Sigurdardóttir, lecz nie Yrsa, tylko Lilja (zbieżność nazwisk przypadkowa) przychodzi do nas z powieścią sensacyjną pod tytułem “Pułapka”. To pierwszy tom trylogii “Reykjavik Noir” autorstwa pisarki i scenarzystki teatralno-filmowej. Motywem przewodnim książki jest przemyt kokainy z kontynentu europejskiego do Islandii. Dreszcz emocji podczas lektury gwarantowany!
Choć większość czasu spędzamy wraz z bohaterami powieści w stolicy Islandii, to zdarzają się też wypady do Londynu i Kopenhagi, dokąd główna bohaterka udaje się po nowe dostawy narkotyków. Siłą rzeczy poznajemy też wnikliwie wnętrza terminali lotniczych (Heathrow czy Kastrup). Świetnym rozwiązaniem jest umieszczenie na pierwszych stronach książki mapek wyspy i samego Rejkiawiku, co pomaga w sprawnym poruszaniu się w gąszczu szczegółów topograficznych.
Sonja to kobieta na życiowym zakręcie. Skokiem w bok przypieczętowuje rozpad swojego małżeństwa. Odtąd jej głównym zmartwieniem jest walka o prawo do wychowania dziewięcioletniego Tomasa. Adam, jej impulsywny i zaborczy mąż, przejmuje opiekę nad dzieckiem i zrobi wszystko, by odsunąć Sonję na boczny tor. Kobieta wpada w tarapaty. By się z nich wykaraskać, będzie musiała zdobyć pieniądze.
Gdy na horyzoncie pojawia się okazja szybkiego zarobku, Sonja nie waha się długo. Zaczyna przemycać narkotyki ze starego kontynentu. Dopiero post factum uzmysławia sobie, w jakie wpadła bagno, i że z każdym ruchem grzęźnie w nim coraz bardziej.
Po drugiej stronie barykady obserwujemy zmagania Braggiego Smitha, pracownika Urzędu Celnego, który dzień w dzień stara się wyłapywać przemytników. Celnik również ma niewesołą sytuację rodzinną. Jego żona Valdis cierpi na zaawansowane stadium alzheimera. Pobyt w ośrodku opiekuńczym sporo kosztuje, Smith potrzebuje więc gotówki. A tej może mu przysporzyć jeszcze większe zaangażowanie w obowiązki służbowe.
Sonja zdradziła swojego męża z Anglą. Kobieta pracuje w sektorze finansowym. Jest 2010, 2011 rok, czas nie tak odległy od kryzysu finansowego, jaki miał miejsce na Islandii w 2008. Angla siedzi w samym środku problemów ekonomicznych. Interesują się nią śledczy, którzy kwestionują legalność autoryzowanych przez nią operacji bankowych. Ten wątek jest niejako komplementarny, toczy się równolegle do głównych wydarzeń, ale tak w zasadzie nie ma z nimi za wiele wspólnego. Autorka sięgneła tu po rzeczywiste wypadki, które miały miejsce na wyspie po załamaniu gospodarczym.
Znajdziemy w „Pułapce” masę innych lokalnych kolorytów. Sigurdardóttir opisała na przykład wybuch wulkanu Eyjafjallajökull (konia z rzędem temu, kto wymówi tę nazwę poprawnie), który w kwietniu 2010 roku dał się mocno we znaki całej Europie. Jego erupcja sparaliżowała ruch lotniczy, m.in. uniemożliwiając wielu delegacjom zagranicznym przybycie na uroczystości pogrzebowe po katastrofie smoleńskiej.
Autorka sprawnie buduje napięcie, a to nasila się zwłaszcza wtedy, gdy protagonistka przechodzi odprawę paszportowo-bagażową z nadprogramową zawartością walizki pod ręką. Mimo że Sonja dopuszcza się czynów bezsprzecznie nagannych moralnie i karalnych, to czytelnik i tak z nią sympatyzuje. Choć jej naiwność może irytować. Sonja jest przekonana, że może dyktować warunki bezwzględnym gangsterom i wypisać się z przestępczego procederu, kiedy tylko zechce. Każdy wie, że nie tak to działa.
Sigurdardóttir nie oszczędza swoich bohaterów i co rusz rzuca im kłody pod nogi. Postacie borykają się z masą problemów osobistych i zawodowych. Intryga, w głównej mierze oparta na wątku przemytniczym, dodatkowo na tym zyskuje, bo przecież każdy konflikt napędza akcję.
Zakończenie zaskakuje, choć kilka zagadnień pozostaje nierozwiązanych, co zwiastuje kontynuację przygód Sonji i spółki.
Lilja Sigurdardóttir
“Pułapka”
przeł. Jacek Godek
Wydawnictwo Kobiece
Białystok, 2018
296 s.