„Czytałem o pracy matematyka ubezpieczeniowego i bardzo mnie to zainteresowało. To fach niepodobny do niczego innego, o czym kiedykolwiek pisałem. Świetnie więc się nadawał do wykorzystania w mojej nowej powieści. Poza tym lubię się uczyć nowych rzeczy”.
Kawiarenka Kryminalna: Na początku wyjaśnijmy sobie jedną rzecz, która intryguje mnie po przeczytaniu pana najnowszej powieści pod tytułem „Czynnik królika” – o co chodzi z tymi saunami? Dlaczego tak bardzo pokochaliście je w Finlandii?
Antti Tuomainen: (Śmiech) Ma pani rację. To nieco tajemnicza sprawa. Ja uwielbiam saunę. Korzystam z niej co najmniej trzy razy w tygodniu, najchętniej tam, gdzie od razu mogę się zanurzyć w Bałtyku. Nie jestem pewny, czy potrafię w pełni wyjaśnić fenomen sauny... To po prostu bardzo przyjemne doświadczenie. Czujesz się po niej świetnie i śpisz jak dziecko.
KK: W trakcie lektury pana książek nie ma szans na spanie... A jak szła panu w szkole matematyka? Główny bohater „Czynnika królika”, Henri Koskinen, jest znakomity w rachunkach, co z jednej strony przynosi mu korzyści, czasem jednak wpędza go w kłopoty.
A.T.: Nie byłem zbyt dobry, ujmijmy to w ten sposób. Ale odkryłem, że to fascynujący świat, zwłaszcza rachunek prawdopodobieństwa. Przeczytałem na ten temat wiele książek non-fiction podczas pisania trylogii „Czynnik królika” i teraz patrzę na matematykę z zupełnie nowej perspektywy.
KK: Pisanie kryminałów ma w sobie coś z pracy matematyka? W końcu pisarz musi układać tropy – jak puzzle – mające zaprowadzić czytelnika do rozwiązania zagadki. Jednak w taki sposób, by nie nastąpiło to zbyt prędko.
A.T.: Dobrze powiedziane! Być może rzeczywiście w każdej strukturze dramaturgicznej jest coś z matematyki – w końcu, jeśli się temu bliżej przyjrzeć, większość opowieści jest opartych o strukturę trzy- lub pięcioaktową. A na końcu historii, zwłaszcza kryminałów, trzeba dojść do – przynajmniej do pewnego stopnia – logicznego rozwiązania. Podobieństwa więc są.
KK: Henri jest matematykiem zajmującym się analizą statystyczną w celu oceny prawdopodobieństwa różnych zdarzeń, by określić wysokość składki ubezpieczeniowej korzystnej dla ubezpieczyciela. Z doświadczeń wielu osób wynika, że kontakt z ubezpieczycielem to jak pójście na wojnę – prośba o odszkodowanie zazwyczaj z góry jest odrzucana i dopiero potem trzeba wytrwale dochodzić swoich praw. Dokuczył panu jakiś ubezpieczyciel na tyle, że postanowił pan go umieścić w swoim kryminale?
A.T.: Nie wiem, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem – kontakty z firmami ubezpieczeniowymi mogą być rzeczywiście nieco frustrujące. Ale to nie dlatego o nich napisałem w „Czynniku królika”. Czytałem o pracy matematyka ubezpieczeniowego i bardzo mnie to zainteresowało. To fach niepodobny do niczego innego, o czym kiedykolwiek pisałem. Świetnie więc się nadawał do wykorzystania w mojej nowej powieści. Poza tym lubię się uczyć nowych rzeczy.
KK: Hollywood nakręci film na podstawie „Czynnika królika”, a główną rolę zagra w nim nie kto inny jak Steve Carell. Ekranizacja z taką obsadą to spełnienie marzeń pisarza? Patrząc na rolę Carella w przepełnionym absurdalnym humorem serialu „The Office”, można dojść do wniosku, że trafniejszego castingu być nie mogło.
A.T.: Tak, to spełnienie marzeń! A i to mało powiedziane. Nigdy nawet nie śniłem o tym, że Steve Carell będzie zaangażowany w ten projekt. Po prostu starałem się napisać najlepszą książkę, jaką potrafiłem. To, co wydarzyło się później, przeszło wszelkie moje oczekiwania. Steve Carell jest moim zdaniem genialny, to jeden z najwspanialszych aktorów wszech czasów.
KK: Pana kryminały są przesiąknięte specyficznym humorem. W ostatnim czasie można zauważyć ogromne zainteresowanie czytelników, a co za tym idzie także wydawców, taką lżejszą w odbiorze formą gatunku. Z czego to, pana zdaniem, wynika?
A.T.: Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Dla mnie wybór pisania komedii kryminalnych – poczynając od „Człowieka, który umarł” – był instynktowny. Stanowił coś, co po prostu musiałem zrobić. Innymi słowy, impuls był wewnętrzny. Po prostu wiedziałem, że jeśli chcę wykorzystać wszystkie swoje pisarskie umiejętności, muszę w twórczości uwzględnić humor.
KK: Każdy człowiek ma inne poczucie humoru, siłą więc rzeczy autor komedii kryminalnej ma utrudnione zadanie, bo nie będzie w stanie rozbawić swoim tekstem wszystkich. O wiele trudniej jest rozśmieszyć czytelnika, niż go wystraszyć?
A.T.: To skomplikowane zadanie, ale kiedy już się uda je zrealizować, przynosi satysfakcję. Przypuszczam, że moje humorystyczne pisanie kryminałów ma coś wspólnego z faktem, że zawsze kochałem zarówno literaturę noir, jak i wszelkiego rodzaju filmy komediowe. To jest dla mnie wyzwanie – napisać coś, co inna osoba może – miejmy nadzieję – uznać za zabawne.
KK: Henri Koskinen dziedziczy po zmarłym bracie park rozrywki. Już w pierwszych scenach powieści widzimy go w dość koszmarnych dla niego okolicznościach, gdy ucieka przed zbirem, torując sobie drogę między karuzelami. Jako dziecko lubił pan chodzić do wesołego miasteczka?
A.T.: Bardzo! Teraz jednak mam lęk wysokości, więc rollercoastery nie wchodzą w rachubę!
KK: Koskinen, siadając w kasie parku rozrywki, szybko stwierdza, że obsługa klientów okazała się trudna. Z winy klientów. A jak się układają pana stosunki z czytelnikami – na przykład bezpośrednie spotkania podczas tras promocyjnych?
A.T.: Uwielbiam to! Mam to szczęście, że mogę podróżować po całym świecie z moimi książkami i poznawać czytelników – to niezwykle miłe i przynosi mi wiele radości.
KK: Henri jest bardzo poukładany. Ustala szczegółowo, niemal co do minuty, plan swojego dnia. Panu taka metoda sprawdza się podczas pisania powieści? Czy daje sobie pan większą wolność w procesie twórczym?
A.T.: Wydaje mi się, że to rutyna daje mi wolność. Siadam rano do pisania, kończę wieczorem. Zwykle stawiam sobie za cel napisanie konkretnej liczby stron tekstu. Jednak w trakcie tej czynności mam całkowitą swobodę. Mogę robić, co tylko chcę. Tak naprawdę jest to więc mieszanka trzymania się ścisłych godzin pracy i nieograniczonej swobody twórczej.
KK: W „Czynniku królika” przeczytamy bardzo ciekawą scenę seksu – narrację przefiltrowaną przez analityczną osobowość Henriego. Często pisarze przyznają, że trudno im się pisze sceny erotyczne. Jakie sceny są dla pana najtrudniejsze do napisania?
A.T.: Każda jest ciężka, jeśli chce się to zrobić dobrze. Bardzo lubię pisać dialogi. Jako czytelnik przepadam też za dobrze zrobionymi długimi scenami dialogowymi. Pewnie dlatego zawsze podziwiałem Elmore'a Leonarda, który był w tym znakomity.
KK: Pojawiają się liczne tłumaczenia pana powieści – choćby w Bośni i Hercegowinie, Włoszech, Hiszpanii czy Szwecji. Widzi pan jakieś różnice w odbiorze pana książek w zależności od kraju, w którym są one publikowane?
A.T.: Do tej pory moje książki zostały przetłumaczone, jak mi się wydaje, na około dwadzieścia pięć języków. Ich odbiór może się nieco różnić, zwłaszcza teraz, kiedy odwołuję się w nich do czarnego humoru. Ale ogólnie doszedłem do wniosku – ku mej wielkiej uldze i radości – że fiński humor wydaje się bardzo dobrze przekładać na inne nacje i języki.
KK: „Czynnik królika” to pierwsza część trylogii. Zdradzi więc nam pan odrobinę z tego, co zaplanował pan na dwa pozostałe tomy?
A.T.: Kolejne książki to „Paradoks łosia” i „Teoria bobra”. Uwielbiałem pisać z perspektywy Henriego i właśnie dlatego powstała trylogia. W kolejnych książkach czeka go oczywiście więcej kłopotów, ale – uwaga spoiler! – wszystko kończy się szczęśliwie. Bardzo szczęśliwie.
Rozmawiała Marta Matyszczak
Zdjęcie: Wydawnictwo Albatros