Dreszczowiec autorstwa T.J. Newman to historia pilota samolotu, któremu szantażysta stawia tytułowe ultimatum. Siedzący za sterami pasażerskiego odrzutowca Bill Hoffman ma roztrzaskać maszynę z ponad setką pasażerów na pokładzie. W przeciwnym razie w powietrze wylecą jego żona i dwoje dzieci. Co jest więc ważniejsze: życie najbliższych czy pasażerów i swoje własne? Autorka stawia swojego bohatera w sytuacji bez wyjścia.
Feralny lot numer 416 startuje z Los Angeles i ma dolecieć do Nowego Jorku. Mimowolnymi aktorami dramatu, oprócz zakładników, staje się także mnóstwo postronnych osób: załogi innych samolotów aktualnie znajdujących się w powietrzu, pracownicy kontroli naziemnej, agenci FBI i pozostałych amerykańskich służb bezpieczeństwa. Każdy z nich liczy, że dictum porywacza uda się zastąpić jakąś trzecią opcją. Tylko czy happy end w tej sytuacji jest w ogóle możliwy?
T.J. Newman przez dekadę pracowała jako stewardessa linii Virgin America. I teraz autorka intrygująco dyskontuje swój dorobek zawodowy. Ze znawstwem, bardzo naturalnie wplata w fabułę „Ultimatum” podniebne ciekawostki, o co – trzeba przyznać – trudno byłoby naturszczykowi. W tym wypadku sama bujna wyobraźnia literacka to niewystarczający atut. Przedstawione na kartach powieści procedury lotnicze, szczegóły wyposażenia statków powietrznych, tajniki pracy personelu pokładowego znacząco uwiarygadniają historię porwania. Na szczególną uwagę zasługują wzmianki o zaostrzeniu procedur lotniczych po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 roku. I tu nowinka – między innymi zamontowano wtedy w samolotach wzmocnione, niemal niemożliwe do sforsowania, kevlarowe drzwi do kabiny pilotów.
Dlatego szwarccharakter u Newman musi być bardziej przebiegły. Nie ucieka się do wyważania drzwi, fizycznej napaści na pilotów czy wymachiwania przemyconym na pokład pistoletem. Cyniczny, wyrafinowany sposób działania szantażysty wymaga specjalnych metod zastosowanych przez służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa. I muszą się one spieszyć, bowiem porywacz zdradza, że celem ataku ma być Waszyngton.
Powieść „Ultimatum” to emocjonalny rollercoaster. Newman wsadza czytelników w sam środek wydarzeń, ale też skłania do refleksji. Co czulibyśmy i jak zachowalibyśmy się w podobnej sytuacji?
Akcję śledzimy z kilku perspektyw: protagonisty pilota, jego żony Carrie, stewardessy Jo i oficera FBI Theo. Płynnie przeskakujemy między narracjami, poznajemy bieżące nastroje i zamierzenia bohaterów. Wszystko to przebiega w dynamicznym tempie, zwalniając przy opisach przeszłości postaci. Te czasem są nadmiernie rozbudowane i wywołują tym większe pragnienie powrotu z retrospektyw do airbusa na wysokość dziecięciu tysiącach metrów.
Spore zaskoczenie przynoszą sceny ujawniania pobudek, dla których czarny charakter decyduje się na tak dramatyczny krok. Powiem tyle, że zaskakująco wpisują się one w wydarzenia ostatnich dni związane z napaścią Rosji na Ukrainę.
„Ultimatum” to też w pewnym stopniu satyra na kondycję współczesnej jednostki przebodźcowanej mediami społecznościowymi. I tak już poważną, wręcz dramatyczną atmosferę potęguje niefrasobliwość pasażerów, którzy niemal w czasie rzeczywistym relacjonują przebieg lotu na Instagramie, wdają się w dyskusje z samozwańczymi ekspertami w sieci, a potem podważają kompetencje załogi, która już i tak ma ręce pełne roboty. Te fragmenty powieści przypomniały mi gorzko-słodkie sceny filmu „Nie patrz w górę” i wywołały nader smutne konstatacje na temat kompetencji intelektualnych i zdolności poznawczych współczesnego człowieka.
Powieść T.J. Newman to mocny, nośny temat, dużo emocji i spektakularne zwroty akcji. Nic zatem dziwnego, że prawa do ekranizacji powieści sprzedały się na pniu.
T.J. Newman
„Ultimatum”
przeł. Izabela Matuszewska
Wydawnictwo Albatros
Warszawa, 2022
351 s.