Na polskim rynku wydawniczym zapanowała nowa moda, zgodnie z którą po pióra sięgają kolejni oficerowie służb specjalnych. W poczet literatów ze szpiegowską przeszłością dołączył ostatnio płk Piotr Wroński. Zadebiutował powieścią z kluczem traktującą o brudnych sprawach dogorywającej komuny w najweselszym baraku obozu demoludów, jak nazywano Polskę.
Spisek założycielski opowiada o działaniach IV Departamentu Służby Bezpieczeństwa odpowiedzialnego za zwalczanie dywersji prowadzonej przez kościoły i związki wyznaniowe. Wbrew tytułowi książka Wrońskiego nie jest poświęcona wyłącznie zabójstwu księdza Jerzego Popiełuszki. Temu autor poświęcił zaledwie jeden, ostatni rozdział. Wroński w swojej powieści przybliżył metodykę pracy oficerów SB, sposoby pozyskiwania źródeł informacji i łamania ludzkich charakterów. Sporo miejsca poświęcił zgłębieniu życiorysów i motywacji ludzi przekraczających progi posępnego gmachu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie.
Autor często puszcza do czytelników oko, gdy ci mogą wśród stworzonych przez niego bohaterów rozpoznać autentyczne postacie życia publicznego i władz PRL. Dla przykładu kapelan warszawskiej Solidarności na kartach książki występuje jako Józef Gałuszka, a jego zabójca Grzegorz Piotrowski to protagonista Spisku..., Paweł Grzegorzewski. Generał Maszczyk to nie kto inny jak przedstawiony na okładce Czesław Kiszczak. Mimo maskarady związanej ze zmianą nazwisk, swoją powieścią Wroński stawia tezę o bezpośredniej odpowiedzialności Kiszczaka za zabójstwo Popiełuszki. Mówi też o parasolu ochronnym, który towarzysze radzieccy nad generałem roztoczyli.
Wroński bardzo realistycznie odtworzył tło historyczne opisywanych wydarzeń. Po socjalizmie z ludzką twarzą epoki Edwarda Gierka nadeszła smuta - podwyżki cen, puste półki sklepowe, kartki na żywność, powszechny alkoholizm i brak widoków na przyszłość. Jednocześnie aparat represji coraz mocniej zaciskał kaganiec nałożony narodowi. Kreacje bohaterów, w większości cynicznych esbeków, oraz pełen naleciałości służbowej język, którym operują, są przekonywające. Fabuła przykuwa uwagę, zwłaszcza gdy akcja nabiera tempa przy opisie kulisów wprowadzenia stanu wojennego, zamachu na papieża i finału wspomnianego już uprowadzenia ks. Popiełuszki.
Dziwnym i niepotrzebnie wybijającym z rytmu lektury wydał mi się specyficzny zapis dialogów bohaterów, których Wroński nie odseparował od części opisowej. Trudno przebrnąć przez ten swoisty strumień świadomości, któremu bezwiednie oddał się główny bohater.
Nie przekonuje mnie metatekst, który wokół książki stworzył autor. Na spotkaniu promującym Spisek... w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Warszawie Wroński anonsował książkę jako formę ekspiacji i potwierdzenia, że porwanie, torturowanie i morderstwo księdza Popiełuszki wzbudziły wówczas sprzeciw niektórych, w tym również jego, etatowych oficerów SB. Twierdził wtedy, że życiowy epizod pracy przed 1989 rokiem obciążał jego sumienie i czynił go wspólnikiem zbrodni. Trwającą od 1990 do 2013 roku pracę w służbach wolnej Polski (w Urzędzie Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu) traktował jako odkupienie minionych win. Jednocześnie od opisywanych w książce esbeków pracujących w Grupie D całkowicie się odcinał. Twierdził, że nie pracował z nimi, a o ich istnieniu dowiedział się po upublicznieniu sprawy zabójstwa ks. Popiełuszki. Wroński przyznał, że tezy wysunięte na kartach Spisku... postrzega jako efekt własnych, operacyjnych spekulacji. Szkoda tylko, że autor wybrał wygodną formułę beletrystyczną, bo wnioski w niej zawarte pisarz może zawsze łatwo obronić, odwołując się do licentia poetica.
O swojej potrzebie „pokuty” Wroński przekonałby mnie, gdyby spowiadał się z własnych osiągnięć. O wiele lepszym, bardziej pożądanym rozwiązaniem byłoby naukowe, bądź popularnonaukowe ujęcie tematu, w którym autor odwołałby się do oficjalnych dokumentów i uzupełniłby je swoją, na pewno cenną wiedzą, a także praktyką zdobytą w służbach specjalnych ostatniej dekady PRL-u.
Pod względem stricte literackim Spisek założycielski to udana powieść. Pomysł, by przy jej użyciu autor dostąpił katharsis za bliżej niewyartykułowane przewiny jest dla mnie zupełnie niezrozumiały.
Piotr Wroński
Spisek założycielski. Historia jednego morderstwa
Editions Spotkania
Warszawa, 2015
352 s.