Na pewno potrafię bardzo walecznie krzyczeć i szybko biegać, dlatego podejrzewam, że w sytuacji zagrożenia najpierw skorzystałabym z tych opcji. ;-) Lubię walki w dojo, ale wolałabym nigdy nie wykorzystywać moich skąpych umiejętności w jakiejś ciemnej uliczce. To trochę przerażające przekonać się, że można zrobić komuś krzywdę – moja bohaterka miała szczęście, że w porę przybiegł jej na ratunek (albo napastnikowi na ratunek…) dzielny młodzieniec. Mam nadzieję, że w moim przypadku też zawsze jakiś się znajdzie w okolicy. ;-)
Kawiarenka Kryminalna: Jak to się wszystko zaczęło? Po prostu usiadłaś i napisałaś kryminał?
Sasza Hady: W pewnym sensie wszystko zaczęło się, kiedy miałam dziesięć lat i całkiem serio zapytałam mamę, czy mogę być pisarką, kiedy dorosnę. Ale szczerze mówiąc, wtedy nie miałam na myśli kryminałów. ;-)
Zaczęłam pisać powieści detektywistyczne dla przyjaciół – to był rodzaj zabawy: dawałam im książkę bez zakończenia i kazałam zgadywać, kto zabił. Najczęściej nie zgadywali, a po przeczytaniu zakończenia ogłaszali, że jestem podłą oszustką i manipulatorką, co napawało mnie optymizmem i wiarą w siebie – i popychało do tworzenia następnych zagadek.
KK: Dlaczego zdecydowałaś się użyć pseudonimu literackiego?
S.H.: Z kilku powodów – częściowo, aby oddzielić pisanie kryminałów od innych dziedzin, którymi się zajmuję (tłumaczenia i redakcje podpisuję własnym nazwiskiem, Aleksandra Motyka), częściowo, żeby kontynuować tę miłą literacką tradycję, a częściowo z powodu mojej babci od strony ojca, Katarzyny Hady, która była dla mnie bardzo ważną osobą.
KK: Skąd pomysł na to, by akcję powieści umieścić w Wielkiej Brytanii? Dlaczego nie w Polsce?
S.H.: Wydaje mi się, że ostatnio mamy do czynienia z pewnym przesytem kryminałów, których akcja rozgrywa się w Polsce. Wybór Wielkiej Brytanii był dość naturalny, bo Morderstwo na mokradłach i Trup z Nottingham bardzo wyraźnie nawiązują do konwencji klasycznych angielskich kryminałów.
KK: No właśnie, Twoje powieści jako żywo przypominają te, które wyszły spod pióra Joe Alexa czy też Marthy Grimes – choć autorzy ci nie pochodzą z Wielkiej Brytanii, to jednak ich książki są iście „angielskie”. Inspirowałaś się twórczością tych pisarzy?
S.H.: Tak, bardzo lubię książki Joe Alexa i żałuję, że powstało ich tak niewiele. Podoba mi się ich klasyczna kompozycja i przewrotnie skonstruowana intryga – uważałabym, że Alex pisał kryminały doskonałe, gdyby nie to, że trochę brakowało mi w nich poczucia humoru.
Książki Marthy Grimes zaczęłam czytać po tym, jak napisałam swój pierwszy kryminał, więc wcześniej nie były dla mnie inspiracją, ale teraz tak już nimi przesiąkłam, że kto wie…
KK: Jakich innych pisarzy kryminałów cenisz?
S.H.: Agathę Christie, Rexa Stouta, Margery Allingham, Colina Cotterilla, Lindsey Davis, Alana Bradley'a, Borysa Akunina, Roberta van Gulika, P.D. Jamesa, Kjella Ola Dahla… Z polskich autorów przede wszystkim Marcina Wrońskiego, Jakuba Szamałka i Zygmunta Miłoszewskiego.
KK: Nie tylko piszesz kryminały, ale także je recenzujesz. Czy te dwie role można pogodzić?
S.H.: Na pewno byłoby mi trudniej je pogodzić, gdybym najpierw napisała własny kryminał, a potem zaczęła recenzować książki innych. ;-) Prowadzę bloga od jakiegoś czasu i nie chciałam rezygnować z pisania recenzji, ale później po prostu zabrakło mi czasu i chwilowo mój blog pokrywa się wirtualnym kurzem. :-(
KK: Choć tytuły Twoich powieści brzmią groźnie (Morderstwo na mokradłach, Trup z Nottingham), ich treść ma jednak lżejszy wydźwięk. Czyta się je z wielką przyjemnością, nierzadko z uśmiechem. Czy nie kusiło Cię, by napisać krwawy, mrożący krew w żyłach kryminał?
S.H.: Kusiło mnie, żeby napisać wiele różnych książek: w tej chwili pracuję nad kilkoma równocześnie, bo nie mogę się zdecydować, która z nich sprawia mi najwięcej radości. Żadna z nich nie jest jednak krwawym kryminałem (chociaż niektóre są krwawe, a inne są kryminałami;-)).
KK: Czy obdarzyłaś Alfreda Bendelina vel Nicka Jonesa, głównego bohatera swoich powieści jakimiś własnymi cechami charakteru?
S.H.: Alfred Bendelin i Nick bardzo się różnią – mnie dużo bliżej do tego ostatniego. Też nie umiem kłamać i czasami słyszę w głowie głosy, które sugerują, że tego lub owego nie wolno mi robić (ale w odróżnieniu od Nicka z przyjemnością im się sprzeciwiam). Kiedyś twierdziłam, że Nick Jones to moje męskie alter ego, ale moi przyjaciele zgodnie twierdzą, że aż tak nie jest do mnie podobny. Podobno mam w sobie też coś z Ruperta. Szczerze mówiąc, wolałam nie dopytywać, co konkretnie…
KK: Jedna z bohaterek Trupa z Nottingham jest adeptką japońskich sztuk walki. Czy Ciebie również rabusie dla własnego dobra nie powinni zaczepiać na ulicy po zmroku?
S.H.: Na pewno potrafię bardzo walecznie krzyczeć i szybko biegać, dlatego podejrzewam, że w sytuacji zagrożenia najpierw skorzystałabym z tych opcji. ;-) Lubię walki w dojo, ale wolałabym nigdy nie wykorzystywać moich skąpych umiejętności w jakiejś ciemnej uliczce. To trochę przerażające przekonać się, że można zrobić komuś krzywdę – moja bohaterka miała szczęście, że w porę przybiegł jej na ratunek (albo napastnikowi na ratunek…) dzielny młodzieniec. Mam nadzieję, że w moim przypadku też zawsze jakiś się znajdzie w okolicy. ;-)
KK: Skąd u Ciebie taka dobra znajomość szkockich przekleństw?
S.H.: Uważam, że Szkoci przeklinają najwspanialej na świecie – niektórzy robią to z takim zapamiętaniem, że brzmi prawie jak poezja. ;-) Na potrzeby książki poczyniłam studia w tej materii, w czym pomagał mi przyjaciel mieszkający w Edynburgu.
KK: Na Festiwalu Literatury Kobiecej Pióro i Pazur zostałaś uhonorowana nagrodą za najbardziej interesujący debiut roku 2012 za Morderstwo na mokradłach. Jak to jest z tymi podziałami? Czy sądzisz, że należy wprowadzać w literaturze rozróżnienia na „męską” i „kobiecą”?
S.H.: Obawiam się, że takie podziały obowiązują, czy tego chcemy, czy nie. Niestety najczęściej są krzywdzące dla literatury kobiecej, dlatego powinniśmy się starać przewartościować to określenie. W propagowaniu dobrej, wartościowej i ciekawej twórczości pisarek pomagają takie wspaniałe wydarzenia jak festiwal Pióro i Pazur – jestem dumna z wyróżnienia, które mi tam przyznano i szczęśliwa, że poznałam w Siedlcach tyle świetnych kobiet (i ich książek!).
KK: Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, co szykujesz dla czytelników w swojej już trzeciej powieści?
S.H.: Mogę zdradzić, że tym razem Nick, Rupert i Jenny będą musieli rozwikłać zagadkę morderstwa w dość nietypowym teatrze. I że na scenę (dosłownie i w przenośni) wkroczy znów Ann Hope. I że tym razem też będzie trudno zgadnąć, kto zabił…
Wywiad przeprowadziła Marta Matyszczak
Sasza Hady – pod tym pseudonimem ukrywa się autorka Morderstwa na mokradłach i Trupa z Nottingham. Całe dzieciństwo spędziła w leśniczówce jako szczęśliwy dzikus. Korzeniami sięga do Rzeszowszczyzny. Rodzinne legendy Hadych wspominają o elektryzującej domieszce krwi tatarskiej, ale trudno powiedzieć na ten temat coś pewnego. Serce jakiś czas temu zostawiła w Tbilisi.