Marc Raabe wie, jak przykuć uwagę czytelnika. Szybka akcja, sugestywnie opisane sceny, cięcia w najbardziej newralgicznych punktach fabuły to tylko niektóre z trików, które autor z pewnością zaczerpnął ze swojego wieloletniego doświadczenia w pracy w telewizji. Kamerzysta to lektura, która trzyma za gardło i nie pozwala zasnąć jeszcze długo po przewróceniu ostatniej strony.
Ta przerażająca noc sprzed trzydziestu lat powinna na zawsze pozostać w pamięci Gabriela. Mężczyzna jednak wyparł złe wspomnienia o ciemnej piwnicy, tajemniczym laboratorium fotograficznym ojca, kłótni rodziców, o pożarze. Wtedy miał zaledwie jedenaście lat, teraz przekroczył czterdziestkę, pracuje jako ochroniarz i prowadzi z pozoru normalne życie. Do czasu, kiedy demony przeszłości upomną się o niego.
Jego dziewczyna, Liz, zostaje porwana. W tym samym czasie Gabriel zostaje wezwany do alarmu, który uruchomił się w opustoszałej posiadłości na obrzeżach Berlina, do której nikt nie zaglądał przez dziesiątki lat. Zanim mężczyzna zdoła dotrzeć z powrotem do miasta, po Liz nie będzie już nawet śladu.
Policja nie wierzy w wersję wydarzeń przedstawioną przez Gabriela. Co więcej, oskarżenia kieruje właśnie przeciwko niemu. Gabriel będzie więc musiał na własną rękę dowiedzieć się, co przydarzyło się Liz, a w tym celu sięgnąć do najgłębszych zakamarków swej pamięci. Jednocześnie też samemu próbować ukryć się przed organami ścigania.
Akcja pędzi na złamanie karku. Przeskakujemy pomiędzy wątkiem szamoczącego się po Berlinie Gabriela, a motywem porwanej Liz, która, swoją drogą, nie zamierza poddawać się bez walki. Marc Raabe wykorzystuje swój telewizyjny kunszt w dwójnasób. Z jednej strony opisuje zepsute środowisko telewizyjne, oferujące widzom sieczkę intelektualną. Z drugiej zaś, z powodzeniem stosuje w literaturze mechanizmy sprawdzone na małym ekranie.
Większość, dość zresztą krótkich rozdziałów kończy się tak zwanymi cliffhangerami, co oznacza, że autor przerywa narrację w najbardziej emocjonującym momencie, by podsunąć czytelnikowi inny wątek (zupełnie jak w serialach, kiedy to zamiast oczekiwanego rozwiązania zagadki dostajemy reklamy). Raabe doskonale też rozumie, że to konflikt napędza akcję. Bohaterowie jego powieści pozostają w ciągłym zagrożeniu, a autor rzuca im kolejne kłody pod nogi. Niemiecki pisarz często przeskakuje w narracyjnym toku z czasu przeszłego na teraźniejszy, co od razu skupia uwagę czytelnika na danej scenie i dodaje dynamizmu opowieści.
Marc Raabe pisze obrazami. Czasem dość przerysowanymi, wręcz teatralnymi. W tę okrutną z gruntu opowieść potrafi też wpleść elementy humorystyczne (scena z unieszkodliwionym psychiatrą).
Pisarz umiejętnie zbudował protagonistę powieści. Gabriel intryguje dzięki mrocznej tajemnicy z dzieciństwa, którą czytelnik odkrywa wraz z bohaterem. Budzi też sympatię jako postać, która bezinteresownie broni słabszych.
Thriller Raabe jest przerażający. To ponura historia, która jednocześnie wywołuje w odbiorcy strach i ciekawość tego, jak potoczą się losy bohaterów. Jedno jest pewne – nie czytajcie Kamerzysty przed snem. Po pierwsze, będziecie chcieli koniecznie dokończyć książkę i wraz z ostatnią stroną przywita Was blady świt. Po drugie, jeżeli nawet uda Wam się paść w objęcia Morfeusza, nie będzie to sen o niebieskich migdałach.
Marc Raabe
Kamerzysta
przeł. Barbara Tarnas, Viktor Grotowicz
Wydawnictwo Amber
Warszawa, 2017
430 s.