Na serio zakładam, że każdy żyje bardziej i pełniej we własnej głowie niż „na zewnątrz”. Lubię pokazywać zderzanie się tych światów wewnętrznych ze sobą, albo ich kraksę w chwili kontaktu z tą bardziej obiektywną i bardziej bezduszną rzeczywistością.
Kawiarenka Kryminalna: W pana literackim portfolio dominują powieści grozy, które ukazały się pod pseudonimem Dawid Kain. W 2018 roku na księgarskich półkach zagościł Marcin Kiszela…
Marcin Kiszela: Pseudonim porzuciłem za namową wydawcy, jednak wiązało się to także ze znacznie ważniejszą zmianą w samym pisaniu i moim podejściu do tego fachu. Pisząc już pod własnym nazwiskiem, niemal całkowicie wyeliminowałem w nowych tekstach to, w czym się wcześniej specjalizowałem, a była to dość specyficzna mieszanka groteski, horroru i science-fiction.
Nie oddaliłem się za to od mojego głównego tematu, czyli konfliktu między prawdą a fikcją, między kreacją a rzeczywistością. Podobno także moi bohaterowie nadal są niespecjalnie sympatyczni, więc i ten element jest jak widać stały (śmiech).
KK: Porzucił pan też fantastykę?
M.K.: W powieściach raczej nie wrócę do tego gatunku. Opowiadania z elementami fantastyki nie mogę całkowicie wykluczyć. No i piszę też scenariusze do gier. Tam elementy fantastyczne często występują, i to się nie zmieni.
KK: Czy tworzenie scenariusza gry komputerowej i pisanie powieści to są literacko dwa różne światy?
M.K.: Jest dużo różnic, chociaż w ostatnich latach gry, szczególnie te narracyjne, z bardziej rozbudowaną fabułą, są bliżej książek i filmów niż kiedykolwiek. Pisze się jednak inaczej, bo w grach ważna jest interakcja i możliwość wpływania na bieg wydarzeń.
KK: W swoich powieściach, bez względu na gatunek, zagląda pan w zakamarki ludzkiej psychiki. Skąd takie zainteresowanie?
M.K.: Nie jestem pewien, skąd się to wzięło, ale zawsze bardziej mnie przyciągały te dzieła, które w jakimś stopniu koncentrowały się na psychice bohaterów, ich mentalnych skrzywieniach czy dziwnych wspomnieniach. Może za dużo się naczytałem Philipa Dicka, ale na serio zakładam, że każdy żyje bardziej i pełniej we własnej głowie niż „na zewnątrz”. Lubię pokazywać zderzanie się tych światów wewnętrznych ze sobą, albo ich kraksę w chwili kontaktu z tą bardziej obiektywną i bardziej bezduszną rzeczywistością.
KK: Te echa wybrzmiewają także w pana najnowszej powieści, thrillerze psychologicznym „Reputacja”. Jego główną bohaterką jest poprockowa gwiazda, której karierę wspiera sztab ekspertów, między innymi specjalistka ds. zarządzania tytułową reputacją. Alicja moderuje to, co fani skandalizującej artystki będą myśleć, oglądając jej klipy i przeglądając wpisy w mediach społecznościowych. To pewnie zjawisko występujące w rzeczywistości, jednak czy nie przeraża pana prymat postprawdy i fałszywego kształtowania opinii publicznej?
M.K.: Trochę przeraża, ale też jest to coś, czego już się nie da uniknąć. Chodzi głównie o sposób odbioru świata przez ludzi. Mam wrażenie, że najszybciej przyswaja się informacje w formie pewnej opowieści, pewnej narracji. Dlatego coś takiego jak obiektywny fakt przestaje istnieć i z tego względu konflikt między nauką a pseudonauką będzie narastał.
Po prostu łatwiej przyjmować świat w wersji opartej na czymś w rodzaju hollywoodzkich schematów (konflikt: my-dobrzy, a tamci-źli czy też nieskazitelny bohater prowadzący naszą stronę do zwycięstwa i tak dalej), niż w jego chaotycznej i niejasnej “rzeczywistej” formie. Czyli wymyślone kreacje wygrywają z tak zwanym realem.
KK: Historia opisana w książce każe pytać o kondycję współczesnego człowieka, ale również o spożytkowanie dostępnego mu instrumentarium technicznego. Czy dla generacji „always on” nie ma już, niczym w piosence Sex Pistols, przyszłości?
M.K.: Myślę, że dla ludzi przyszłość jest, ale raczej krótkoterminowa. Jako gatunek jesteśmy po prostu zbyt głupi, by przetrwać, przynajmniej w obecnej formie. Ja mam zawsze myślenie okropnie apokaliptyczne i zakładam, że albo ludzkość sama się wykończy w ciągu najbliższych stu lat, albo na tyle się zmieni (przyspieszając własną ewolucję technologicznymi usprawnieniami), że będzie to już postludzkość.
Mogę jednak przesadzać, bo jednym z moich ulubionych zajęć poza grami, filmami czy książkami jest odzieranie ze złudzeń.
KK: A przewijające się w książce social media? Są pożyteczne czy tylko rozpraszają i kradną czas?
M.K.: Strony negatywne raczej przeważają. Czas szybciej przez nie znika i można się nieraz poczuć wydrążonym. Ale z drugiej strony, gdzie indziej miałbym dostęp do tylu obrazków i filmików z kotami czy leniwcami?
KK: W drugim wątku „Reputacji” występuje tester gier komputerowych. Szymon cierpi na poważne schorzenia. Czy rzeczywistości wirtualna (VR) i rozszerzona (AR) mogą stanowić dodatkowe zagrożenie dla zdrowia psychicznego? Potęgować trudności w rozróżnianiu prawdziwego życia od tego w sieci?
M.K.: Jezu, mam nadzieję że nie! Sam gram codziennie i to głównie w VR. Na pewno wirtualna rzeczywistość potęguje doznania z gier, w szczególności tyczy się to horrorów. Nigdy nie czułem się tak zaszczuty, jak w niektórych momentach gry Resident Evil 7.
Do czego to wszystko prowadzi – nie wiem. Kiedyś się śmiałem, że ekran stopniowo zbliża się do nas i w końcu się z nim połączymy. No i proszę, aż miło popatrzeć, jak ludzkość rozsiada się wygodnie w swoim przedziwnym wideodromie.
KK: Przedstawiony w „Reputacji” świat i pojawiające się w nim postacie tworzą nader pesymistyczną perspektywę. Czy to są też pana osobiste odczucia względem współczesności?
M.K.: Niestety tak, chociaż jak na skrajnego pesymistę przystało, wszędzie znajduję sporo powodów do śmiechu. Współczesność jest w dużym stopniu tragikomedią i nawet nie wiem, czy śmieję się we właściwych momentach.
KK: Czy wzorem jednego ze swoich bohaterów bindżuje pan seriale? Który tytuł w szczególny sposób pana ostatnio zachwycił?
M.K.: Seriale oglądam nałogowo, ale nigdy więcej niż jeden, dwa odcinki dziennie. Dzielę działki, żeby starczyło na dłużej (śmiech).
Ostatnio zaciekawił mnie „Outsider”, drugi sezon „You” też był nienajgorszy. A z rzeczy lżejszych, mieszających kryminał z komedią najfajniejszy jest chyba „Barry”, ewentualnie „Killing Eve”. No i na koniec najnowsza ciekawostka - ludziom, którzy chcą się pośmiać z branży gier, bardzo polecam „Mythic Quest”.
KK: Czy to jednorazowa przygoda z thrillerem? Nad czym pan aktualnie pracuje?
M.K.: Trudno powiedzieć, bo zacząłem nową powieść i ma pewne elementy thrillera, ale z drugiej strony jest na tyle oporna w pisaniu, że może się jeszcze zmienić w cokolwiek, a także w zupełne nic. Piszę też do ciekawie zapowiadającej się gry politycznej, w której wcielimy się w prezydenta USA – „I am Your President”.
Fotografie: wydawnictwo W.A.B.
Rozmowę przeprowadził Damian Matyszczak.
Marcin Kiszela - prozaik, scenarzysta, okazjonalnie tłumacz i redaktor. Pisał scenariusze do gier video (“Get Even”, “The Beast Inside”, “Unholy”), tłumaczył bestsellery (mi.in. “Siedem minut po północy” Patricka Nessa i Siobhan Dowd , “Silos” Hugh C. Howey’a, “Pieśń Krwi” Anthony`ego Ryana), a pod pseudonimem Dawid Kain opublikował kilka książek (“Fobia”, “Kotku, jestem w ogniu”). (źródło: Lubimyczytać.pl)