To już dziesiąta część z serii przygód niemającego sobie równych śledczego z Oslo. Kto czytał poprzednią, zdaje sobie sprawę, w jak dramatycznym momencie Jo Nesbø pozostawił swoich czytelników. Policja wszystkie wątpliwości, powstałe pod koniec lektury Upiorów, rozwiewa. I stwarza tylko jedną obawę – czy to już koniec czytelniczego eldorado? Pozostaje mieć nadzieję, że nie i słać listy błagalne do norweskiego króla kryminałów.
Trudno powiedzieć coś więcej na temat fabuły najnowszej książki Jo Nesbø, nie zdradzając zbyt wiele i co najważniejsze, nie psując czytelnikom radości ze zmyłek stosowanych przez autora. Powiem tylko tyle, że ja podczas lektury nie raz i nie dwa wyzywałam Nesbø od oszustów i kanciarzy, budząc popłoch w środkach komunikacji miejskiej i pozyskując pobłażliwe spojrzenia współpasażerów. NIKT nie potrafi tak zmanipulować wyobraźni czytelnika i zdeptać z błotem jego przekonania o własnym sprycie i niezawodnej dedukcji, jak Jo Nesbø.
W Oslo giną policjanci. Morderstwa łączy jeden identyczny czynnik – zostały popełnione w miejscach niewyjaśnionych zbrodni z przeszłości, przy rozwiązywaniu których bez powodzenia ofiary brały udział. Tymczasem w Wydziale Zabójstw nie ma już najlepszego z wywiadowców. Policjanci nie mają więc łatwego zadania. Nie pomagają im też przepychanki na szczytach władzy - w Radzie Miasta i w komendzie - wprowadzające tylko zamęt w działaniach stróżów prawa.
Nesbø nie patyczkuje się ani z czytelnikami, ani tym bardziej ze swoimi bohaterami. I może dzięki temu potrafi wywoływać tak silne emocje? Człowiekowi aż nie chce się wierzyć, że autor był zdolny do tak radykalnych posunięć, a tymczasem okazuje się, że to tylko preludium do dalszych niespodzianek.
Przystojnego, prawie dwumetrowego, niepokornego śledczego z blizna na twarzy każdy wielbiciel kryminałów zna już doskonale. Jednak u Nesbø wszyscy bohaterowie, także ci drugoplanowi, to postacie z krwi i kości, na swój sposób charakterystyczne, psychologicznie wiarygodne, złamane. Nie ma tu ludzi tylko dobrych lub skrajnie złych. U Nesbø są po prostu ludzie – czyli osoby z całym bagażem doświadczeń, grzechami na sumieniu i nie zawsze właściwymi wyborami na koncie. To postacie splątane ze sobą w gąszczu powiązań, związków i zależności, których relacje chce się i śledzi się z zapartym tchem.
Policja to kryminał doskonały. Zwroty akcji zaskakują prawie do ostatniej strony. Autor sprawnie i sprytnie podsuwa czytelnikowi mylne tropy, by na końcu i tak wszystko odwrócić do góry nogami. Ani na chwilę niepopuszczające napięcie nie pozwala odłożyć książki na dłużej niż czas konieczny do sporządzenia sobie kawy lub herbaty. I tak do rana.
Jak mnie mądrze doradzono, i ja podpowiem Wam – zanim sięgniecie po Policję (co jest wręcz obowiązkiem każdego fana kryminałów), koniecznie przeczytajcie najpierw Upiory, by móc zrozumieć kontynuację przerwanych wątków i mieć pełny obraz sytuacji.
Z niecierpliwością i jeszcze większą obawą czekam, aż jakiś, miejmy nadzieję wybitny, reżyser odważy się wziąć za realizację serii o Harrym Hole'u. Krążyły plotki o Martinie Scorsese, ostatnio o Leonardo DiCaprio odnośnie innej, jeszcze niepowstałej powieści Nesbø. Ja mam tylko jedną prośbę – świecie filmu, błagam, nie zepsuj tego literackiego, kryminalnego majstersztyku!
Jo Nesbø
Policja
przeł. Iwona Zimnicka
Wydawnictwo Dolnośląskie
Wrocław, 2013
470 s.