Niemal po jedenastu latach od śmierci Stiega Larssona na księgarskie półki trafiła czwarta część kultowej już trylogii Millennium. Przeciwnicy zlecenia przez szwedzkie wydawnictwo Norstedts Davidowi Lagercrantzowi napisania kontynuacji grzmią. No bo przecież autor nie żyje i – argumentują - nie godzi się wykorzystywać spuścizny Larssona bez jego zgody do zarabiania pieniędzy. Krytycy upierają się, że to już nie będzie to samo. A tymczasem Co nas nie zabije okazuje się być przyzwoitą powieścią sensacyjną, na kartach której możemy spotkać naszych starych dobrych znajomych.
Czasy świetności Mikael Blomkvist ma już dawno za sobą. Powiadają, że się skończył. Millennium ma kłopoty finansowe, redakcja nie chce iść z duchem czasu, poruszać lżejszych zagadnień, które przyciągnęłyby szersze rzesze czytelników. Blomkvist na gwałt potrzebuje przełomowego, sensacyjnego tematu.
Tymczasem Lisbeth Salander wciąż buszuje po sieci, odnosząc sukcesy jako hakerka występująca pod pseudonimem Wasp. Dokonuje śmiałego włamania, które sprawia, że jej drogi znów skrzyżują się z drogami Mikaela.
Kiedy Frans Balder, wybitny naukowiec zajmujący się problemem sztucznej inteligencji, zwraca się do Blomkvista z prośbą o pomoc, akcja rusza pełną parą. Zamieszane są w nią nie tylko szwedzka policja, Lisbeth czy Millennium, ale i amerykańskie służby specjalne oraz tajna organizacja przestępcza, którą Salander zainteresowana jest ze szczególnych powodów.
Co nas nie zabije rozkręca się powoli. Początkowo mamy prawo się nawet nudzić. Autor wprowadza czytelnika w dość skomplikowany i żmudny wirtualny świat oraz związane z nim badania naukowe. Warto jednak przeczekać, bo od momentu, gdy do akcji wkracza Lisbeth, zaczyna się dziać. Lagercrantz potrafi budować napięcie i trzymać w nim czytelnika do samego końca. Podczas lektury siedzi się jak na szpilkach i przewraca po parę kartek do przodu, żeby zajrzeć, czy naszym bohaterom nic się złego nie stanie.
Bo też i czwarta część Millennium jest przede wszystkim spotkaniem z dawnymi znajomymi. U Salander wszystko po staremu. Wciąż jest młodą gniewną, która zaprowadza sprawiedliwość, rozumianą poprzez pryzmat jej własnego systemu wartości. Nadal potrafi znokautować dwa razy większego od siebie faceta, włamać się na komputer, komu zechce, a jednocześnie zatroszczyć się o słabszych i potrzebujących. Gorzej jest z Blomkvistem, który w moim odczuciu, przedstawiany piórem Lagercrantza, stracił swój pazur. Zrobił się Mikael nijaki, zmęczony życiem i niezdecydowany.
Prócz dwójki protagonistów spotkamy tu także inne znajome postacie, jak chociażby policjantów: Jana Bublańskiego i Sonję Modig, Erikę Berger czy Holgera Palmgrena, dawnego kuratora Lisbeth. Ale i nowi bohaterowie stanowią udane kreacje, na czele z kilkuletnim Augustem, tak zwanym sawantem, niepełnosprawnym intelektualnie chłopczykiem, obdarzonym wybitnymi uzdolnieniami matematycznymi i plastycznymi.
Lagercrantz sprytnie podjął niezamknięte przez Larssona, czy też tylko rzucone mimochodem, pewnie w zamyśle, by pociągnąć je w kolejnych częściach, wątki. Stworzył spójną, intrygującą fabułę, z nadzieja na kolejne tomy.
Chwilami można jednak odnieść wrażenie, że autor biografii Zlatana Ibrahimovica zbyt usilnie stara się odtworzyć wykreowany przez Larssona świat. Twórca Dziewczyny, która igrała z ogniem za swój główny cel postawił sobie przedstawić w trylogii fatalną sytuację kobiet krzywdzonych przez mężczyzn. I tak Lagercrantz zdaje się przypominać sobie co jakiś czas o tym temacie przewodnim i na siłę wpychać go w momencie, gdy się akurat zorientował. Poza tym uporczywe podkreślanie fatalnego stanu pogody w pewnym momencie przestaje budować mroczny klimat powieści, a w zamian nużyć.
Tłumaczenie i redakcja musiały być wykonane w szybkim tempie, bo kilka wpadek się niestety przydarzyło. Mam też wrażenie, że wszystko dzieje się tu nagle. „Nagle wstał, nagle zrozumiał, nagle zadzwonił telefon”. Co nagle, to wiadomo po czym, a słownik synonimów jest ogólnie dostępnym narzędziem.
Podobno Larsson przed śmiercią zdążył jeszcze napisać sporą część czwartej części Millennium. Lagercrantz nie sięgał jednak do jego notatek, stworzył intrygę sam, od podstaw. Można się zastanawiać nad etyczną stroną postępku wydawnictwa, spadkobierców, czyli ojca i brata Larssona, czy samego Lagercrantza. Jednak to nie zmienia faktu, że Co nas nie zabije jest dobrym kawałkiem literatury sensacyjnej, który czyta się z przyjemnością.
David Lagercrantz
Co nas nie zabije
przeł. Irena i Maciej Muszalscy
Czarna Owca
Warszawa, 2015
499 s.