24. czerwca do księgarń trafi "Wiwisekcja zbrodni" Andrzeja Janikowskiego. Powieść o grasującym we Wrocławiu seryjnym mordercy ukaże się nakładem wydawnictwa LIRA pod patronatem Kawiarenki Kryminalnej. Zapraszamy do lektury.
W Parku południowym we Wrocławiu znalezione zostają zwłoki mężczyzny. Parę dni później na terenie ogródków działkowych policja odnajduje kolejne ciało. Funkcjonariusze zakładają, że mają do czynienia z seryjnym mordercą, być może szaleńcem religijnym. Metodycznie okaleczonych ofiar przybywa... Jednak w trakcie działań operacyjnych staje się jasne, że motyw sprawcy ma niewiele wspólnego z religią. Śledztwo się komplikuje. Sprawą zajmuje się doświadczony podkomisarz Roman Sadowski.
Ta pełna napięcia rozgrywka między mordercą, który uderza planowo i w wyrafinowany sposób, a ścigającym go policjantem jest niczym partia szachów. Czy Sadowski przejrzy na czas grę przeciwnika?
Poznaj mroczne oblicze Wrocławia i wynik tego bezwzględnego starcia.
FRAGMENT POWIEŚCI:
„Bóg rzadko daje fory, ale i tak zbyt często” — pomyślał podkomisarz Roman Sadowski z wrocławskiego wydziału do walki z terrorem kryminalnym. Stał niemal nad samym brzegiem stawu, pod rozłożystymi gałęziami dębu, a tuż obok niego starszy sierżant Jerzy Madrygałkiewicz paluchami w nikotynowej żółci nerwowo dusił gasnącego peta. Ciało znajdowało się na malutkiej, skrytej w chaszczach wysepce, od której dzieliło ich jakieś dziesięć metrów brudnej wody. Widzieli je raczej oczami wyobraźni — całe jezioro spowijała mgła stężona niemal do konsystencji śmietany. Nie wiadomo, czy nadciągnęła z porannymi chmurami, czy może raczej wypełzała ze stawu. Rosnąca do samego nieba ściana spienionej szarości przesłaniała przeciwległy brzeg. W powietrzu unosił się odór spalenizny i zjełczałych jaj.
Niezwyczajne jak na tę porę dnia i roku.
Wydychane przez jezioro wyziewy, jak tchnienie diabła, gryzły w nozdrza i gardło. Fale cuchnącego powietrza wirowały nad parkiem niczym zaraza nad średniowiecznym grodem. I jeszcze ta nieznośna, przenikająca ubranie ciepła, niemal tropikalna wilgoć!
Na wysepce policyjni eksperci kończyli zabezpieczanie śladów, choć prawie ich nie dostrzegali. Kilkanaście metrów dalej, po kolana w wodzie, brodził nurek, który w szarych tumanach przypominał Obcego z filmu Ridleya Scotta.
Przed oczami policjantów majaczyły zaledwie kontury niewielkiej wyspy i zarys zacumowanego pontonu. Słony od potu podkomisarz opuścił głowę. Stał na omszałym kamieniu tak blisko jeziora, że czubkami butów niemal muskał jego gruźliczą toń. Spojrzał w dół i przeszył go dreszcz. Zdawało mu się, że staw oddycha i że zaraz z otchłani wyłonią się lepkie dłonie, które chwycą go za nogi i wciągną pod powierzchnię. To ukłucie wyobraźni ocuciło go momentalnie. Cofnął się o krok i spojrzał na płetwonurka. Zdecydowanym ruchem ręki dał mu znak, żeby wracał. Tamten zdjął z twarzy maskę i skierował się w stronę brzegu.
— Podwodny śmietnik. Parę butelczyn, jakieś kalesony, trochę przeżartego rdzą żelastwa, oderwana głowa lalki — wyliczał nurek, stojąc kilka metrów od suchego lądu.
— Dzięki. Zwijaj manele i do Fortecy — odparł mechanicznie zmęczonym głosem Sadowski. (mat. wyd.)