Cofnęliśmy się niestety do czasów, w których znowu panuje wielki kryzys, przede wszystkim etyczny i moralny, nawet nie tyle ekonomiczny. To jest przerażające. To najgorszy politycznie moment w historii tego kraju.
Kawiarenka Kryminalna: Skoro jesteśmy w Kawiarence Kryminalnej, a Rocco Schiavone, główny bohater pana książek („Czarna trasa”, „Żebro Adama” - przyp. red.), jest niezwykle zasadniczy w kwestii kawy, byle jakiej lury nie tknie, proszę powiedzieć, jaka kawa jest pana zdaniem najlepsza?
Antonio Manzini: Espresso z Neapolu.
K.K.: Średnie temperatury w Aoście, gdzie osadzona jest akcja pana książek, są mniej więcej takie jak u nas w Polsce, czyli nie najgorsze. Jednak Rocco ciągle marznie.
A.M.: Bo pochodzi z Rzymu.
K.K.: A jak jest z panem? Lubi pan góry, śnieg, jeździ pan na nartach?
A.M.: Lubię narty. A zimno? Może sobie być zimno, pod warunkiem, że jestem w ładnym miejscu i w dobrym towarzystwie.
K.K.: W Polsce wyszła właśnie druga część przygód Rocca pod tytułem „Żebro Adama”. We Włoszech jest już ich sześć. Czy może pan zdradzić polskim czytelnikom, co spotka Rocca w najbliższej przyszłości?
A.M.: Nie mogę za dużo powiedzieć. Teraz wciąż mieszka w Aoście, ale w sercu wciąż ma swój ukochany Rzym. A wydarzenia, które będą miały miejsce, zmienią jego życie radykalnie.
K.K.: Rocco znajdzie drugą Marinę?
A.M.: Póki co muszę milczeć.
K.K.: Pan, tak jak Rocco, też jest z Rzymu. Za co można to miasto kochać, a za co nienawidzić?
A.M.: Kochałem Rzym, tam się urodziłem, to było moje miasto. W tej chwili go nie znoszę całym sobą. To jest brudne, złe, przepełnione złością miejsce. Zgubił się gdzieś ten uśmiech, który kiedyś tam był.
K.K.: Co takiego się stało, że zmienił pan swoje nastawienie do Rzymu?
A.M.: W tej chwili cały kraj jest w kryzysie tak finansowym, ekonomicznym, jak i moralnym. I Rzym na tej równi pochyłej znajduje się razem z całymi Włochami. Wszyscy pikują w dół. Także Rzym wreszcie wyląduje w koszu.
K.K.: Opisuje pan dogłębnie wady i zalety społeczeństwa włoskiego. Jakie były reakcje na pana książki? Ktoś się może obraził?
A.M.: Myślę, że reakcje były dobre, ponieważ ja nie odkrywam Ameryki. Mówię o tym, o czym wszyscy wiedzą. To wszystko jest tak przed moimi oczami, jak i przed oczami każdego Włocha. Cofnęliśmy się niestety do czasów, w których znowu panuje wielki kryzys, przede wszystkim etyczny i moralny, nawet nie tyle ekonomiczny. To jest przerażające. To najgorszy politycznie moment w historii tego kraju.
K.K.: „Żebro Adama” opowiada głównie o przemocy mężczyzn wobec kobiet, o szowinizmie. To poważny problem we Włoszech?
A.M.: Zdecydowanie. Przede wszystkim mam na myśli przemoc domową, która jest cały czas obecna na głównych stronach gazet. Chodzi nie tylko o jej wymiar fizyczny, ale i psychiczny. Sądzę, że krajem cywilizowanym można nazwać taki, w którym, gdy zrobimy na koniec roku bilans pod względem przypadków przemocy domowej, to wyjdzie nam on na zero. Niestety nie mogę tego powiedzieć o moim kraju.
K.K.: Przejdźmy do postaci Rocca. Nie można mu odmówić asertywności. Zazwyczaj robi to co chce i nie daje sobie wejść na głowę. Myślę, że to byłaby przydatna cecha w zawodzie pisarza, po to, by po prostu móc spokojnie pisać. Czy pan odnajduje jakieś swoje cechy w postaci wicekwestora?
A.M.: Chciałbym być taki jak Rocco. On jest osobą, która zawsze mówi prawdę. Myślę, że to mogłoby być ciekawe, gdybym mógł być tak bezwzględnie szczery. Natomiast jedyną rzeczą, którą mu sprezentowałem jest upierdliwość. Oj, ja potrafię być upierdliwy.
K.K.: Rocco jest bardzo skomplikowaną postacią. Z jednej strony dąży do wymierzania sprawiedliwości, z drugiej zaś sam ma wiele za uszami. Czy ten protagonista powstał na zasadzie przeciwieństw wrzuconych do jednego worka?
A.M.: Tak właśnie było! Dzięki takiemu zabiegowi Rocco jest ciekawszy i zdecydowanie bardziej wiarygodny. Zresztą nie bardzo wierzę w bohaterów czystych jak łza. Na początku Rocco był jeszcze gorszy - był z niego okropny, pełen agresji i przemocy policjant. Potem mu troszkę poprawiłem charakter i stał się łagodniejszy.
K.K.: Dla Rocca ważna jest moda?
A.M.: To nie tak. Te jego clarksy, które nosi nawet w metrowych zaspach śniegu, to buty, których się używało we Włoszech trzydzieści lat temu. To samo dotyczy jego płaszcza. A ja nie znoszę mody!
K.K.: Jest pan człowiekiem wielu talentów. Był pan aktorem, reżyserem, scenarzystą, pisarzem. Czy aktorstwo pomaga w pisaniu?
A.M.: Nie występuję już od dziesięciu lat. Jednak ten zawód dał mi umiejętność obcowania ze słowami. Tak naprawdę praca aktora polega na zrozumieniu słów. I te dwadzieścia pięć lat spędzonych w teatrze mi w tym zdecydowanie pomogły.
K.K.: Czy można powiedzieć, że tak jak reżyserował pan filmy, teraz w jakiś sposób reżyseruje pan swoje książki?
A.M.: W obu przypadkach chodzi tak naprawdę o opowiedzenie historii. Czy sprawa dotyczy reżysera czy pisarza - obaj przedstawiają własną wizję jakiejś opowieści. Oczywiście używają innych środków przekazu. Choć może pisanie książek daje więcej wolności.
K.K.: Jaka jest różnica między pisaniem powieści a pisaniem scenariuszy?
A.M.: Scenariusz jest zlepkiem dialogów z bardzo technicznymi informacjami. Całą resztę trzeba przekazać poprzez obraz. W książce musi znaleźć się wszystko: muzyka, zapach, odczucia, czyli znacznie więcej. O ile oczywiście pisarzowi uda się to zrobić.
K.K.: Czyta pan kryminały?
A.M.: Raczej rzadko.
K.K.: Czym się wyróżnia włoski kryminał na tle innych?
A.M.: Kładziemy duży nacisk na opis aktualnego stanu społeczeństwa. Historia kryminalna często jest tylko wymówką.
K.K.: Jak u Skandynawów.
A.M.: Tylko oni są smutni.
K.K.: Włochy kojarzą się z dobrym jedzeniem. Czy ma pan jakąś dietę, którą stosuje pan podczas pisania?
A.M.: Wolałbym nie mówić o jedzeniu, bo jestem na diecie i to dla mnie dramat. Od siedmiu miesięcy, gdy piszę, to nie jem.
K.K.: W ogóle?
A.M.: Nie mogę jeść węglowodanów, cukru. Nie jem mięsa, bo go po prostu nie jem. Nie piję alkoholu. Więc zostaje białko.
K.K.: A kawa z Neapolu?
A.M.: Tylko bezkofeinowa.
K.K.: Przydałyby się panu wakacje.
A.M.: Od trzech dni łamię te zasady i czuję, że to nie jest najlepszy pomysł. Na pewno mój lekarz mnie za to ukarze.
K.K.: Jak wygląda dzień pisarza w pana przypadku?
A.M.: Budzisz się i zaczynasz od wykonania tych wszystkich upierdliwych czynności, które każdy musi wykonać, oby tylko jak najszybciej, i wtedy możesz się zabrać za pisanie. Piszesz właściwie do wieczora. Ja nie lubię pisać po ciemku, więc robię to tylko do zachodu słońca. I tak naprawdę to wszystko. To jest taki sam dzień pracy jak u każdego innego człowieka.
K.K.: Skoro odradza pan Rzym, to jakie miasto poleciłby pan polskim turystom?
A.M.: Rzym na parę dni jest super. Wenecja, Florencja, Neapol też. Ale tylko na parę dni! Mieszkać można w Mediolanie, Turynie albo w jakimś mieście w Emilii-Romanii, czyli środkowym regionie Włoch. W Bolonii albo Ferrarze.
K.K.: A jak jest z mafią? Czy Rocco będzie musiał się z nią zmierzyć? Czy może Aosta leży za daleko na północ, by sięgały tam macki mafii?
A.M.: Mafia jest absolutnie wszędzie. Dwie rodziny kalabryjskie z 'Ndranghety (nazwa mafii włoskiej z Kalabrii – przyp. red.) mieszkają w Aoście. To miasto jest przepełnione konfliktami mafijnymi. W kolejnych tomach – trzecim i czwartym - rzeczywiście pojawia się ten temat.
K.K.: Pracuje pan nad kolejną częścią przygód Rocca?
A.M.: Prawdę mówiąc nic nie robię. Od dwóch miesięcy jeżdżę po Europie. Ale powinienem napisać siódmy tom. Bo jak nie, to moje wydawnictwo wyśle mi odpowiednie sygnały z Sycylii (śmiech).
K.K.: Czego można panu życzyć?
A.M.: Dużo zdrowia. Czego i ja życzę czytelnikom Kawiarenki Kryminalnej.
Wywiad przeprowadziła Marta Matyszczak
Recenzje powieści Antonia Manziniego na Kawiarence Kryminalnej: