Najnowszy kryminał Anny Fryczkowskiej z jednej strony przenosi czytelnika w stare dobre klimaty zagadki zamkniętego pokoju rodem z powieści Agathy Christie. Z drugiej zaś, opowiada o problemach grupy współczesnych kobiet mieszkających w Warszawie XXI wieku, poruszając bardzo aktualne tematy. Przede wszystkim jednak jest to historia kobiecej solidarności, która stanowi remedium na wszystko, nawet na morderstwo...
Zuzia ma piękny dom pod Warszawą. Zaprasza tam swoje koleżanki na babską imprezę. W trakcie przyjęcia jedna z kobiet zostaje zamordowana, a sprawcą musi być któraś z jej przyjaciółek. Śnieżyca odcina domostwo od reszty świata. Nikt z zewnątrz nie miał więc szans, by dostać się do posiadłości i usunąć z tego padołu Bietkę, pisarkę, która, nota bene, sama siebie ogłosiła prawdziwą królową kryminału, zyskując sobie szerokie rzesze czytelników, jak i zazdrosnych koleżanek po piórze.
Z powodu fatalnej pogody na miejsce zbrodni nie może też póki co dojechać policja. Koleżanki więc w ciągu nocy będą próbowały na własną rękę rozwikłać zagadkę morderstwa. Jest wśród nich Daria - prawicowa pani polityk, wspomniana Zuzia – bogata gospodyni, Kalina – jej niepełnosprawna siostra, dobra dusza Hania, Alka – podrzędna pisarka kryminałów, Uliana – ukraińska pomoc domowa, no i Maksia, czyli tytułowa suczka. Każda (nie licząc psa) miała motyw, by zabić. Każda też miała sposobność, żeby tego dokonać. Czy dojdą do prawdy? A jeśli tak, to co z tą prawdą zrobią?
Tytuł powieści, mrugający okiem do czytelnika skojarzeniami z książką Jerome'a K. Jerome'a, może być mylący. Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki) nie jest lekką opowieścią komediową jak Trzech panów w łódce nie licząc psa. To poważny kryminał, typowy whodunit z zamkniętym kręgiem podejrzanych, wśród których kryje się morderca.
Nieco jednak prościej niż u Agathy Christie jest tu odgadnąć mordercę. A to dlatego, że bohaterki same snują rozważania nad tym, iż w tego typu powieściach winnym okazuje się zazwyczaj ten najmniej podejrzany. Sześć kobiet... nie jest w tym względzie wyjątkiem.
Fryczkowska zastosowała ciekawy motyw, umieszczając powieść w powieści, i tym samym załatwiając sprawę zakończenia historii poprzez opowiedzenie go w tej wewnętrznej fikcji literackiej.
Ofiarą mordercy pada tu „prawdziwa królowa kryminału”, która wcześniej wygryzła z tronu „królową kryminału”. Tym samym autorka tworzy opowieść o współczesnym rynku wydawniczym, jego brutalnych metodach osiągania sukcesu, który nie zawsze jest powiązany z faktycznym talentem wypromowanego pisarza. Jak wszędzie, liczą się pieniądze i częstotliwość występów w telewizji. Odniesienia do prawdziwych postaci są tu zawoalowane o tyle o ile.
Powieść Fryczkowskiej jest przede wszystkim historią kobiet, ich przyjaźni, ale i rywalizacji między nimi, podkopywania dołków, zazdrości i nienawiści. To opowieść o babskich sprawach, dramatach, które mogą być przezwyciężone dzięki kobiecej solidarności i wzajemnemu wsparciu.
Do tego jest to wszystko wsadzone w mroczny, duszący klimat wielkiej rezydencji, położonej na odludziu, odciętej od cywilizacji zwałami śniegu. Lubimy tak się bać! Pod kocem we własnym fotelu, z kubkiem herbaty i książką w ręku.
Anna Fryczkowska
Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)
Burda Książki
Warszawa 2016
284 s.