Czeski kryminał Ivy Procházkovej to niezwykle ożywcza pozycja na mapie literatury gatunkowej. Specyficzny humor, zagmatwana zagadka z rodzaju whodunit, przewrotna struktura fabularna, sympatyczny bohater i pewna swojskość sprawiają, że jest to jedna z najbardziej trafionych lektur, jakie ostatnio wpadły w moje ręce.
W jeziorze znaleziono ciało policjanta. Jak się szybko okazuje, wyjątkowej szui. Osvalda Zapletala nie lubił nikt, począwszy od jego matki, a na kolegach z pracy kończąc. Osvald, jeśli mógł komuś zaszkodzić, chętnie to robił. A dla zaspokojeniu własnych popędów był w stanie zrobić wiele złego. Nic więc dziwnego, że skończył, jak skończył.
Dla podinspektora Mariána Holiny istotne jest jednak tylko to, że został zamordowany człowiek, bo i szybko okazuje się, że śmierć policjanta nie była wynikiem nieszczęśliwego wypadku. Holina, podgryzając swoje ulubione rogaliki, kierując się podszczypującą go intuicją i znakami zodiaku, prowadzi niekonwencjonalne śledztwo, które zawiedzie go prosto do mordercy. Kto nim jest? Wyrobiony czytelnik kryminałów powinien to w miarę wcześnie odgadnąć, co w żadnej mierze nie umniejszy jego przyjemności z lektury. A ta jest ogromna.
Na ten sukces złożyło się kilka czynników. Po pierwsze, postać podinspektora Holiny jest tak inna od standardowych zapijaczonych książkowych utracjuszy, do tego budząca sympatię, że z miejsca chce się podążać jego tropem. Poza tym Procházková obróciła trochę typowy schemat zagadki zamkniętego pokoju. Zazwyczaj w takich przypadkach mamy kilkoro podejrzanych, wśród których czai się morderca. Autor rzuca oskarżenia to na jednego, to na drugiego, ale postacie w różny sposób próbują odsunąć od siebie te zarzuty. Tymczasem w Mężczyźnie na dnie wychodzi na to, że najwyraźniej każdy z bohaterów maczał palce w śmierci Osvalda. Tylko któremu z nich udało się osiągnąć ostateczny cel? A może działali w zmowie?
Domysły się szerzą, a potencjalnych zabójców nie brakuje. Jest Hedvika i Jáchym, para, która uprawia w przydomowej szklarni marihuanę i ma na pieńku z Osvaldem. Jest Yadira i jej mąż, sąsiedzi Osvalda, bogate małżeństwo, które żyje w cieniu rodzinnej tragedii z przeszłości. Jest była żona Zapletala i jego syn, który nienawidzi ojca. No i ciotka, która może i jest wiekowa, ale i u niej znalazłby się motyw do morderstwa. To zresztą nie wszyscy.
Autorka w tle kryminalnej opowieści porusza problem tożsamości narodowej. Marián jest Słowakiem od lat mieszkającym w Czechach, a na domiar złego ma węgierskie korzenie. Gdy się więc wkurzy, gada do wszystkich w języku Madziarów, a kiedy znajduje zastosowanie dla zasady, że jak trwoga, to do Boga, robi to w rodzimym narzeczu. W tę tematykę wpisuje się też postać Yadiry, Brazylijki, która z pozoru w pełni zasymilowała się ze swoim nowym narodem, ale tak naprawdę w głębi duszy wciąż tęskni za ojczyzną.
Książka jest okraszona dobrym humorem. Akcja toczy się swoim tempem w oparach marihuany i w zapachu spożywanych przez Holinę rogalików, których jakość policjant ocenia, stosując odpowiednią punktację. Jego zespół omawia meandry śledztwa w pracowniczej stołówce, racząc się knedlikami z truskawkami. Kiedy jednak podinspektor chce, potrafi być stanowczy. A dojście do sprawiedliwości jest dla niego najważniejsze.
Wydawnictwo Afera zapowiada na ten rok publikację drugiej części przygód Mariána Holiny. Czekam na książkę z niecierpliwością, a w międzyczasie chętnie obejrzałabym serial o podinspektorze pt. Zabójstwa w kręgu (Vraždy v kruhu), do którego Procházková napisała scenariusz.
Iva Procházková
Mężczyzna na dnie
przeł. Julia Różewicz
Wydawnictwo Afera
Wrocław, 2016
410 s.