Choć już z okładki powieść „Krew pod kamieniem” jest reklamowana jako komedia kryminalna, ja bym ją raczej nazwała kryminałem ironicznym. Bo właśnie na ironii i sarkazmie – zawartych zwłaszcza w dialogach bohaterów – opiera się element humorystyczny tej historii. Poza tym mamy tu do czynienia z pełnokrwistą powieścią gatunkową – a ten gatunek szeroko rozciąga swoje macki.
W Toruniu zostaje zamordowany dyrektor Gotyckiego Muzeum Regionalnego, a sprawy nikt nie potrafi rozwiązać. Do akcji wkraczają więc funkcjonariusze Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji w Warszawie. To dość wybuchowa para śledczych – komisarz Jakub Laskowski – mężczyzna z przeszłością i niepoukładanym życiem osobistym – oraz podkomisarz Aleksandra Bereszyn – przebojowa policjantka, która nie ma łatwego życia na służbie w tak zmaskulinizowanym środowisku zawodowym, ale nie daje sobie w kaszę dmuchać.
Policjanci trafiają na tajemnicze zdjęcie przedstawiające pewnych mężczyzn. I startując od tego tropu, jak po nitce do kłębka odhaczają kolejne punkty śledztwa. A to zatacza coraz szersze kręgi. Czego tu nie mamy? Wymieńmy choćby: poszukiwanie skarbu, politykę, średniowieczny zakon rycerski tak zwanych Braci Dobrzyńskich, nazistów, zaginione podczas drugiej wojny światowej dzieła sztuki, wykopaliska archeologiczne, schyłek Polski Ludowej. No i na jednej zbrodni się nie kończy... Krótko mówiąc – dzieje się!
W „Krwi pod kamieniem” nie ma chwili na nudę! No i właśnie, jest to po trosze powieść przygodowa, historia kryminalna (z dobrze opisaną pracą policyjną), opowieść z wątkami historycznymi i humorystycznymi. Zatem gatunkowo wszechstronnie.
A humor to przede wszystkim dialogi pary protagonistów przypominające odbijanie piłeczki pingpongowej. To ironia i sarkazm, z jakim bohaterowie patrzą na świat. Warstwa komediowa nie przyćmiewa jednak kryminalnej opowieści. Bełkowski rozumie, że każda komedia tak naprawdę jest tragedią – tylko wtedy poruszy czytelnika. Humor jest tu też swoistym wentylem bezpieczeństwa dla poważnych treści. Wprowadza emocjonalną równowagę.
Pisarz zręcznie nawiązuje do naszej rzeczywistości, do lokalnych problemów czy legend. Prowadzi czytelnika zakamarkami Torunia jak najlepszy przewodnik. Motywy historyczne zagaja także w interesujący sposób, stawiając na ciekawostki czy anegdotki, które zapadają w pamięć.
Konstrukcyjnie też się tu wszystko zgadza. Jan B. Bełkowski potrafi mylić tropy, bawić się zwrotami akcji. Jego postacie są ostro skrojone (i posługują się ostrym językiem). W ogóle pisarz ma ucho do języka ulicy – jego dialogi są żywe, brzmią wiarygodnie. Ma też Bełkowski już swój wyrobiony styl, niewątpliwy szwung językowy. Aż ciężko uwierzyć, że jest to literacki debiut.
„Krew pod kamieniem” to naprawdę dobra gatunkowa lektura, która przynosi dużo czytelniczej satysfakcji. Myślę, że nie będę tu wyjątkiem, gdy powiem, że czekam na ciąg dalszy.
PS Jeżeli jeszcze nie kupiliście rodzinie i znajomym prezentów świątecznych, to oto jest myśl – „Krew pod kamieniem” kryminałem pod choinkę!
Jan B. Bełkowski
„Krew pod kamieniem”
Wydawnictwo LeTra
Warszawa, 2024
389 s.