Już po raz trzeci Anna Rozenberg zaprasza czytelników do podlondyńskiego Woking, gdzie nad bezpieczeństwem mieszkańców czuwa inspektor David Redfern. Tym razem ekipa policjantów będzie musiała zająć się sprawą śmierci hodowcy koni, który zostaje znaleziony martwy w niedalekim miasteczku Pirbright.
Kenneth O'Malley bardziej niż ludzi lubił konie. We wspomnieniach swoich sąsiadów wygląda na bardzo niejednoznaczną postać. Niektórzy go chwalą, inni wieszają na nim psy. Redfern już sam nie wie, komu ma wierzyć i czy w ogóle komuś. Pirbright to mała mieścina, w której wszyscy się znają, każdy kryje jakąś tajemnicę i nikt nie chce się swoimi sekretami dzielić z obcymi. Prowadzenie śledztwa nie jest więc proste.
Jak to w takich niewielkich społecznościach bywa, i tu wszystkim rządzi „rada starszych” z proboszczem czy najbogatszymi mieszkańcami na czele. Policjantowi objawia się szereg podejrzanych – niejeden miał motyw i sposobność, by zamordować Kennetha.
Anna Rozenberg buduje – zgodnie z klasycznym schematem typowym dla Agathy Christie – zagadkę zamkniętego pokoju, z ograniczonym kręgiem podejrzanych, wśród których czai się morderca. Detektyw będzie musiał spośród nich wyłonić winnego. Tak jak Herkules Poirot Redfern spotka się z podejrzanymi na końcu powieści i wyjawi im, kto z nich jest zabójcą.
I tak jak u Christie i we „Wszystkich umarłych” do końca nie wiadomo, kto trafi za kratki. Autorka konstruuje skomplikowaną, pełną wzajemnych zależności intrygę, której nie prześwietlicie, chociaż Wasze szare komórki będą pracowały podczas lektury na najwyższych obrotach. Zaskoczenie gwarantowane!
Jednak „Wszyscy umarli” - tak jak i poprzednie książki Rozenberg – nie są tylko kryminałami. To także opowieści o kawałku świata, który pisarka poznała od podszewki na własnej skórze, ponieważ mieszka w Woking już od lat. Widać też, że każde opisane w książce miejsce odwiedziła i przyjrzała mu się od wszystkich stron, by potem wiarygodnie i barwnie przedstawić je czytelnikowi. Lektura „Wszystkich umarłych” to wyprawa do małomiasteczkowej Anglii, która może wydawać nam się bajkowa, a okazuje się pełna kryminalnych emocji i nawiązań.
Ale też na przykład nawiązań podróżniczych. Ślady zbrodni zostają wszak znalezione przy grobie brytyjskiego podróżnika, Henry'ego Mortona Stanleya, który przemierzał Afrykę, ale też był postacią kontrowersyjną, oskarżaną o rasizm. I te postkolonialne kwestie oraz ciągnące się za nimi długofalowe konsekwencje dla Wielkiej Brytanii i jej mieszkańców, autorka doskonale opisuje w swojej książce. A co do wątku afrykańskiego we „Wszystkich umarłych” to tu od razu nasuwa się skojarzenie z Henningiem Mankellem, wpływy stylu którego widać w pisarstwie Anny Rozenberg, a który to autor szwedzkich kryminałów też często nawiązywał w swoich powieściach do tego kontynentu.
W przedstawionej historii doskonale także widać problem, który nam – Polakom – wydaje się obcy. W Wielkiej Brytanii podziały klasowe wciąż jednak są żywe i powodują również we „Wszystkich umarłych” nieco zamieszania. Autorka opisuje wielkie siedziby rodowe, w których pracuje cała armia służby, a które są tak w zasadzie państwami w państwie rządzącymi się swoimi prawami.
Dzięki Annie Rozenberg i jej książkom (bo mam też na myśli wcześniejsze „Maski pośmiertne” i „Punkty zapalne”) poznajemy Anglię niejako od kuchni, Anglię na co dzień, łącznie z takimi ciekawostkami jak kultura chodzenia do pubów czy spożywcze ciekawostki jak marmite). Wraz z Redfernem przemierzamy hrabstwo Surrey, które, choć piękne pod względem przyrodniczym, boryka się z problemami urbanistycznymi i chciwymi developerami (przynajmniej w powieści tacy są!).
Jest tu też trochę o absurdach: poprawności politycznej szerzącej się w szeregach policji w Woking, i absurdach humorystycznych, typowych, w duchu Monty Pythona, dla wyspiarzy. Trafimy również na złowieszczo profetyczne fragmenty (akcja dzieje się w 2013 roku) dotyczące pandemii czy brexitu (w którego zaistnienie Redfern absolutnie nie wierzy).
Oprócz głównej zagadki kryminalnej za Redfernem ciągną się sprawy opisane czy tylko zasygnalizowane już w poprzednich tomach cyklu. Jeśli nie chcecie tracić całej zabawy, to koniecznie przeczytajcie wszystkie części zgodnie z chronologią wydawania. Generalnie nasz bohater nie ma łatwego życia. Już samo jego pochodzenia wprawia niektórych w konsternację: oto Szkot o jamajskich korzeniach, który mówi po... polsku.
Mroczną tematykę przełamuje postać dziadka Davida oraz jego pies. Rozenberg sprawnie zarządza nastrojami czytelników i gdy robi się zbyt groźnie, wpada też szczypta humoru dla złagodzenia emocji.
Pod względem językowym „Wszyscy umarli” to prawdziwy majstersztyk. Anna Rozenberg ma ucho do dialogów, trafnych powiedzonek, niespodziewanych metafor. Do tego widać, że sama jest niezwykle ciekawa świata i zaraża swoimi pasjami czytelników. Mam nadzieję, że ja zarażę Państwa miłością do przygód Davida Redferna.
Anna Rozenberg
„Wszyscy umarli”
Czwarta Strona Kryminału
Poznań, 2022
357s.