27. października premierę będzie miała powieść sensacyjno-kryminalna Johna Lyncha "Arka". Książka ukaże się sumptem Wydawnictwa Ringier Axel Springer Polska. Już dziś zapraszamy do lektury fragmentu powieści.
PROLOG
Sala zarządu, San Juan
– Kim, do cholery, jest Truman Chase?
Fernando Tomasi, prezes zarządu Arki, przeglądał dokumenty jednej z ostatnich firm w jego niegdyś imponującym pakiecie inwestycyjnym. Patrzył wyczekująco na krzepkiego dyrektora inwestycyjnego Alfreda Martineza.
– Truman Chase jest założycielem i dyrektorem zarządzającym TruCo Apparel – wyjaśnił Alfredo. – Urodził się i wychował w Bronksie. Skończył studia MBA, ale porzucił karierę u Ralpha Laurena, by pomóc rodzinie prowadzącej firmę odzieżową w Polsce.
– Czyli pieprzony wzór cnót wszelakich... – Fernando skrzywił się drwiąco. Co za nieudacznik, przemknęło mu przez głowę, ale nie powiedział tego głośno. – Ciekawe.
Alfredo mówił dalej:
– Udało mu się przekształcić ten mały rodzinny interes w TruCo, dostarczającą na polski rynek odzież wysokiej jakości w przystępnych cenach. Na początku zatrudniali tylko sześć szwaczek. Taka garażowa firma.
– Jak u Steve’a Jobsa – zaśmiał się José Ramon Canut, główny doradca, wazeliniarz i prawa ręka szefa.
Fernando zachichotał. Żarty José były jedynymi, z których się śmiał.
– Opowiedz coś więcej o tym TruCo – zażądał.
– Odwiedziłeś ich parę lat temu.
– Racja, teraz sobie przypominam. Znaleźliśmy świetny nocny klub w Krakowie. Nie miałem pojęcia, że polskie dziewczyny są takie gorące.
– I tańsze od Rosjanek – uśmiechnął się José.
– Nie przypominaj mi... – Fernando mrugnął porozumiewawczo i skinął na Alfreda, by kontynuował.
Alfredo opowiadał, że kilka lat później, kiedy polska gospodarka odradzała się z popiołów po latach komunizmu, Truman Chase trafił w punkt: wprowadził na rynek Tru Colors, kolekcję jasnych, kolorowych sukienek przeznaczonych dla kobiet z powiększającej się klasy średniej znużonych pięćdziesięcioma latami smętnych, burych ubrań z epoki socjalizmu. Na początku firma zarabiała niezłe pieniądze. Wygrała też masę nagród za design. Potem sprawy przyjęły zły obrót i TruCo zaczęło się wykrwawiać, właściwie zaraz po domknięciu umowy z Arką.
– Dlaczego zawsze dzieje się coś takiego? – zapytał Fernando, nie zwracając się z tym pytaniem do nikogo konkretnego.
– Nie pamiętasz, FT? Mieliśmy wtedy taką „niewielką” recesję – odparł José. Po czym sięgnął po cukierek do kryształowej misy stojącej na stole. Drobny prawnik uwielbiał słodycze.
– Bardzo śmieszne. Jak mógłbym zapomnieć? – burknął Fernando.
Większa część jego wymarzonego portfolio została przeorana przez la gran recesión.
– Truman i wspólnicy tyrali jak woły przez całą recesję – podjął Alfredo. – Udało im się uratować firmę. Ostatnio mieli parę bardzo udanych lat, ze wzrostami rzędu dwudziestu procent – recytował liczby oznaczające zyski, poziom zadłużenia, prognozy na rok bieżący.
Prezentacja trwała około czterdziestu pięciu minut, ale wydawało się, że dużo dłużej, ponieważ to majowe popołudnie było wyjątkowo ciepłe, nawet jak na Portoryko – temperatura sięgała trzydziestu stopni, a klimatyzację przykręcono, by obniżyć koszty.
Fernando bawił się swoim blackberry. Wszyscy obecni dobrze znali to zachowanie: El Jefe nudziły szczegóły. Wolał obraz całościowy.
W końcu uniósł głowę.
– To jest nasza okazja.
– Jeszcze jedna sprawa, Jefe – wtrącił Alfredo.
Fernando przewrócił oczami.
– Jak zwykle...
– Wszyscy wiecie, że w trakcie restrukturyzacji TruCo nawiązałem znajomość z Chase’em. I myślę, że możemy odzyskać nasze pieniądze całkiem szybko. Choć zgodnie z umową kredyt ma być spłacony dopiero za dwa lata.
– To akurat możemy naprawić – odparł lodowato Fernando.
– Jasne, ale chyba nie musimy. Od stycznia parę razy rozmawiałem z Chase’em. Ma całą kolejkę inwestorów. Wydaje się, że TruCo wzbudziło spore zainteresowanie po dobrych wynikach w zeszłym roku.
– O jakiej kwocie mowa?
– Dziesięć milionów dolców. Tak jak uzgodniliśmy na tegorocznym posiedzeniu rady. Są nam winni dwadzieścia milionów, więc to redukcja rzędu pięćdziesięciu procent. Ale dostaniemy forsę dwadzieścia cztery miesiące wcześniej, a moim zdaniem bardzo trudno będzie wyciągnąć więcej.
– Potrzebujemy tych pieniędzy – przypomniał delikatnie José.
Alfredo odwrócił wzrok. Zapadła cisza.
Trzask szklanki Fernanda rozbijającej się o wyświetlane na ścianie zdjęcie twarzy Trumana Chase’a wyrwał obu doradców z zamyślenia.
– Ile razy muszę wam przypominać, chłopcy? Teraz, kiedy jestem większościowym właścicielem Arki, tylko w jeden sposób zamierzam... – urwał w pół zdania i poprawił się: – Tylko w jeden sposób możemy zmaksymalizować wartość naszego funduszu: trzeba wycisnąć ostatniego centa z każdej firmy z naszego portfolio. A nie uda się tego zrobić bez lekkiego rozlewu krwi.
– Jaka więc jest twoja decyzja? – Alfredo obawiał się, że zna już odpowiedź.
– Pieprzyć redukcję. Chcę dostać całość.
(mat. wyd.)