Dorota Kania w swojej najnowszej książce kontynuuje prywatne śledztwo w sprawie zagadkowych śmierci w III RP. Nawiązując do tytułów, w pierwszej części serii autorka zapoznała czytelnika z historiami osób, na które padł cień tajnych służb, zaś w najnowszej z ofiarami zakulisowych gier prowadzonych przez rządowe agendy.
Autorką publikacji jest dziennikarka prawicowych mediów: Gazety Polskiej Codziennie i portalu niezależna.pl.Od lat przygląda się działalności służb specjalnych i porusza temat lustracji życia publicznego w Polsce. Cień tajnych służb okazał się podobno sukcesem wydawniczym. Z zainteresowaniem sięgnąłem więc po kolejną część.
Niestety po lekturze Gry tajnych służb odniosłem wrażenie, że autorka obniżyła loty w stosunku do poziomu, który wyznaczyła Cieniem... Po pierwsze, rozczarowujące jest powtórzenie kilku sylwetek opisanych już w pierwszym tomie. O zabójstwie małżeństwa Jaroszewiczów, śmierci Marka Karpia i Leszka Tobiasza, a także samobójstwach Remigiusza Musia i Sławomira Petelickiego Kania pisała już w Cieniu... Nie zamieszczając nowych dokumentów czy faktów, autorka nie zdołała uzasadnić powodu wałkowania tematów po raz wtóry.
Po drugie, w Grze... Kania miast chłodno analizować zgromadzony materiał faktograficzny, ucieka się do luźnych spekulacji i przypuszczeń. Nagły zgon znanych publicznie osób niemal zawsze wywołuje wśród opinii publicznej falę spekulacji i domysłów. Tak też było po śmierci Jana Kulczyka, który zmarł w lipcu 2015 roku w wiedeńskiej klinice. Tyle że, co przejdzie w ustach typowego mędrca spod gminnego sklepu monopolowego, rozumującego w kategoriach: „Kulczyk taki bogaty, to na pewno zamieszany w jakiś spisek”, w poważnej publikacji nie uchodzi. Dziennikarstwo śledcze powinna znamionować odpowiedzialność za stawiane hipotezy i gotowość do ich udowodnienia. Kania, dopisując w ostatnim rozdziale do ofiar specsłużb osobę znanego biznesmena, nie dostarczyła dowodów czy choćby poszlak na potwierdzenie tej tezy. Z drugiej strony, zadbała o skrupulatne prześwietlenie członków jego rodziny, w tym również dzieci. Niestety z lektury wywodu nie dowiedziałem się, co zabieg lustracji najbliższych wniósł do sprawy wyjaśnienia tej śmierci.
Zastrzeżenie budzi konstrukcja bibliografii, z mało konkretną listą głównie źródeł prasowych (dzienniki, tygodniki, stacje radiowe i telewizyjne) oraz ich serwisów internetowych. Dla czytelnika pragnącego pogłębić poruszoną tematykę bibliografia będzie mało przydatna, bo cóż mu po wiedzy, że autorka skorzystała z materiałów TVP, TVN24, Gazety Wyborczej oraz ze stron internetowych MSW albo PIS?! Gdzie uszczegółowienie źródeł, wskazanie konkretnego artykułu, numeru pisma czy daty jego ukazania się?
Cennym zabiegiem podnoszącym wartość publikacji było zamieszczenie decyzji prokuratorskich, postanowień sądów i zeznań naocznych świadków. Dziennikarka próbowała dotrzeć do faktów pominiętych lub zbagatelizowanych przez organa ścigania. Tak było między innymi w przypadku zagadkowego wypadku samochodowego, w którym zginęli trzej członkowie stowarzyszenia Arka.
O tym, że nawet po latach można wyjaśnić zagmatwane sprawy kryminalne, świadczy opisany w książce przykład poznańskiego dziennikarza, Jarosława Ziętary, który zaginał w 1992 roku. Determinacja kolegów Doroty Kani po fachu w nagłaśnianiu karygodnych zaniedbań, których dopuściły się w tej sprawie organy ścigania, przyniosła efekt. W 2015 roku przed sądem stanął Aleksander Gawronik, były oficer SB oskarżony o podżeganie do zabójstwa Ziętary, którego ciała do dziś nie znaleziono.
Po Grę tajnych służb mogą sięgnąć ci, którzy nie czytali Cienia tajnych służb. W przeciwnym wypadku pojawia się nieprzyjemne déjà vu i poczucie, że autor marnuje cenny czas i pieniądze czytelnika.
Dorota Kania
Gry tajnych służb
Wydawnictwo M
Kraków, 2015
366 s.