„Wirus” to najnowsza powieść Robina Cooka, najsłynniejszego chyba autora thrillerów medycznych. Wbrew tytułowi książka nie jest poświęcona pandemii koronawirusa i chorobie Covid-19. Cook straszy za to nader katastroficzną perspektywą kolejnych znacznie groźniejszych epidemii. Omnipotentną zdawać by się mogło populację trzeciej dekady XXI wieku zdziesiątkować mogą niepozorne komary, które wskutek globalnych zmian klimatu coraz chętniej migrują w miejsca do tej pory nieodwiedzane.
Rdzeniem akcji powieści jest dramat nowojorskiej rodziny: Emmy i Briana Murphych. W trakcie wypadu za miasto Emma łapie dziwne przeziębienie. Z godziny na godzinę kobieta czuje się coraz gorzej. Gdy w drodze powrotnej na Manhattan Emma ma atak padaczki, Brian zabiera ją do szpitala. Tam pada podejrzenie końskiego zapalenia mózgu, co jest efektem ukąszenia przez komary, które obległy plaże kurortu wypoczynkowego, gdzie rodzina spędzała urlop. Po badaniach i zaopatrzeniu w leki stan Emmy poprawia się na tyle, że kobieta zostaje wypisana do domu.
Na zdrowiu podupada też czteroletnia córka Murphych, Juliette. Rodzice podejrzewają infekcję koronawirusem, ale w szpitalu symptomy mijają i lekarze odmawiają wykonania testów.
Kolejne wizyty Murphych w szpitalnym oddziale ratunkowym zaogniają stosunki rodziny z lekarzami i władzami instytucji. Emma i Brian oskarżają medyków o ignorancję i bagatelizowanie sprawy. Sytuacja powieściowej rodziny to przykładowy obraz systemowego problemu z dostępnością opieki medycznej w Stanach Zjednoczonych. Dodatkowo na obiektywnie trudną sytuację zdrowotną Murphych zaczynają nakładać się kłopoty finansowe.
Warstwa fabularna powieści służy autorowi jako pretekst do ukazania bolączek – a czasem wręcz patologii – amerykańskiego systemu opieki zdrowotnej. Cook bezlitośnie obnaża konflikt interesów, który nabrzmiewa na linii szpitale-prywatni ubezpieczyciele. Dobitnie wskazuje, że system refundacji rachunków za świadczenia medyczne jest niemoralny i nieefektywny. Autor wprost konstatuje, że brak ścisłej kontroli państwowej generuje nieustanny wzrost cen usług, na czym cierpią pacjenci. Bo finalnie to właśnie oni, a nie ubezpieczalnie, muszą pod rygorem egzekucji komorniczej zapłacić horrendalne kwoty. Nierzadko rzędu dwudziestu tysięcy dolarów za jedną wizytę na SORze...
Autor, skupiając się na aspektach medycznych, trochę po macoszemu potraktował samą fabułę. Jest ona w zasadzie jednowątkowa, z kaskadowo rozbudowanymi dialogami i wyczerpującymi opisami. Wątki poboczne, które miały potencjał zróżnicowania tematycznego (na przykład zlecenia dla firmy prowadzonej przez Murphych), bardzo szybko się urywają. Za to zakończenie jest naprawdę zaskakujące.
Cook ze znawstwem opisuje procedury medyczne i biurokratyczne służby zdrowia w USA. W tekście wielokrotnie przewija się tęsknota za europejskim modelem ochrony zdrowia – konkretnie francuskim – z racji proweniencji jednej z bohaterek. O tym, jak palący to problem, niech zaświadczy fakt, że pisarz zadedykował swoją powieść kongresmenom – w nadziei, że powołają do życia publiczną służbę zdrowia.
Robin Cook
„Wirus”
przeł. Maria Smulewska
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań, 2022
422 s.