Simon Beckett, znakomity brytyjski pisarz znany przede wszystkim z serii thrillerów z antropologiem sądowym, Davidem Hunterem w roli głównej, rozpoczął właśnie nowy kryminalny cykl. I zrobił to z przytupem fenomenalną powieścią pod tytułem „Zagubiony”. To jest książka nieodkładalna – połykana jednym ciągiem, bez względu na porę doby i konieczność wczesnego wstawania. Bardzo jestem ciekawa kolejnych tomów!
Sierżant Jonah Colley siedzi w londyńskim pubie i popija piwo z kolegami z pracy, gdy dzwoni jego telefon. Numer jest mu nieznany, za to rozmówca bardzo dobrze. To Gavin, także policjant, dawny przyjaciel Colleya. Mężczyźni nie widzieli się i nie rozmawiali ze sobą od dziesięciu lat, choć byli nierozłączni, odkąd się poznali jeszcze w dzieciństwie. Teraz jednak kompan błaga Jonaha o pomoc. Muszą się spotkać jeszcze tej nocy na tak zwanym Nabrzeżu Rzeźników nad Tamizą. Colley jedzie w umówione miejsce, a tam, zamiast na przyjaciela, trafia na prawdziwe piekło, z którego cudem uchodzi z życiem.
Tymczasem my poznajemy młodszą o dekadę wersję Jonaha. Colley miał wtedy żonę i synka, pracował nocami na dodatkowych zmianach i przyjaźnił się z Gavinem oraz jego żoną Marie. Pewnego ranka Jonah wychodzi do parku z czteroletnim Theo. Podczas zabawy chłopiec znika. Policja (na czele z Gavinem) prowadzi poszukiwania, jednak nadaremno. Colley traci wszystko to, co kochał, i załamuje się.
Wracamy znów do współczesności, by śledzić poczynania rzeczywiście zagubionego Jonaha. Sierżant próbuje się dowiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się na nabrzeżu, a jednocześnie wrócić do sprawy zaginięcia syna, która być może wcale nie wyglądała tak, jak przez te lata myślał.
Beckett nie ułatwia zadania swojemu bohaterowi. Spuszcza na niego wszelkie możliwe nieszczęścia. Colley sam został porzucony przez rodziców i wychował się w rodzinie zastępczej. Potem jego własny syn zniknął, żona go zostawiła, z jedynym przyjacielem drogi mu się rozeszły, a jemu pozostała tylko praca. A teraz jeszcze dodatkowo Jonah ma pokiereszowane kolano, co niezwykle utrudnia mu prowadzenie prywatnego, nieoficjalnego śledztwa w dwóch wyżej wymienionych sprawach.
Przeszkadza mu w tym także inny policjant, niejaki Fletcher. To wyjątkowo antypatyczny typ, który z góry zakłada, że Colley jest winny każdego możliwego przestępstwa, które tylko dałoby mu się przypiąć. Depcze mu po piętach, wciąż wzywa na przesłuchania, a jeśli dowody przemawiają na korzyść Jonaha, to tym gorzej dla dowodów.
W „Zagubionym” nie ma chwili przestoju, ani momentu na nudę. Każda kolejna scena przynosi nowe informacje, pakuje bohatera w następne tarapaty i kończy się cliffhangerem niepozwalającym na przerwę w lekturze. Rzadko mi się to zdarza, ale to był właśnie ten przypadek, gdy zaczęłam czytać powieść w środku dnia, a skończyłam o trzeciej nad ranem, ignorując zegar i zdrowy rozsądek. Simon Beckett wie, jak przykuć uwagę czytelnika!
Bohaterowie tej opowieści są niejednoznaczni. Nie możemy zawierzyć autorowi i jego opisom postaci. Mało kto jest tu tym, za kogo go mamy na początku. To też thriller usiany twistami fabularnymi, czeka więc na czytelnika mnóstwo niespodzianek.
Klimat jest mroczny, a ton opowieści dość brutalny. Londyn Beckettowy w niczym nie przypomina pocztówkowej stolicy z wszystkimi jej atrakcjami kojarzonymi przez rzesze turystów. Jeśli trafiamy nad Tamizę, to właśnie nad wspomniane Nabrzeże Rzeźników. A zamiast do Soho, autor zaprowadzi nas raczej w ciemne zaułki Hammersmith. Pisarz nie patyczkuje się też ze swoimi bohaterami – czeka ich prędzej cierpienie, niż kontemplacja radości życia.
Śledztwo, które prowadzi Jonah Colley, jest bardzo osobiste. Dotyka jego prywatnego życia i traum z przeszłości. Ciekawa więc jestem, w jakim kierunku autor pociągnie dalsze losy bohatera i jakie zadania fabularne przed nim postawi. Choć już w zakończeniu widać kilka punktów zaczepnych do kontynuacji. A jedna z kwestii dotyczących zmian w życiu Jonaha jako żywo nawiązuje do klasyki gatunku – powieści Johna D. MacDonalda.
Jonah Colley to bohater, z którym się sympatyzuje. Jest trochę nieporadny w swoich poczynaniach, nie zawsze pierwszy wpadnie na słuszną metodę działania, ale nie można mu odmówić jednego – stara się i nie poddaje. Swojej byłej żonie życzy dobrze – choć miałby prawo nie. I nawet przemówi z respektem do bezdomnego kota. Beckett doskonale i ze znawstwem pisarskiego rzemiosła kreuje swoje postacie i sprytnie manipuluje emocjami czytelnika.
Czekam zatem z niecierpliwością na drugi tom serii i kolejną nieprzespaną noc.
Simon Beckett
„Zagubiony”
przeł. Bartłomiej Nawrocki
Czarna Owca
Warszawa, 2022
383s.