Jack Reacher, chyba najsłynniejszy major amerykańskiej żandarmerii wojskowej, powraca na kartach powieści Lee Childa już po raz dwudziesty pierwszy. I jak zwykle zapewnia czytelnikowi solidną porcję dobrej, sensacyjnej rozrywki. Do tego Jim Grant (jak naprawdę nazywa się twórca cyklu thrillerów) funduje nam podróż w czasie do lat dziewięćdziesiątych. To dość ożywcze przypomnieć sobie epokę, w której nie było komórek czy internetu, i obserwować, jak w takich warunkach muszą sobie radzić bohaterowie.
Oryginalny tytuł powieści to Night School. Zgodnie z nim Jack Reacher, który ma w tym czasie trzydzieści pięć lat i wciąż służy w armii, zostaje na powrót oddelegowany do szkoły. Taka degradacja wydaje się dziwna, ponieważ żołnierz dopiero co wrócił z niezwykle udanej operacji. I faktycznie na miejscu okazuje się, że szkoła jest tylko przykrywką. Naprawdę Reacher wraz z kilkoma innymi specjalistami z FBI i CIA ma za zadanie odnaleźć pewnego człowieka w Hamburgu.
Reacher leci więc do Europy, gdzie będzie musiał namierzyć członków siatki terrorystycznej. Wiadomo jedynie tyle, że pewien Amerykanin chce im coś sprzedać za sto milionów dolarów. Nikt nie wie, co jest przedmiotem transakcji, ani kto ma w niej wziąć udział. Jednak Reacher ze swoim analitycznym umysłem i stalową pięścią prędzej czy później dojdzie do prawdy.
Akcja thrillera przenosi się wprawdzie do różnych krajów i na różne kontynenty, jednak Reacher raczej nie rusza się z Hamburga. Spaceruje po mieście, wciąż o włos mijając się ze ściganym. Nigdy też jemu samemu tak naprawdę nie zagraża niebezpieczeństwo (choć już całemu światu to i owszem). Możemy więc być o naszego bohatera spokojni. Szczególnie, że jest to człowiek niemal niezniszczalny, istna maszyna do zabijania, która gdy trzeba, nie ma skrupułów. Naślijcie na niego tuzin uzbrojonych bandziorów, a on da sobie z nimi radę jedną ręką i z zamkniętymi oczami. Fajnie by było mieć takiego Reachera na własny użytek.
Niezłym zabiegiem jest umieszczenie akcji w ostatniej dekadzie minionego wieku. Tak łatwo zapomnieliśmy, jak to było nie mieć przy sobie smartphone'a z dostępem do internetu ani komputera na podorędziu, a żeby gdzieś zadzwonić, trzeba było najpierw znaleźć budkę telefoniczną i drobne do jej uruchomienia.
Sto milionów dolarów to kawał bezpretensjonalnej zabawy z tym, co tygryski lubią najbardziej, czyli szybką akcją, twardym i prawym bohaterem, szczyptą humoru, tajnymi agentami, bronią, seksem, sensacyjną intrygą i zagrożeniem czyhającym na całą ludzkość. Zagrożeniem, które poskromić może tylko Jack Reacher.
I jeszcze taka refleksja na koniec – lepiej czytać o Jacku Reacherze (a kolekcja jest spora), niż go oglądać. Tom Cruise w roli niemal dwumetrowego agenta? No nie sądzę.
Lee Child
Sto milionów dolarów
przeł. Jan Kraśko
Wydawnictwo Albatros
Warszawa, 2017
415 s.