Była Krew na śniegu, teraz jest Więcej krwi. To druga z zapowiadanych trzech minipowieści Jo Nesbø o przygodach tajemniczego handlarza narkotyków i płatnego mordercy, który nie potrafi zabijać. I znów norweski król kryminału wymyka się wszelkim próbom klasyfikacji gatunkowej. Nesbø pisze o miłości, pisze też o zbrodni, ale ja coraz bardziej jestem ciekawa, do czego ta opowieść tak naprawdę zmierza, i jakim zakończeniem zaskoczy nas twórca Harry'ego Hole'a.
Pamiętacie Olafa Johansena, głównego bohatera Krwi na śniegu? Ten wrażliwy i niezwykle kochliwy morderca na zalecenie o dobrym sercu (jakkolwiek kuriozalnie to brzmi, oddaje jego charakter) ucieka przed ludźmi Rybaka, bossa narkotykowego z Oslo. Spotykamy go w małym miasteczku Kåsund na północy kraju. Tym razem nazywa się Jon Hansen – Nesbø pogrywa sobie z czytelnikiem także w warstwie językowej – choć miejscowym przedstawia się jako Ulf. By przeżyć, musi się ukryć, najlepiej zniknąć na dobre, bo jego prześladowcy są na jego tropie.
W Kåsund mieszka grupa laestadian – wyznawców niezwykle konserwatywnego religijnego nurtu. Córką ichniejszego kaznodziei jest piękna Lea, w której – mimo że kobieta ma męża i syna – Jon się zakochuje. Hansen ukrywa się w domku myśliwskim na opuszczonych terenach poza miasteczkiem. Jedynym jego towarzyszem jest samotny, jak i nasz bohater, renifer. Jednak akcja nie może trwać w zawieszeniu zbyt długo, więc i na Jona przychodzi pora. Wysłannicy Rybaka odnajdują go w jego głuszy. Czy Jonowi/Olafowi/Ulfowi ponownie uda się oszukać przeznaczenie?
Nesbø z maestrią odmalowuje klimat opowieści. Dzikie, bezludne tereny, prażące słońce, wszędobylskie komary i czas, który z jednej strony wydaje się stać w miejscu. Z drugiej jednak wiemy, że Jonowi zostało go bardzo niewiele. Wydany na niego wyrok musi być wykonany. Kiedy pogoń wreszcie nadciąga, akcja startuje w przyśpieszonym tempie. Możemy liczyć na filmowe, tarantinowskie wręcz sceny (ta z reniferem) i hollywoodzkie zakończenie.
Nesbø pozwala nam nieco lepiej poznać stworzonego przez siebie bohatera. Dowiadujemy się, dlaczego Jon zszedł na złą drogę. A że kierowały nim szlachetne pobudki, tym bardziej zyskuje on naszą sympatię. Zastanawiająca jest jedynie jego skłonność do zakochiwania się - ciągle i na nowo w kolejno napotkanych kobietach. Aż czytelnikowi nasuwają się podejrzenia, że o coś więcej tu chodzi. A może jest to tylko (aż) obraz rozpaczliwie samotnego człowieka, który pragnie bliskości?
Autor Syna i Policji dopracował swoją mikropowieść (214 stron) także pod względem literackim. Często jest tu mowa o religijności i ateizmie, nasz bohater zdecydowanie przychyla się ku temu drugiemu. Prowadzenie takich rozważań ułatwia pierwszoosobowa narracja, jaką zastosował Nesbø. Niestety niektóre z owych wywodów jako żywo przypominają przemyślenia Paulo Coelho.
Więcej krwi to powieść nostalgiczna, chwilami liryczna. W pewien sposób niepokojąca. Z pewnością jest to inne od tego, które do tej pory znaliśmy, dojrzalsze oblicze Jo Nesbø.
Jo Nesbø
Więcej krwi
przeł. Iwona Zimnicka
Wydawnictwo Dolnośląskie
Wrocław, 2015
214 s.