To nie jest historia, do jakich przyzwyczaiła nas Tess Gerritsen, autorka słynnego cyklu thrillerów medycznych z policjantką Jane Rizzoli i patologiem Maurą Isles w rolach głównych. Igrając z ogniem łączy w sobie elementy thrillera i powieści historycznej. Warto poznać to nowe oblicze amerykańskiej pisarki.
Julia Ansdell jest skrzypaczką. Podczas pobytu w Rzymie kupuje w antykwariacie nuty przejmującego walca. Gdy po raz pierwszy, już w domu w Ameryce, wykonuje utwór, zaczynają się wokół niej dziać rzeczy tyleż niezwykłe, co przerażające. Jej kilkuletnia córka dostaje ataku agresji. Julia idzie z nią do lekarza, jednak ten nie jest w stanie doszukać się racjonalnej przyczyny zachowania dziewczynki. Mąż Julii, ani inni jej bliscy, nie wierzą skrzypaczce. Życie Ansdell zaczyna się walić. Julia nie ma innego wyjścia. Musi jechać do Włoch, by dowiedzieć się, jaka jest historia siejących zamęt nut.
Bo właśnie w Italii wszystko miało swój początek. Naprzemiennie z toczącą się współcześnie opowieścią, poznajemy historię z czasów sprzed drugiej wojny światowej i toczącą się w trakcie jej trwania. Lorenzo, młody żydowski skrzypek, przygotowuje się do wzięcia udziału w konkursie muzycznym wraz z piękną i pochodzącą z dobrego domu Laurą. Para zakochuje się w sobie. Szczęśliwe chwile zakłóca im jednak rzeczywistość polityczna, która wdziera się w życie młodych ludzi i je rujnuje.
Wybucha wojna. Władzę we Włoszech sprawuje Mussolini. Z dnia na dzień duce wprowadza coraz więcej antysemickich ustaw. Włoscy Żydzi do końca nie wierzą, że może ich spotkać coś złego z rąk ich wodza. Czują się przecież Włochami i są nimi, bo mieszkają na tych ziemiach od wielu pokoleń. Jak potoczyła się historia, dobrze wiemy z kart podręczników. Przeczytajcie, co spotkało Lorenza.
Początkowo czytelnik może się zdziwić. Czyżby Tess Gerritsen postanowiła napisać powieść, w której rządzą nadprzyrodzone moce? Możecie odetchnąć z ulgą. Zapewniam, że rozwiązanie zagadki będzie logiczne i racjonalne. Amerykańska autorka powraca w Igrając z ogniem do swoich korzeni, do pierwszych powieści, które przecież były thrillerami z wątkami romansowymi. I tutaj takowego nie zabraknie. Możecie liczyć na klasyczne love story. A i medyczny motyw znajdzie się w nowej powieści byłej pani doktor.
Jest w Igrając z ogniem jedna, do szpiku przejmująca scena. Obóz koncentracyjny. Palone (często żywcem) w piecach krematoryjnych zwłoki. I złożona z więźniów orkiestra, która ma za zadanie swoim graniem zagłuszyć krzyki konających. Ciężko się o tym czyta. Pewnie trudno się o tym pisało. Pamięta się na długo.
Julia Ansdell to intrygująca, pełnowymiarowa postać. Niestety bohaterowie z wątku z przeszłości zostali, moim zdaniem, przedstawieni jednopłaszczyznowo. Są albo dobrzy, albo źli, nie ma w nich miejsca na odcienie szarości.
Gerritsen świetnie odwzorowała plątaninę weneckich uliczek i ich gwarną atmosferę. Pisarka przygotowała też dla czytelników niespodziewane, przewrotne zakończenie współczesnego wątku tej powieści.
Igrając z ogniem to coś więcej niż kryminał. A może właśnie dowód na to, że literatura kryminalna daje szansę na to, by przekazać coś ponad odpowiedź na odwieczne pytanie „kto zabił?”.
Tess Gerritsen
Igrając z ogniem
przeł. Andrzej Szulc
Albatros A. Kuryłowicz
Warszawa, 2016
316 s.