworzył teczkę opatrzoną klauzulą „Ściśle tajne".
(mat. wyd.)