Najsłynniejszy agent Jej Królewskiej Mości powraca. Nie na ekrany kinowe (choć swoją drogą, ciekawe kto zastąpi na stanowisku Daniela Craiga), lecz na karty powieści. Mimo że Ian Fleming zmarł ponad pięć dekad temu, to stworzony przez niego bohater ma się całkiem dobrze.
Brytyjski pisarz i scenarzysta telewizyjny Anthony Horowitz podjął się nie lada wyzwania. Choć, jak zapewnia wydawca, Cyngiel śmierci został oparty o nieopublikowane dotychczas notatki Fleminga, to i tak próba wejścia w buty mistrza i napisanie kontynuacji przygód Jamesa Bonda były zadaniem zgoła karkołomnym. Horowitz ma już w tym względzie wprawę. Napisał także dalszy ciąg przygód Sherlocka Holmesa w dwóch jak dotąd tomach: Dom Jedwabny i Moriarty, które ukazały się nakładem Domu Wydawniczego Rebis.
Akcję swojej powieści Horowitz osadził tuż po przygodach opisanych przez Fleminga w Goldfingerze. Bond wraca z Ameryki, gdzie uratował zasoby Fortu Knox przed nieobliczalnym Auricem Goldfingerem. James nie przyjeżdża sam – z wojaży za wielką wodą przywozi atrakcyjną, zdystansowaną wobec mizoginicznego Bonda, Pussy Galore. Poza tymi postaciami w Cynglu... wystąpią doskonale znani z poprzednich części: przełożony Bonda - M i jego sekretarka, skrycie podkochująca się w 007, Moneypenny.
Jak to zwykle w życiu agenta - miłośnika martini - bywa, nie ma on ani chwili wytchnienia. Jedna misja goni kolejną, lokacje zmieniają się błyskawicznie, trup ściele się gęsto. Bond tradycyjnie ma do dyspozycji swoje stałe atrybuty, takie jak sportowe samochody (maserati) czy piękne dziewczyny (agentka służb specjalnych USA, Jeopardy Lane). Bond wraz ze swoją towarzyszką zmierzą się z Sowietami z oddziału Smiersz, którzy zwarli szeregi z nieobliczalnym Koreańczykiem, Jasonem Sinem. Agent 007 będzie miał ręce pełne roboty.
Jako zdeklarowanemu miłośnikowi przygód 007 lektura Cyngla... dostarczyła mi przyzwoitej rozrywki. Bond, choć jest postacią przerysowaną, niemającą wiele wspólnego z prawdziwym szpiegowskim rzemiosłem, od zawsze ujmował nonszalancją i dyskretną elegancją. Przejęty przez Horowitza, na całe szczęście nie wyzbył się tych cech. Nie wykastrowano go z szybkich samochodów, technicznych nowinek i urodziwych kobiet, bez których nie byłby wstrząśniętym i niezmieszanym.
Akcja powieści zapewnia porządną dawkę emocji i rosnącego napięcia, szczególnie podczas takich scen jak ta przedstawiająca morderczy wyścig na torze Nürburgring. Niestety powieści Bonda są schematyczne i po emocjonujących rollercoasterach przychodzi ten znienawidzony przeze mnie moment, w którym przeciwnicy Bonda, w przypływie bezbrzeżnej głupoty chyba, zdradzają mu swoje niecne plany. Od tego momentu czytelnikowi pozostaje tylko śledzić, czy Bond zdoła pokrzyżować ich zamiary (choć z góry wiadomo, że zdoła).
Mimo powielenia tej kalki, zakończenie Cyngla śmierci nie rozczarowuje. Horowitz sprawił, że akcja trzyma w napięciu dosłownie do ostatniej strony. Polecam nie tylko fanom Jamesa Bonda.
Anthony Horowitz
Cyngiel śmierci
przeł. Maciej Szymański
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań, 2015
280 s.